28 gru 2021

Zdarzenia i zmyślenia - Prolog

 Wstęp 

Forma tej O! Powieści, Kroniki, czy Pamiętnika nie jest jednoznaczna. Co jest zdarzeniem, a co zmyśleniem pozostawiam dociekliwości Czytelników. Internet pełen jest prawdziwych ludzi opowiadających zmyślone historie. 

A może by tak sytuację odwrócić? - Zmyślone postacie opowiadają o tym, co naprawdę się zdarzyło. 

Główne aktorki tego spektaklu to: 

  • Klara – narratorka sagi rodzinnej. 
  • Regina – redaktorka zamierzająca wydać książkę. 
  • Emilia – synowa Reginy, prowadzi własną grę. 
  • Matylda – córka Emilii i wnuczka Reginy, zagubiona w otaczającej ją rzeczywistości.

Prolog 

- Sprawa jest zamknięta – powiedział prokurator. 

- Jak to zamknięta? Nikt za zbrodnię nie odpowie? – Klara była niemile zaskoczona, tym co usłyszała.

- Przedawnienie. Poza tym udało nam się zebrać tylko poszlaki, przyznaję, że poważne – ale nie wystarczające, żeby sąd orzekł bezsporną winę podejrzanych. 

- I co ja mam z tym zrobić? 

- Pani? Nic. Doceniam pani zaangażowanie w sprawę, dlatego przekazuję tę wiadomość. Klara po wyjściu z prokuratury, ruszyła w stronę domu. Dużo było do przemyślenia. Kiedy weszła do mieszkania, zamknęła za sobą drzwi na zasuwę, zastanawiając się od czego zacząć. Nie może przecież tego tak zostawić. Trzeba zaparzyć dobrej, mocnej herbaty i opracować plan działania. Nie trzeba się przy tym nadmiernie spieszyć. Może należy zacząć od najprostszej czynności –  zadzwonić pod numer, który znalazła w starej książce telefonicznej? Tak, ale to później, najpierw trzeba odpowiedzieć sobie na kilka pytań związanych ze sprawą, której nadała własny kryptonim „ABC”. Czy ludzie, którzy zaczepili ją miesiąc wcześniej powiązani są rzeczywiście ze sprawą, a jeśli tak, to po czyjej stoją stronie? Chcą dociec prawdy, czy ją ukryć? Czy dobrze postąpiła zgadzając się na współpracę? Nie, to niewłaściwe pytanie. Czy mogła postąpić inaczej? Co by się stało, gdyby odmówiła? Jak oni w ogóle ją znaleźli? 


Małgorzata Todd (C) 2020

23 gru 2021

Biuletyn Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944. Nr 61, grudzień 2021

 

Z życia Stowarzyszenia

Co warto przeczytać

Szanowni Czytelnicy, 

przede wszystkim chcielibyśmy złożyć Wam, w imieniu Zarządu SDP1944 i redakcji Biuletynu, najserdeczniejsze życzenia zdrowych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia i wielu powodów do uśmiechu w Nowym 2022 Roku!

A poza tym w 61 Biuletynie piszemy o uznaniu cierpienia byłych więźniów DULAG 121 i odwiedzamy naszych przyjaciół z Siedlec - Teatr LUZ. 

Na blogu opublikowaliśmy również kolejne wspomnienia - tym razem podzielił się nimi pani Krystyna Czerny (Wspomnienia).

A od niedawna jesteśmy obecni na Instagramie. Zapraszamy na nasz profil!

Baza naszych wspomnień

Wzbogaca się baza Naszych wspomnień - opublikowaliśmy dwa kolejne wpisy wspomnieniowe. Serdecznie zachęcamy do dzielenia się z nami tymi unikalnymi informacjami - chętnych  zapraszamy do kontaktu na nasz adres e-mail. Dzięki wolontariuszom możemy pomóc w ich digitalizacji, a nawet spisaniu.

Po 77 latach uznane zostało cierpienie byłych więźniów DULAGU 121

Rozpoczynamy niniejszy biuletyn informacją o wydarzeniu niezwykle ważkim dla wielu mieszkańców Warszawy i okolic, którzy zostali wysiedleni ze swoich domów po Powstaniu  w 1944 r. przez obóz przejściowy w Pruszkowie.  

Pan Poseł Zdzisław Sipiera odczytuje list od Premiera M. Morawieckiego

Zdarzyło się to 2 października 2021 na terenie byłego obozu DULAG 121. Pan Zdzisław Sipiera, poseł pruszkowski, odczytał list premiera Mateusza Morawieckiego ogłaszający od dawna oczekiwaną decyzję o włączeniu DULAGU 121 do listy obozów koncentracyjnych. 

Kolejne wystąpienia szefów Instytutu Pamięci Narodowej i Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, Panów Mateusza Szpytmy i Jana Józefa Kasprzyka opisały decydujący wkład tych instytucji w przygotowanie opinii umożliwiającej rządowi  wydanie Rozporządzenia do Ustawy o Kombatantach, dotyczącego byłych więźniów obozu DULAG 121

W marcu 2021 r. ekspert IPN Pani Maria Zima opracowała opinię w niepodważalny sposób zrównującą warunki panujące w obozie DULAG 121 z warunkami w innych niemieckich obozach koncentracyjnych. Ten dokument stał się naszym zdaniem „kamieniem węgielnym” całego procesu rozszerzenia Ustawy.

Pozytywne rekomendacje IPN i UdsKiOR, szereg pism Pani Małgorzaty Bojanowskiej dyrektor Muzeum DULAG 121 oraz próśb zawartych w pismach Stowarzyszenia Dzieci Powstania, wspierających wniosek powyższych instytucji  do Pani Minister Marleny Maląg w Ministerstwie Rodziny i Spraw Socjalnych sprawiło, że Ministerstwo dokonało opracowania  podstawy prawnej  i założeń finansowych pod dodatkowe Rozporządzenie do Ustawy.

Na podstawie wszystkich wspomnianych dokumentów Pan Premier M. Morawiecki podpisał Rozporządzenie, które weszło w życie 9 października w tydzień po ogłoszeniu (2 października) na uroczystości Obchodów Dnia Pamięci Więźniów  Obozu Dulag 121 i Niosących Im Pomocna terenie byłego niemieckiego obozu przejściowego DULAG 121 w Pruszkowie.

Nawet obecni na uroczystości  byli więźniowie, w tym członkowie  naszego Stowarzyszenia, nie do końca "na gorąco" zrozumieli, co przynoszą im przemówienia decydentów, Bardzo niewielka liczba "osób wtajemniczonych" oczekiwała w niepewności na ogłoszenie zmiany w Ustawie.

W Biuletynie nr 60 zamieściliśmy zaproszenie do uczestnictwa w Obchodach. Z uwagi na toczące się prace w instytucjach państwowych przypuszczaliśmy, że 2 października 2021 może być przełomowy dla oczekiwań Dzieci Powstania - byłych więźniów DULAGU 121. Kto przybył - to dowiedział się z "pierwszej ręki" o ważnych dla nas zmianach.

W imieniu SDP1944 podziękowanie wygłosił Przewodniczący Stowarzyszenia Wojciech Łukasik.

Z uwagi na rzadko nadarzające się okazje bliższego poznania się nawzajem, zebraliśmy się w grupkach, również po to, aby omówić zmiany w statusie więźniów DULAG, które przed momentem zostały ogłoszone.


Zamieszczone fotografie wykonało nasze Dziecko - pani Ela Koziarska Puzyńska. Dziękujemy jej za liczne inne z tej uroczystości, które przechowywane są w naszym archiwum.

W ślad za rozprzestrzeniającą się wieścią o nowym statusie byłych więźniów DULAG 121 udzieliliśmy szeregu informacji, jak należy formalnie wnioskować do UdsKiOR o przyznanie uprawnień kombatanckich. Stowarzyszenie pozyskało też nowych członków.

Przypominamy informację o warunkach wnioskowania do UdsKiOR: 


Teatr Tańca LUZ - zmiana pokoleniowa

    Pani Joanna Woszczyńska -  kierownik artystyczny Alternatywnego Teatru Tańca LUZ z Siedlec   nieprzerwanie wzbogaca spektakl swojego autorstwa „Dzieci Powstania 1944”. Układy choreograficzne, efekty scenograficzne, akustyczne spektaklów  zespołu LUZ z Miejskiego Ośrodka Kultury  w Siedlcach otrzymują pod Jej kierownictwem nowy, bogatszy wyraz. Mijają lata; widownia niezmiennie zachwyca się urokiem, sprawnością i muzykalnością dziesiątków występujących młodziutkich aktorów. W trakcie przedstawienia większość widzów  głęboko się wzrusza.


    Mało kto zdaje sobie sprawę, że aktorzy, jako uczniowie siedleckich szkół, z biegiem lat przechodzą z klasy do klasy, a w końcu naturalnym biegiem rzeczy, rozpoczynają naukę w szkołach wyższego stopnia. Z każdym rokiem młodsza generacja zastępuje zasłużone dzieci występujące w poprzedzających latach. Nowy „narybek” otrzymuje szlif taneczny, aktorski, śpiewaczy.  Zapał młodziutkich artystów, którzy masowo garną się do zespołu, powoduje, że nie ustępują oni pod względem umiejętności swoim poprzednikom. Zespół tętni młodością, mimo że istnieje już wiele lat.



    W spektaklu Alternatywnego Teatru Tańca Luz „Dzieci Powstania’44”, który odbył się 28 października 2021  w sali widowiskowej Miejskiego Ośrodka Kultury w Siedlcach  wystąpili artyści właśnie w składzie po gruntownym „odmłodzeniu”. Wcześniejszych spektakli było ponad 150,  nie tylko w Polsce, ale i na Litwie, fragmenty w Niemczech w Monachium oraz w Czechach w Pradze. Można go było obejrzeć również w 29.11.2021 w Pruszkowie. O fakcie tym SDP1944 zostało bezpośrednio powiadomione  wyłącznie przez p. Joannę.

    Zespołowi przyświecają różnorodne cele. Główny cel - to zachowanie pamięci o losach Dzieci 1944, tych z książek Jerzego Mireckiego pt. „Dzieci 44”, Joanny Papuzińskiej pt. Asiunia i Bogumiła Janusza Żórawskiego pt. „Kamienie też czasem płaczą” a także tych, które są członkami Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944 Każdorazowa obecność Jerzego Mireckiego na występach LUZu to niezwykła okazja dla zdobycia autografu autora.



    Z wielką satysfakcją p. Jerzy podpisuje się na swojej książce (ale teź i na wyrwanej z zeszytu karteczce) podawanej autorowi przez artystów LUZu, ustawionych w niekończącej się kolejce. To żywy dowód na to, jak głęboko dzieci LUZu wcielają się w postacie swoich powstańczych poprzedników.

Troska o rówieśników, którym choroba pokrzyżowała wszelkie plany życiowe jest następnym celem zespołu. Napisała o nim pani Joanna w e-mailu do SDP1944: 

"W tym dniu cały fundusz z biletów-cegiełek zostanie przekazany na rzecz Fundacji Siedleckie Hospicjum Domowe dla Dzieci. Spektaklom będzie przyświecało hasło „Dzieci Dzieciom”. Dzieci z hospicjum na co dzień walczą z ciężkimi chorobami, a ich rodzice prowadzą trudną walkę o każdy następny dzień. Ich sytuacja metaforycznie jest podobna do dzieci z powstania warszawskiego, którym dzieciństwo zabrała wojna."



    Na czas pandemii Teatr przygotował Dzieciom Powstania (przy pierwszej fali covida) piosenkę -"pocieszycielkę"  www.youtube.com/watch?v=7io6_b0lQbk
 Pisze o niej pani Joanna:
  

Tą piosenką chcieliśmy dodać siły i otuchy wszystkim Dzieciom ’44, które teraz przechodzą ponownie trudny okres w swoim życiu, trudny szczególnie dla starszych ludzi. Dla nas są bohaterami, o nich myślimy i pamiętamy… a ich doświadczenia z okresu wojny przeniesione na scenę dodały siły młodym artystom zamkniętym w domach w czasie pandemii.  Tę piosenkę każdy z młodych wykonawców zaśpiewał w swoim domu i nagrał telefonem komórkowym. 

Wszystkim czytelnikom łaskawie przypominamy, że kilka lat temu Zarząd SDP1944 jednomyślnie przychylił się do propozycji ś.p. Andrzeja Olasa - naszego ówczesnego przewodniczącego - nadania Pani Joannie Woszczyńskiej tytułu Honorowego Członka.

Widziane z krzesła Honorowego Prezesa 
profesora Andrzeja Targowskiego


Powstanie Kościuszkowskie a wybijanie się na niepodległość dzisiaj

Uzyskanie przez Polaków samodzielności było podstawowym celem w czasie rozbiorów. jest to oczywiście zrozumiałe, ale nie musi dziwić, że ten cel stał się aktualny także dzisiaj, kiedy Polska jest niepodległa. Hasło walki o samodzielność straciło bowiem pierwotne znaczenie i stało się mitem, który może przyjmować różne kształty i bywa wykorzystywany przez różne opcje polityczne. Obecnie utożsamia się je z niepodległością,  którą ponoć zabrała nam dyktatura Brukseli. A przecież utrata samodzielności Węgrów przez Unię z Austrią czy Litwinów przez Unię z Polską nie była porażką, a sukcesem i wyrazem mądrości liderów tych Narodów. Podobnie członkostwo Polski w Unii Europejskiej jest podobnym objawem mądrości polskich i europejskich liderów. 

Z chwilą uzyskania  upragnionej samodzielności, a co więcej, niepodległości, zadanie główne zostało zrealizowane. Niemniej odczuwamy ciągle jej przemożny wpływ, który w dużym stopniu determinuje dalsze działania, u nas zawsze obarczone szlachecką “złotą wolnością”. Nawet odmowa szczepienia w pandemii 2021 jest kontynuacją tej złotej wolności oraz liberum veto, który jest przecież polskim wynalazkiem. Tworzy się błędne koło, niektórzy politycy i wyborcy nie chcą prowadzić mądrej polityki, bo nie zapewnia absolutnej suwerenności, którą rozumieją jako możliwość nieliczenia się z nikim. A przecież brak niczym nieograniczonej suwerenności nie oznacza, że naród nie może funkcjonować, a nawet rozwijać się i to w dobrobycie.  Wszak suwerenność narodu jest ograniczona, kiedy panuje nad nią religia czy międzynarodowe wspólnoty, na co się zgodziliśmy. Niektórzy jednak wolą bohaterską śmierć, dosłownie i w przenośni, narodu jako cel sam w sobie. czego przykładem jest obecne izolowanie Polski w świecie.

Powyższe rozterki mamy od czasów konfederacji barskiej (która sprowokowała rozbiory), a zwłaszcza od czasu powstania kościuszkowskiego w 1794 roku, które nie miało szans na zwycięstwo i skończyło się klęską. W rok po nim Polska przestała istnieć na 123 lata. Ale sam wódz tego powstania,  Tadeusz Kościuszko, stał się wielkim bohaterem narodowym, legendą. Nie ma chyba w Polsce miasta, które by nie miało ulicy jego imienia. To on poderwał rodaków, gdy groziła zupełna likwidacja strzępów państwa polskiego, zależnego od Rosji, jakie zostało po drugim rozbiorze. 

Odtąd, aż do dziś, niepodległość Polski stała się polską racją stanu. Pomimo klęski, Kościuszko wskazał drogę walki przez zbiorowy wysiłek całego narodu, w tym chłopstwa. Chłopi powinni być równoprawnymi obywatelami Polski; co oczywiście wynikało z wpływów rewolucji francuskiej i amerykańskiej, dobrze mu znanych, ale spotkało się, niestety z oporem większości szlachty.

Pomimo klęski powstania, Kościuszko okazał się w oczach potomnych wielkim bohaterem. Ale czy on sam, o takim wielkim charakterze, miał po nieudanym powstaniu szanse na podjęcie innych działań?  Otóż miał i z niej nie skorzystał, niestety.  Co ciekawe, źródłem źródłem tej opcji są Stany Zjednoczone, kiedy Napoleon Bonaparte w 1803 roku wycofał się z planów zaatakowania tego kraju przy pomocy francuskich i polskich wojsk okupujących Haiti, gdzie żółta febra  zdziesiątkowała nasze wojska.  Wówczas Napoleon sprzedał stanom zjednoczonym za 15 mil dolarów francuskie południowe kolonie (było ich 10) w Ameryce i pieniędzmi z owej sprzedaży planował finansować wojnę z Prusami w 1806 roku, a potem z Rosją w 1812 roku.

Otóż Napoleon, znający popularność Kościuszki, zaproponował powrót do Polski i udział w stopniowym odbudowaniu państwa polskiego. Nawet wydał w jego imieniu odezwę. Tym tylko zirytował  Kościuszkę,  który na piśmie postawił warunek, że Napoleon ma zagwarantować odrodzenie Polski w granicach większych od przedrozbiorowych. Cesarz na to miał powiedzieć : " Postępowanie jego dowodzi, że jest to głupiec ". Kościuszko nie lubił Napoleona, uważał go za uzurpatora. Być może czuł się ponadto zobowiązany carowi Pawłowi I, który wypuścił go z więzienia po złożeniu przysięgi wiernopoddańczej, co było ceną za uwolnienie z rosyjskich więzień i łagrów 20 000 Polaków. (Nawiasem mówiąc, podobnie myśleli polscy oficerowie z PRL-u po 1989 r. bowiem uważali, że są związani przysięgą z tym reżimem, a płk Ryszard Kukliński jest zdrajcą;  tymczasem on de facto był pierwszym polskim oficerem NATO). Kościuszko musiał także przyrzec carowi, że nie wróci do Polski. A była wówczas szansa dla Polski większa od tej w 1918 roku. Szczęśliwie Józef Wybicki i Jan H. Dąbrowski,  a także ochrona osobista złożona z polskich arystokratów, a być może i Maria Walewska – wszyscy oni pomogli Napoleonowi utworzeniu Księstwa Warszawskiego, które po 1814 roku stało się królestwem polskim, zależnym w prawdzie od Rosji. Stąd nauka, z abstrakcyjna polityka Polska nie ma szans na sukces. A pamiętać warto, że polityka to sztuka realizowania możliwych rozwiązań, a nie utopia nie do zrealizowania, w stylu "czekając na Godota", w Polsce, czyli nigdzie ". Polska przez cały wiek XIX nie pojawiała się na mapach, czyli była rzeczywiście nigdzie. Czy dzisiaj – wobec kryzysu opozycji - nie czekamy na Godota? A tymczasem trzeba grać kartą, jaka jest w ręku i dbać o "złoty róg", jaki dała nam rewolucja Solidarności.

Gdyby Kościuszko zgodził się współpracować z Napoleonem, być może nie byłoby ani powstania listopadowego, ani styczniowego, ani utraty niepodległości na wiele lat, ani Powstania Warszawskiego. A dzisiaj nie mielibyśmy utopijnie “powstawać z kolan" i walczyć z "dyktaturą Brukseli". Niestety, hasło Kościuszki "wybijania się na niepodległość" i zalecenie Mickiewicza, “aby mierzyć siły na zamiary "( np. samodzielnie bronić wschodniej granicy UE) dominują obecnie w niepodległej III RP.  Bowiem tak postępują uczniowie historii, która bezkrytycznie i mitologicznie ocenia dokonania naszych liderów utopistów.

Warto przeczytać

Interesujące artkuły zamieścił na swoich łamach biuletyn KOMBATANT z października 2021, nr 10 (370) Październik 2021 - Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych (kombatanci.gov.pl).

Jest to pismo Urzędu Do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, Urząd ten decyduje na podstawie przedstawionych dokumentów o przyznaniu uprawnień dla kombatantów lub osób represjonowanych. Na wstępie przeczytamy informację o Uprawnieniach kombatanckich dla osób wywiezionych w czasie II wojny światowej do obozu przejściowego w Pruszkowie.

O Dulagu 121 pisze historyk z Muzeum DULAG 121 Iwona Burzyńska w artykule "Historia obozu przejściowego Durchgangslager 121 w Pruszkowie". 

Mateusz Glinka - Rostkowski - rzecznik prasowy UdsKiOR wspomina uroczystość Dnia Pamięci Więźniów i Osób Niosących Im Pomoc 2 października na terenie dawnego obozu DULAG 121

Wspomnienia Krystyny Czerny

Krystyna Czerny mieszkała z rodzicami w czasie okupacji na ulicy Granicznej, róg placu Żelaznej Bramy. Po kapitulacji rodzina została wygnana przez Niemców z Warszawy do obozu DULAG 121, przez kościół św. Wojciecha. Dzięki pomocy sanitariuszek trafiła z obozu do miejsca, które mimo, że było oddalone o kilkadziesiąt metrów od obozu, zapewniło im szczęśliwą przystań. Miejscem tym był dom dziadków Krystyny. Dom ten przyjął pod swój dach wielu uciekinierów z obozu.

Miałam wtedy 7 lat. Nie wtajemniczano dzieci w bieżącą sytuację, żeby oszczędzić im stresu, jednak już wcześniej okupacja hitlerowska dostarczała nam sytuacji strasznych nie tylko dla dziecka. W Warszawie mieszkaliśmy na ulicy Granicznej, chyba 17 numer, róg placu Żelaznej Bramy. Część okien mieszkania wychodziła, właśnie na ten plac, który był położony między Ogrodem Saskim, gdzie obozowali Niemcy, a Halą Mirowską, w której okopali się Polacy. W czasie wymiany ognia między obiema stronami, kule ze świstem przelatywały między naszymi oknami. Nie wolno mi, więc było podchodzić blisko okien, żeby zabłąkana kula…        

Pamiętam nocną rewizję w naszym mieszkaniu, gwałtowne walenie do drzwi w środku nocy, brutalne wrzaski SS-manów i wymierzone w nas lufy karabinów. Powywracane meble, wypatroszone wnętrza szaf zostały mi na zawsze w pamięci. Na szczęście, nie znaleźli wtedy niczego, czego szukali. Zabrali tylko, czyli ukradli, to, co im się podobało i było wartościowe. Zostawili za to po sobie, oprócz bałaganu i zniszczenia, strach i nienawiść. To także były przyczyny, że gnębieni i upokarzani Polacy powstali wreszcie.

Autorka wspomnień przy wejściu do Muzeum DULAG 121 fot. wrzesień 2010

Pierwsze dni powstania w zasadzie, przeżywaliśmy w piwnicach, gdzie, kto mógł to jakoś się gnieździł. Moje miejsce było na skrzyni, przykrytej moim kożuszkiem. Ze mną spał mój piesek, mały ratlerek, Pikuś. Rodzice siedzieli obok. Piwnice były przekopane między budynkami, były, więc dwa wyjścia. Kiedy Niemcy wrzucili granat do piwnicy, wszyscy ukrywający się w niej rzucili się do drugiego wyjścia. Trudno to sobie wyobrazić, wybuch granatu, przerażenie, krzyki ludzi, chęć ucieczki, panika. Mój Pikuś, przestraszony, uciekł, a ja nie chciałam bez niego iść. Nie znalazłam go już, ale może zostało mi oszczędzone gorsze przeżycie. Opowiem o tym później.

Być może działo się to 9 sierpnia 1944 roku. Według wspomnień zawartych w książce Macieja Kledzika pt. „Królewska 16”, cytuję „Niemcy panują na placu Żelaznej bramy, placu Mirowskim i w trzech domach na ulicy Granicznej, od strony placu Żelaznej Bramy. 9 sierpnia Niemcy zajęli powstańczą barykadę przy ulicy Granicznej i wypędzili cywilów z piwnic domów”. Być może jest mowa o naszym domu, m.in. naszym domu. Przy wyjściu z piwnicy czekali już na nas wrzeszczący Niemcy i popychając nas lufami karabinów formowali pochód, oddzielając matki z dziećmi od mężczyzn. Naturalnie „Haende hoch!”, ręce do góry. Ja trzymałam się kurczowo sukienki Mamy, która z podniesionymi rękami mogła nieść plecak z przygotowanymi wcześniej butelkami z wodą do picia, która, jak się później okazało, była naszym jedynym pożywieniem i ratunkiem. Upał sierpnia spotęgowany palącymi się obok budynkami i przerażeniem był dla nas, prawie, ogniem piekielnym. Stojąc już w uformowanym pochodzie widziałam z oddali mojego Ojca, jak w długim płaszczu stawia na ziemi walizkę z naszym dobytkiem. Podnosi ręce do góry a Niemiec wkłada łapy do kieszeni płaszcza Ojca i znajdując w niej suchary, wyrzuca je na ziemię, przeklinając „polską świnię”. Nie zanurzył na szczęście swojej łapy głębiej, bowiem w przedłużonej celowo kieszeni, pod sucharami, leżała srebrna papierośnica z monogramem Ojca, naszym herbem rodowym Nowina, miniaturą Krzyża Walecznych, który mój Ojciec otrzymał za waleczność i bohaterstwo we wrześniu 1939 roku, wypisanym złotem, ręką Mamy, moim imieniem i symboliczną cyfrą Ojca, siódemką. To była jedyna cenna pamiątkowa rzecz, jaka została w naszej rodzinie z życia w Warszawie. Papierośnicę tę dostał później w prezencie, na osiemnaste urodziny, mój syn, Przemysław.

Pamiętam jeszcze jedną, okropną scenę. Widzę staruszkę, która widocznie z braku sił, siedzi na swojej walizce. Stojący nad nią gestapowiec, gestykulując i wrzeszcząc, każe kobiecie wstać. Ona jednak nie wykonuje rozkazu, a zniecierpliwiony oprawca wymierza w jej głowę rewolwer. Usłyszałam tylko strzał, bo Mama zasłoniła mi sobą ten straszny widok. Ojca już nie widziałam, a nasz pochód ruszył. Gdzie? Nie wiadomo. Szliśmy po gruzach, śmieciach, połamanych meblach, cudzych walizkach i podołkach, obok leżały sztywne, rozdęte zwłoki koni, domy płonęły po obu stronach ulicy, a w zwężającej się przed nami perspektywie widać było tylko płomień, w który nas pędzono. Kurz i dym gryzły w oczy, słońce i ogień potęgowały temperaturę, a ja, w kożuszku prawie do ziemi, ale to była moja jedyna ocalona rzecz, wcale nie czułam gorąca. Mama była tylko w letniej sukience. Trzeba było uważnie patrzeć pod nogi, żeby się nie potknąć i nie przewrócić, bo eskortujący nas Niemcy nie pozwalali stawać. Wstrzymywałoby to przecież marsz. Kto się przewrócił, zostawał zastrzelony. Jak długo szliśmy, nie wiem.

Wreszcie zatrzymano nas na ulicy Wolskiej, przy kościele św. Wojciecha i Stanisława [mowa o kościele pod wezwaniem św. Wojciecha, w którym mieściła się parafia św. Stanisława – przyp. red.]. Na dziedzińcu kościoła stał krzyż, ogrodzony niskim płotkiem, za którym rosły kwiatki. Niektórzy z nas, wygnańców, mieli ze sobą swoich czworonożnych przyjaciół, dotąd uratowanych, ale na rozkaz Niemców, wszystkie psy, koty i inne zwierzaki trzeba było zostawić za tym płotkiem, pod tym krzyżem, a dyżurny oprawca do każdego strzelał, rechocząc przy tym rubasznie. Tak na oczach właścicieli, wszyscy ci nasi „bracia mniejsi” umierali, często w mękach. Patrzył też na to bestialstwo, z góry, ze swojego krzyża, Jezus, ale milczał. Mój Pikuś też już pewnie nie żył, ale ja chociaż nie musiałam tego oglądać. Wreszcie wepchnięto nas do kościoła, zamknięto wszystkie drzwi. Przerażenie, krzyki, domysły, wściekłość, bezsilność, modlitwy, bluźnierstwa. Czy wpuszczą gaz trujący? Czy podpalą kościół i spłoniemy żywcem? Czy wysadzą w powietrze? Powoli wszystko cichło. A wtedy, od strony ołtarza, usłyszeliśmy krzyk bólu kobiety i za moment płacz dziecka, które się właśnie urodziło. Te narodziny uznaliśmy za symbol, nowe życie, może, więc, przeżyjemy? Czy może żyje gdzieś to dziecko teraz?

Po wielu latach, kiedy wreszcie chciałam zobaczyć wnętrze tego kościoła, z trudem zmusiłam się, z pomocą mojej Siostry ciotecznej, do przekroczenia jego progu. Na lewej ścianie, wewnątrz kościoła, jest malowidło przedstawiające idących w pochodzie wygnańców ze swoich domów, w czasie Powstania Warszawskiego. Na murze, przy wejściu do kościoła, jest wmurowana tablica z informacją „W tym kościele, w czasie Powstania Warszawskiego, hitlerowcy urządzili obóz przejściowy dla ewakuowanej ludności, dokonując masowych egzekucji. To miejsce uświęcone krwią Polaków poległych za wolność ojczyzny”.

Nie wiem, jak długo byliśmy zamknięci w tym kościele. Kiedy wreszcie otworzono, kazano wyjść, zobaczyłam niebo, co prawda zasnute dymem i ogniem, ale na razie można było odetchnąć. Żyjemy. Uformowano znowu pochód i popędzono nas dalej. Nadal jednak nie wiemy, dokąd. Strach, brud, głód, fizyczne i psychiczne wyczerpanie, upokorzenie, upodlenie. Wreszcie dotarliśmy do obozu przejściowego w Pruszkowie.

Obóz Dulag 121 hitlerowcy utworzyli na terenie warsztatów kolejowych w Pruszkowie. Po latach, na zewnętrznym murze tych warsztatów wypisano „Tędy przeszła Warszawa, od 6 sierpnia do 10 października 1944 roku. Dulag 121, Pruszków”. Napis widać od strony torów kolejowych. A tych Warszawiaków było około 650 tysięcy. Nie wszystkich udało się uratować, tak jak mnie i moich bliskich, niestety. Weszliśmy do obozu. Pamiętam gołą ziemię, brudny beton, słupy betonowe, bardzo duży teren, częściowo zadaszony, żadnych sanitariatów. Wycieńczeni ludzie kładli się na wolnych miejscach, żeby odpocząć. Znowu nie wiadomo, co teraz i ta sama beznadziejna, bezsilna wściekłość, ale już także, powoli, czasem ogarniający bezwład. Polskie ochotniczki, sanitariuszki z Armii Krajowej, dzisiaj powiedzielibyśmy wolontariuszki, ale czy tylko? Opiekowały się wygnańcami, jak mogły, opatrywały, poiły, karmiły, pocieszały, próbowały pomagać. Ludzie podawali im karteczki z wiadomościami, dla rodzin i przyjaciół, znajomych.

Przeznaczenie, czy splot okoliczności sprawił, że Pruszków to moje rodzinne miasto. Tutaj, na ulicy Cichej 10, obecnie numer 4, mieli dom moi Dziadkowie po kądzieli, Józef i Apolonia Hlasny, u Nich się właśnie urodziłam. Cicha to krótka uliczka, dosłownie vis-a-vis głównej bramy warsztatów kolejowych, czyli Dulagu 121. Sanitariuszki dwoiły się i troiły, żeby wyprowadzić z obozu, oczywiście nielegalnie, jak najwięcej Warszawiaków. Tak moją Matkę, ubraną w biały fartuch, z czerwonym krzyżem na rękawie, jaki nosiły sanitariuszki, miała wyprowadzić jedna z nich. Dzieci można było pod jakimś pretekstem wyprowadzać legalnie. Ja, więc, trzymana za rękę przez sanitariuszkę, szłam do bramy wyjściowej. Za nami, w pewnej odległości, szła moja Mama ze swoim Aniołem Stróżem. Próbowałam oglądać się za siebie, czy moja Mama naprawdę za mną idzie, ale moja przewodniczka upominała mnie, żebym tego nie robiła, bo strażnikowi przy bramie wyjściowej może się to wydać podejrzane. Dotarłyśmy wreszcie do budki wartownika, moja opiekunka coś wartownikowi tłumaczyła i otworzył dla nas bramę, wypuścił z obozu. Zostałam ocalona. W ten sposób, symbolicznie, narodziłam się w Pruszkowie po raz drugi.

Dom dziadków Krystyny Czerny - Józefa i Apolonii Hlasny w Pruszkowie, przy ul. Cichej 4,  w którym ukrywali się Warszawiacy ocaleni z obozu DULAG 121 w sierpniu 1944 r.

Jak już mówiłam, ulica Cicha, na której stoi dom moich Dziadków, jest vis-a-vis głównej bramy obozu Dulag 121, przez którą właśnie przeszłam. To, co zobaczyłam, przeszło wówczas moje oczekiwania i dodało mi skrzydeł. Puściłam dłoń mojej wybawicielki i rzuciłam się pędem przed siebie, przewracałam się, padałam, wstawałam i znowu pędziłam. Przed naszym domem stali, bowiem moi Dziadkowie i mój Ojciec, o którym od chwili wyjścia z piwnicy z Warszawy nic nie wiedziałam. Udało mu się także wcześniej wyjść z obozu, dorosła osoba, sanitariuszka moja, nie mogła mnie dogonić. Mój Ojciec, inwalida wojenny z 1939 roku, kulejąc, także biegł w moją stronę. Wreszcie dopadliśmy do siebie, a za moment także moi Dziadkowie. Niewyobrażalnej radości nie sposób opisać. Zaraz, także, nadeszła Mama. Moja wybawicielka, upewniwszy się, że wydała dziecko właściwej rodzinie, uściskana przez nas w podzięce, szybko wróciła do obozu, ratować następnych nieszczęśników. A ja nawet nie pamiętam jej imienia, tak jak nie znamy osoby, która uratowała moją Mamę. Wartownik zgłaszał jakieś pretensje do sanitariuszki, prawdopodobnie moja Mama była kolejną uratowaną przez nią osobą. Ta, więc, bez namysłu, zdjęła z palca swoją ślubną obrączkę i oddała chciwemu żołdakowi, który wtedy otworzył przed moją Mamą bramę do wolności. A ta wielka duchem kobieta, młoda sanitariuszka, ochotniczka, wypchnęła tylko Mamę za bramę a sama szybko wróciła do obozu. Mama zdążyła tylko krzyknąć „dziękuję!”. Może żyje ktoś, kto słyszał tą niecodzienną, wyjątkową historię o kobiecie, która bez mrugnięcia okiem oddała swoją bezcenną pamiątkę, symbol swojego małżeństwa, aby uratować życie zupełnie obcej osobie. Jej odwaga, bezinteresowność, poświęcenie, to cechy wyjątkowe i niepowtarzalne. One wszystkie, bezimienne, anonimowe, tak pracowały. Nie, po trzykroć nie!!! To nie praca, to poświęcenie, misja, patriotyzm, oddanie siebie innym, zupełnie nieznanym ludziom, potrzebującym ocalenia. Wiedziały, co im za to grozi, chwała Im za to. W naszych sercach stała obecność, a tam, na górze, piękne miejsce. Nasza ucieczka z Dulagu 121 była wielką radością dla nas i naszych bliskich. Jednak wiedzieliśmy, że w obozie może się znaleźć także Siostra mojego Ojca, z dwoma paroletnimi synkami. Z okien naszego domu było widać pociągi, którymi z Dulag 121 wywożono Warszawiaków do rzeszy, albo do hitlerowskich obozów śmierci. Działało to na wszystkich niesamowicie przygnębiająco. Uruchomiono więc wszystkie możliwe kontakty, aby i ich można było uratować i tak się stało. Po jakimś czasie i oni zapukali do naszych drzwi. Rodzina była w komplecie. Dziadkowie jednak przygarniali także znajomych i innych potrzebujących schronienia. Nikt nie zważał na ciasnotę i minimalne porcje żywnościowe. Wszyscy byliśmy biedakami.

Uratowani z obozu Warszawiacy byli jednak ciągle ścigani przez hitlerowców. Stałe łapanki i obwieszczenia nakazujące, pod groźbą kary śmierci, uciekinierom, nie, nie uciekinierom, a wygnanym, wypędzonym z ich domów Warszawiakom, zgłoszenie się do niemieckich posterunków. Było to stałe zagrożenie dla nas i osób przechowujących nas. W domu Dziadków był stale otwarty strych, w którego oknie nieustannie ktoś czuwał. Może nadchodzą Niemcy? Wtedy wchodziliśmy po drabinie w szparę pod dachem, drabinę do naszej kryjówki wciągał ze wszystkimi mój Ojciec, a Mama trzymała mnie wtuloną w siebie i pilnowała, żebym, broń Boże, nie kichnęła, nie zakaszlała, czy nawet poruszyła się, żeby węszący hitlerowcy nie domyślili się, że mogą się w tej szparze ukrywać „polscy bandyci”. Wtedy wszystkich rozstrzelano by na miejscu. Aby usprawiedliwić otwarty strych, ktoś wieszał na sznurkach mokrą bieliznę. Nie wiem, czy ktokolwiek dzisiaj jest w stanie wyobrazić sobie, co wtedy przeżywali ukrywani i ukrywający ich. Te koszmary wracają, powodując palpitacje serca i paraliżujące przerażenie na samą myśl, że takie sytuacje mogłyby się powtórzyć. Nie chcąc narażać bliskich i samych siebie, wszyscy ukrywający się u Dziadków Warszawiacy, zaczęli się gdzieś przemieszczać.

Ja z Rodzicami wylądowaliśmy w Krakowie. Nie znam adresu, wiem, że to był stryszek, zbite z desek prymitywne legowisko, zimno. W małym okienku na dachu gałązka świerku. Okres Bożego Narodzenia. Ojciec szukał jakieś pracy i jedzenia. Ja z Mamą, robione ręcznie przez nas jakieś ozdoby choinkowe, lamety, anielskie włosy, sprzedawałyśmy stojąc na mrozie na ulicy Lubicz i pod Sukiennicami. Teraz przydał się mój kożuszek, w którym wyszłam ze schronu w piwnicy naszego domu, w Warszawie. Ale nie na wiele. Do publicznej toalety w Sukiennicach chodziłyśmy się ogrzać i potem znowu, na ulicę, zarobić parę groszy na chleb. Nadal nie wolno nam się było przyznać, że jesteśmy wygnańcami z Warszawy. Ale ludzie i tak wiedzieli, albo się domyślali i kupowali od zmarzniętej matki z dzieckiem nasze ozdoby choinkowe. Wśród dobrych ludzi zdarzają się, jak zwykle, wyjątki. Homo homini lupus est. Nawet dzikie zwierzęta kierują się innymi zasadami. Którejś nocy jeden z sąsiadów uprzedził nas, że inny sąsiad zgłosił Niemcom naszą obecność. Spakowaliśmy, więc swój węzełek i jakoś udało nam się uciec.

Nie pamiętam dobrze, jak to się stało, ale jechaliśmy osobowym pociągiem, na stacjach były punkty PCK z pomocą lekarską i żywnościową dla podróżnych. Na którejś stacji Ojciec wysiadł ze mną z pociągu, żeby w takim punkcie PCK dziecko, to znaczy ja, dostało coś do zjedzenia. Mama została w wagonie, pilnując miejsca i naszego węzełka z dobytkiem. Pociąg miał mieć dłuższy postój na tej stacji. Czekamy z Ojcem w kolejce po żywność, a tu nagle pociąg rusza. Lokomotywa parowa ciągnie wagony powoli, ale przecież odjeżdża. Ojciec, trzymając mnie za rękę zaczął, utykając, gonić pociąg, wołając „zatrzymać pociąg! Zatrzymać pociąg!”. Nic te okrzyki jednak nie dały, ale kolejarz stojący na końcu pociągu uspokoił nas, że lokomotywa musi nabrać wody i pociąg zaraz wróci na peron. Nie zostawało nam nic innego, jak uwierzyć kolejarzowi i czekać. Rzeczywiście, napojona lokomotywa ze swoimi wagonami po jakimś czasie wróciła. Mama równie przerażona jak my wyglądała przez okno, a my z Ojcem, czym prędzej wsiedli do pociągu, rezygnując z oferty punktu PCK. Tak, z przygodami, teraz śmiesznymi, wtedy nie, dotarliśmy do Kazunia pod Warszawą. Tu przygarnęli nas, znowu, dobrzy ludzie, pozwolili zamieszkać w swoim gospodarstwie, nakarmili, ogrzali, okazali serce. Nie znam ich nazwiska. Pamiętam leżące pod ścianą chałupy drewniane bele, na których siadaliśmy, przyglądałam się malutkim kurczaczkom i kaczuszkom, słuchaliśmy rechotania żab i klekotu boćka, który miał gniazdo na drzewie rosnącym w rogu podwórka. Co za spokój i błogość, w porównaniu z tym, co niedawno przeżywaliśmy. Czy to się rzeczywiście działo? W tymże Kazuniu, od 1 kwietnia do 30 czerwca 1945 roku, a więc jeszcze w czasie wojny i okupacji hitlerowskiej, moja Mama, która w 1934 roku ukończyła wydział filozoficzno-humanistyczny Uniwersytetu Warszawskiego, podjęła pracę, cytuję: „Nauczycielki w szkole powszechnej II stopnia, w Kazuniu polskim, gmina Cząstków, powiatu warszawskiego”, koniec cytatu. To cytat z umowy o pracę, którą Mamy do tej pory, oryginał, zniszczony trochę, bo nadgryzł ją ząb czasu, ale traktujemy prawie jak relikwię, bo to dowód, że Polak się nie poddaje. Pamiętam tę szkołę, mieszczącą się w większej izbie jakiegoś domostwa i Pana Woźnego, który ręcznym dzwonkiem obwieszczał początek i koniec lekcji. Czasem któryś z uczniów dostępował zaszczytu i wyróżniony przez pana woźnego, pęczniejąc z dumy, trzymając w wysoko podniesionej ręce ten dzwonek, wyręczał w tym dzwonieniu pana woźnego. Wszystkie dzieci zazdrościły temu wyróżnionemu i z otwartymi buziami przyglądały się dzwonkowi i dzwoniącemu. Nie pamiętam, żeby mnie udało się, choć dotknąć dzwonka. Inne dzieci były odważniejsze i bardziej bojowe w walkach o dzwonek. Oby tylko takie walki przyszło nam staczać w życiu.

Miałam 7 lat, nie brałam udziału w walkach powstańczych, bo byłam za mała, ale to, co przeżyłam, zostanie we mnie już na zawsze. Co roku, dzień 1 sierpnia przeżywam bardzo osobiście. Wspiera mnie we wszystkim mój Syn, który, mimo, że urodził się na Śląsku, czuje się Warszawiakiem, co mnie bardzo cieszy. Nasiąknął, bowiem opowieściami o Warszawie i wspomnieniami z tamtych lat, słyszanymi od Dziadków i trochę ode mnie. Bardzo ważną i cenną pamiątką jest dla nas okolicznościowy medal „Dla wypędzonych z Warszawy, przez okupanta niemieckiego w dniach Powstania Warszawskiego 1944 roku”. Medal ten otrzymałam w 2011 roku. Tak jak papierośnica mojego Ojca, tak i ten medal zostanie pamiątką i symbolem przeżytego przez naszą rodzinę Powstania Warszawskiego 1944 roku. Porównując, w przenośni, moje dosyć już długie życie do pociągu, który jedzie w tylko sobie znajomym kierunku, mogę powiedzieć, że mój pierwszy wagon, ale za to z podwójnym miejscem, do którego wsiadłam w 1937, a potem w 1944 roku, stał na przystanku Pruszków. Następny wagon czekał na mnie w Katowicach, gdzie zdałam maturę i urodziłam syna. Przesiadkę miałam w Krakowie i w Pszczynie, którą wspominać będę zawsze najmilej, ze względu na wspaniałych, bezinteresownych, serdecznych ludzi dla mnie, obcej „gorolki”, jak nazywali przybyszy spoza Śląska. Ostatni wagon przywiózł mnie do Wrocławia. Tu urodziły się moje wnuki i tu, prawdopodobnie, wysiądę na ostatnim przystanku.

27 wrz 2021

Biuletyn Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944. Nr 60, wrzesień 2021

 

Z życia Stowarzyszenia

Co warto przeczytać

Szanowni Czytelnicy, 

oddajemy do waszych rąk 60 numer naszego biuletynu. W tym wydaniu zachęcamy przede wszystkim do udziału w zbliżających się obchodach Dnia Pamięci w Pruszkowie.

Ponadto publikujemy relację z Walnego Zebrania Stowarzyszenia - gratulujemy wyboru i życzymy powodzenia nowemu Prezydium Stowarzyszenia!

Na blogu opublikowaliśmy również kolejne wspomnienia - tym razem podzielił się nimi pan Zbigniew Ścibor-Bogusławski (Wspomnienia).

Baza naszych wspomnień

Wzbogaca się baza Naszych wspomnień - opublikowaliśmy dwa kolejne wpisy wspomnieniowe. Serdecznie zachęcamy do dzielenia się z nami tymi unikalnymi informacjami - chętnych  zapraszamy do kontaktu na nasz adres e-mail. Dzięki wolontariuszom możemy pomóc w ich digitalizacji, a nawet spisaniu.

Serdecznie zapraszamy do udziału w Obchodach w Pruszkowie

Zarząd Stowarzyszenia Dzieci Powstania oraz Dyrekcja Muzeum DULAG 121 gorąco zachęca byłych Więźniów Obozu DULAG 121 w Pruszkowie, ich rodziny, mieszkańców Warszawy i okolic do licznego udziału w Obchodach Dnia Pamięci na terenie byłego obozu w Pruszkowie (adres:  ul. 3 Maja 8a, 05-800 Pruszków).

Tegoroczna uroczystość będzie miała uroczystą oprawę. W stosunku do roku ubiegłego, kiedy zmniejszono liczbę  zaproszonych uczestników, uroczystość tegoroczna nie będzie (miejmy nadzieję)  aż w takim stopniu ograniczona restrykcjami covidowymi.

Obchody Dnia Pamięci Więźniów Obozu Dulag 121 i Niosących Im Pomoc w Pruszkowie 2-3 października 2021 r.

2 października 2021 r., w dniu Narodowego Dnia Pamięci o Ludności Cywilnej Powstańczej Warszawy  w Pruszkowie odbędą się uroczyste obchody Dnia Pamięci Więźniów Obozu Dulag 121 i Niosących Im Pomoc organizowane przez Powiat Pruszkowski, Miasto Pruszków, Instytut Pamięci Narodowej, Urząd do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz  Muzeum Dulag 121. 

O godzinie 14:00 rozpoczną się oficjalne uroczystości pod pomnikiem „Tędy przeszła Warszawa”.

Program:

  • Wystawienie posterunku pod pomnikiem
  • Wprowadzenie pocztów sztandarowych
  • Polowa Msza św. odprawiona pod pomnikiem „Tędy przeszła Warszawa”, koncelebrowana przez księdza prałata Mariana Mikołajczaka i kanonika Bogdana Przegalińskiego
  • Odśpiewanie Hymnu RP
  • Okolicznościowe przemówienia przedstawicieli władz
  • Apel Pamięci
  • Ceremonia złożenia wieńców i kwiatów
  • Odprowadzenie wojskowej asysty honorowej i pocztów sztandarowych

Uroczystości odbędą się w Asyście Wojskowej Reprezentacyjnej Kompanii Wojska Polskiego. Pruszków, ul. 3 Maja 8a, teren dawnego obozu Dulag 121.

Więcej informacji można znaleźć na stronie Muzeum DULAG 121 .

Tablica pamiątkowa gen. Zbigniewa Ścibor-Rylskiego

Tablica na ścianie siedziby Związku Powstańców Warszawskich upamiętniająca wieloletniego przewodniczącego ZPW gen. bryg. Zbigniewa Ścibora- Rylskiego.


Współzałożyciel i wieloletni prezes Zarządu Głównego Związku Powstańców Warszawskich Honorowy obywatel Miasta Stołecznego Warszawy, Sekretarz Kapituły Orderu Wojennego Virtuti Militari, Kleberczyk, żołnierz 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Legendarny powstaniec warszawski kpt. ,,Motyl''. Dwukrotny Kawaler Krzyża Srebrnego Orderu Wojennego Virtuti Militari, odznaczony dwukrotnie Krzyżem Walecznych, Kawaler Krzyża Wielkiego Orderu Odrodzenia Polski I klasy.

Walne Zebranie SDP 1944, 1 sierpnia 2021

W tym roku obchody wybuchu Powstania Warszawskiego w niewielkim stopniu zostały zakłócone przez wirusa. Złożyliśmy wiązankę u stóp pomnika Mokotów Walczący w Parku Dreszera, razem z licznymi organizacjami.

Wiązankę składają -  Halina Gniadek, Mirosław Grabowski, Wojciech Łukasik

Po zakończeniu uroczystości przy pomniku, zebraliśmy się w kawiarence "Zielnik". Frekwencja dopisała, chociaż zabrakło kilku członków Stowarzyszenia, którzy wcześniej potwierdzili swoją obecność. W tym roku akcja powiadamiania o zebraniu została przeprowadzona niezwykle solennie. Użyliśmy maili, smsów i poczty naziemnej. 

Wszyscy obecni króciutko przedstawili swoje przejścia jako Dzieci Powstania. Po raz pierwszy w naszym gronie pojawił się Mirosław Grabowski, nasz nowy członek - uzdolniona pisarka Małgorzata Todd, Zbigniew Ścibor-Bogusławski z rodziną, państwo Zofia i Mirosław Kuklińscy oraz Tadeusz Kaczmarek. 


Jednym z najważniejszych tematów poruszonych w trakcie zebrania to toczący się aktualnie proces uznania obozu Dulag121 za miejsce odosobnienia. Taka kwalifikacja Dulagu pozwala na objęcie byłych więźniów ustawą o osobach poszkodowanych w trakcie działań wojennych i przyznania im określonych przywilejów.

Zebranym przestawiono oryginały pism skierowanych do Urzędu do spraw Kombatantów i osób Represjonowanych oraz do pani Minister Rodziny i Spraw Socjalnych i Polityki Społecznej.

Następnie koleżanki Maria Nielepkiewicz i Ewa Chrzanowska zajęły się przeprowadzaniem wyborów. Ze względu na pandemię i zmniejszoną frekwencję na Walnym Zebraniu w 2020 roku, wybory wówczas zostały przełożone na rok bieżący.

Do pełnienia funkcji, które wymagały wybrania nowych osób, wybrano:

  • Przewodniczący - Wojciech Łukasik
  • Vice-przewodniczący Mirosław Grabowski
  • Sekretarz - Maria Nielepkiewicz
  • Skarbnik - Ewa Chrzanowska

Na wakującą funkcję członka Komisji Rewizyjnej wybrany został Tadeusz Kaczmarek.

Z fotela Honorowego Prezesa - Na 77-lecie Powstania Warszawskiego 1944

Im dłuższa jest rocznica Powstania Warszawskiego tym bardziej uogólniamy swe opinie na ten temat. Kiedyś było niepisane prawo, że dopóki żyją Powstańcy to nie wypada krytykować Powstania. Ale jest już ich zaledwie parę osób więc może chociaż zastanówmy się szczerze nad ich losami w czasie Powstania. Walczyli zwykle w nierównych sytuacjach, z marną bronią i prawie bez amunicji. Obandażowani, najczęściej niedożywieni i niewyspani, a co gorsze bez nadziei na zwycięstwo.

Przypomnijmy parę przykładów takiego stanu rzeczy.

Wobec dużych strat w ludziach i braku amunicji ppłk. „Radosław” zdecydował o przejściu swego elitarnego zgrupowania (należącego do oddziałów komandosów Kedywu Komendy Głównej AK, do którego należały jeszcze sławne bataliony „Parasola” i „Zośki”) kanałami na Mokotów nocą z 19 na 20 września. Żołnierze zgrupowania (ok. 200 osób, z tego połowa rannych) wyszli nad ranem 20 września włazem przy ul. Wiktorskiej. Byli u granic wytrzymałości fizycznej i pesymistycznie nastawieni do możliwości dalszej walki. Do 22 września na Górnym Czerniakowie broniły się jeszcze resztki oddziałów z „Czaty” i „Brody”. Dołączyli do nich na szeroko pojętym Mokotowie pozostałości zgrupowania „Radosław” i wzięli udział w dalszej walce. Ale w międzyczasie gen. Bór-Komorowski Dowódca Powstania polecił im powrót do Śródmieścia i zrezygnowania z planów przebicia się do lasów chojnowskich. stąd nocą z 25 na 26 września, ok. 120 ludzi przeszło kanałami do Śródmieścia, gdzie zgromadziło się ok. 230 żołnierzy i oficerów jeszcze żyjących z tego zgrupowania. Tyle pozostało ze stanu wyjściowego zgrupowania, które 1 sierpnia liczyło ok. 2300 ludzi. Straty wyniosły 90% a byli to elitarni żołnierze i oficerowie AK. Większość tych co powrócili do Śródmieścia zginęła.


Wszak 26 września był 57 dniem Powstania, czyli do jego poddania zostało raptem 6 dni, a przecież w tym czasie gen. Bór-Komorowski już pertraktował z Niemcami warunki kapitulacji Postania. Dlaczego zamiast ratować owych 120 Powstańców—narażał ich na pewne kalectwo, śmierć albo niewolę?

W dniu 1 sierpnia 33 powstańców ze zgrupowania Baszty zaatakowało koszary/szkołę Waffen SS róg Kazimierzowskiej i Narbutta posuwając się od Madalińskiego ulicą Kazimierzowską bez żądnej odsłony, ponieważ na tym odcinku było i jest nadal boisko sportowe. Niemcy z okien swego gmachu wystrzelali omal wszystkich. Tylko jeden Powstaniec 17-letni uratował się, odskoczył w lewo na Narbutta. Straty tego ataku wynosiły 96%.


Skutki ataku ponieśli nie tylko powstańcy, ale mieszkańcy domu, z którego wyszli do ataku, który stoi róg Kazimierzowskiej i Madalińskiego, którzy zostali rozstrzelani, niżej podpisany (7-latek) uratował się spod trupów tej egzekucji. Dzięki temu mógł potem forsować rozwój informatyki w Polsce, w tym zastosowanie systemu PESEL.

Natomiast uratowany 17 latek z w/w ataku po wojnie przedostał się do USA, gdzie wybił się w rozwoju systemów lotnictwa amerykańskiego, awansując na najwyższe stanowiska w centrach badawczych oraz otrzymując najwyższe odznaczenia państwowe.

Wspomniałem o dwóch przypadkach ludzi, którzy cudem przeżyli Powstanie, a potem dokonali ważnych spraw i projektów. A przecież z zabitych 200,000 tysiące miały potencjał, aby dokonać ważnych spraw i projektów. I to jest wtórna tragedia nie tylko tych ludzi, ale i Polski. 

Prof. Andrzej Targowski
Honorowy Prezes Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944

Odeszli od nas...

Wojciech Sosnowski - członek   Stowarzyszenia od początku  jego istnienia. Po wojnie  dzielił zamieszkanie między kontynentem amerykańskim i Warszawą. Szczodrze wspierał listami i finansowo SDP1944. Regularnie wysyłaliśmy do p.Wojciecha Biuletyny, dlatego z zaskoczeniem i wielkim smutkiem otrzymaliśmy niedawno wiadomość od Jego córki o Jego śmierci w 2016 r. 

Sławomir Kuczyński - rok temu mieliśmy zaszczyt cieszyć się Jego obecnością na zebraniu 1 sierpnia 2020 r. 

Sławomir Kuczyński - zdjęcie wykonane 1.08 2020 r.

Dzielił się z nami wspomnieniami z Powstania Warszawskiego. Opisywał barwnie zdarzenia z miejsca zamieszkania na ulicy Przemysłowej. Ponadto zamieścił swoją relację w Biuletynie Nr 49. Zmarł 5.08.2021, czyli w rok od ostatniego z Nim spotkania.


Wspomnienia Zbigniewa Ścibora-Bogusławskiego

 

Zbigniew Ścibor-Bogusławski z małżonką 1 sierpnia 2021

Od wielu pokoleń jestem warszawiakiem. Urodziłem się 30 lipca 1932 roku na Złotej, w klinice profesora Stankiewicza. Mieszkałem w różnych punktach Warszawy. Po likwidacji części Getta w 1943 roku moja rodzina z Łodzi dostała mieszkanie na Mariańskiej 2 róg Pańskiej, gdzie zostało nas Powstanie Warszawskie. W czasie trwania Powstania w krótkim czasie wyczerpały się zasoby spożywcze. Nie było co jeść.  Dobrze, że w pobliżu na ulicy Ceglanej, obecnie Pereca były magazyny jęczmienia browaru Haberbusch i Schiele, skąd przynosiliśmy początkowo bez ograniczenie jęczmień, który gotowaliśmy. Później musieliśmy jeść na sucho, bo inaczej dym z komina uchodził i rozchodził się jak z pożaru, a z rury od kuchenki  charakterystycznie jednopunktowo i wtedy Niemcy ostrzeliwali widząc, gdzie są ludzie. 

Z wodą też były kłopoty, bo trzeba było po nią chodzić na drugą stronę ulicy Twardej pod obstrzałem z Placu Grzybowskiego do studni artezyjskiej. Ja kiedyś wziąłem wiadro – napełniłem je do połowy i wracając przyniosłem puste wiadro. Pocisk trafił nie we mnie tylko na szczęście w wiadro.

Po jakimś czasie jęczmień z browaru był reglamentowany i można go było brać niedużo, gdyż po niego przychodzili nawet z Mokotowa i ze Śródmieścia po drugiej stronie Alej Jerozolimskich pod ostrzałem. Gdzieś w połowie Powstania paliła się cała Pańska i Mariańska, więc musieliśmy stamtąd całą grupą mieszkańców domu na Mariańskiej uciekać. Przedostaliśmy się na drugą stronę Marszałkowskiej i koczowaliśmy w piwnicach na Rysiej, Brackiej, Chmielnej, a najdłużej w kinie Palladium na Złotej. Po około ponad dwóch tygodniach tułaczki wróciliśmy na Mariańska do zgliszcz spalonych domów i piwnic, które były jeszcze długo nagrzane jak piec od chleba i tam do końca Powstania przebywaliśmy.

Mimo spalenia domu nad bramą od strony podwórza wisiał obrazek Matki Bożej Częstochowskiej, nawet nie był okopcony. Jeszcze warto wspomnieć ciekawostkę, że dwa piętra pod piwnicą były dwa pomieszczenia, o których nikt nie wiedział, gdzie byli Żydzi, aż do wyzwolenia. Mieli oni tam własną studnię artezyjską i różne inne urządzenia oraz produkty żywnościowe. Nikt ich nigdy nie widział, ale musieli mieć na bieżąco co jakiś czas zaopatrzenie. Kiedy robili wykopy pod wysoki budynek i garaże podziemne w kwadracie ulic Mariańska, Świętokrzyska, Emilii Plater, Pańska odkryto te pomieszczenia.

Po zakończeniu Powstania  3 października 1944 roku kazano ludności cywilnej wychodzić z Warszawy. Tłumy z pakunkami, raczej tobołami pod eskortą żołnierzy niemieckich z tamtego rejonu Śródmieścia i Woli; np.  nasza rodzina z Mariańskiej 2 - moja babcia Anna Bogusławska lat 69, ciocia Felicja Pieńkowska lat 68, ciocia Zofia Pieńkowska lat 50, Krystyna Pieńkowska lat 29 i ja lat 12 zostały pędzone ulicą Twardą, Żelazną, Al. Jerozolimskimi do placu Zawiszy, ulicą Tarczyńską do Grójeckiej, Niemcewicza do Alej Jerozolimskich i dalej do Pruszkowa.

W Pruszkowie w halach remontów wagonu ludzie leżeli pokotem w ścisku na betonowej podłodze. My znaleźliśmy trochę miejsca w kanale remontowym. W takich warunkach bez jedzenia przebyliśmy tam dwie noce. W drugim dniu rano nastąpiła segregacja. Młode kobiety i mężczyzn do pracy do Niemiec. Ja uratowałem kuzynkę Krystynę Pieńkowska przed wywózką do Niemiec, bo złapałem ją za rękę i jak z mamą wyszliśmy całą rodzinę przez boczną bramę, gdzie czekały na nas odkryte wagony – węglarki bez dachu.

Przy  wagonach poza bramą stały panie z RGO z zupą. Po załadowaniu ściśle wagonów, pociąg ruszył. Zawieźli nas do obozu ogrodzonego drutem kolczastym na pustym polu w Koniecpolu, skąd udało nam się wydostać. Pojechaliśmy do siostry mojej babci do Janowa Częstochowskiego i Złotego Potoku, która prowadziła punkt sanitarny – była higienistka.  Tam byliśmy do wyzwolenia. W jednym pokoju wszyscy  (sześć osób) na siennikach na podłodze musieliśmy egzystować. Po wyzwoleniu pojechaliśmy do Łodzi. Tam dowiedziałem się, że mój ojciec nie żyje. Ojciec walczył na architekturze w zgrupowaniu “GOLSKI. Po upadku Powstania został wywieziony do Niemiec do obozu Sandbostel, gdzie zmarł.

Mama zmarła w 1942 roku, więc zostałem całkowitym sierotą. Rodzeństwa nie miałem. Ja byłem w internatach, bo rodzina nie miała gdzie mieszkać – mieszkania ich były zajęte. W 1955 roku ożeniłem się z Anielą Siedlecką, a w 1957 roku doczekaliśmy się syna Adama.  Potem ukończyłem magisterskie studia techniczne.  Całe dorosłe życie pracowałem w szkołach średnich ogólnokształcących i zawodowych, skąd przeszedłem na emeryturę.

9 cze 2021

Biuletyn Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944. Nr 59, czerwiec 2021

Z życia Stowarzyszenia

Co warto przeczytać

Szanowni Czytelnicy, oddajemy do waszych rąk 59 numer naszego biuletynu. W tym wydaniu zachęcamy do przeczytania:

  • apelu w sprawie zadośćuczynienia byłym więźniom Dulag 121 - najnowsze informacje i ustalenia w tej sprawie oraz apel do naszych Czytelników,
  • kolejnego felietonu Honorowego Prezesa,
  • ciekawej historii ppłk Edmunda Baranowskiego ps. Jur.
Opublikowaliśmy również kolejne wspomnienia - tym razem przesłane przez panią Lucynę Zbucką - Wspomnienia.

Baza naszych wspomnień

Wzbogaca się baza Naszych wspomnień - opublikowaliśmy dwa kolejne wpisy wspomnieniowe. Serdecznie zachęcamy do dzielenia się z nami tymi unikalnymi informacjami - chętnych  zapraszamy do kontaktu na nasz adres e-mail. Dzięki wolontariuszom możemy pomóc w ich digitalizacji, a nawet spisaniu.

Apel! Do wszystkich Czytelników

SDP1944 informuje, że Instytut Pamięci Narodowej podjął działania mające na celu objęcie byłych więźniów obozu przejściowego w Pruszkowie, Durchganslager 121 (Dulag 121), działaniami mającymi na celu zadośćuczynienie za ich pobyt w tym obozie. 

SDP1944 zostało powiadomione przez IPN  pismem z dn. 19.05.2021 o sporządzeniu przez IPN ekspertyzy na temat warunków panujących w obozie Dulag 121. Ekspertyza ta jest korzystna dla procesu włączenia Dulagu 121 oraz więźniów tego obozu do zakresu uprawnień wynikających z ustawy z 24 stycznia 1991 roku.

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6k_1GmotEbBSTacnBsTysftG1RZB6mVbraRFMH9YwJTot0Pz6UmY5YVBUlvMkGIfrSsyxpjenZ5aEmO_0bKrR8kD1xzrGTZ_Hr2w7YB5Lr0Zsu6t7jp6HQkQD5CPhJh-YI445B_sV6dg/w541-h721/20210602_212735.jpg

Chodzi głównie o uzyskanie udogodnień  do opieki lekarskiej i ew. uzyskanie zniżek  przysługujących kombatantom i więźniom obozów koncentracyjny. Odpowiedni wniosek został skierowany do Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych i Instytutem Pamięci Narodowej, który może spowodować następny etap procedowania sprawy. Uznaliśmy, że jest to moment, byśmy osobiście – my wypędzeni z Warszawy podczas Powstania Warszawskiego mieszkańcy, następnie  więźniowie obozu Dulag 121 wysłani na tułaczkę na teren Generalnego Gubernatorstwa i dotąd nie objęci żadnym zadośćuczynieniem ,przypomnieli o naszych tragicznych doświadczeniach. Najwyższa pora by zauważyć tragedię tej grupy ludności cywilnej powstańczej Warszawy, która nigdy nie otrzymała żadnego wsparcia i zadośćuczynienia za swoje wojenne przeżycia.

Zarząd SDP1944 przy wsparciu członków Stowarzyszenia i Muzeum Dulag 121, z którymi kontaktował się w tej sprawie, przyłącza się do trwających działań.

Zarząd Stowarzyszenia Dzieci 1944


Czytelnicy Biuletynu wydawanego przez Stowarzyszenie Dzieci Powstania 1944  proszeni są o pisanie listów z indywidualnym poparciem działań Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych mających na celu objęcie więźniów obozu DULAG 121 systemem wsparcia i wysyłanie ich na adres:

Jan Józef Kasprzyk
Szef Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych
ul. Wspólna 2/4
00-926 Warszawa

Głównym celem listów jest wyrażenie poparcia dla przyszłych działań Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. List powinien zawierać opis indywidualnej aktualnej sytuacji i zwięzły opis przeżyć z 1944 r :

  1. Opis aktualnej sytuacji byłych więźniów.  Pamiętać należy, że mijają ostatnie miesiące czy lata w życiu byłych więźniów, kiedy takie np. wsparcie lekarskie, bądź inne świadczenia  mogą być w ogóle przydatne. Każdy miesiąc, rok przynosi powolne pogorszenie ich stanu zdrowia.
  2. Indywidualne wspomnienia dotyczące tragizmu losów od wygnania z Warszawy, poprzez drogę do Dulagu, pobytu w nim i tułaczki po wywiezieniu z obozu, z uwzględnieniem:
    1. Krótkiego opisu bestialskiego wypędzenia z walczącej Warszawy, pozbawienia wszystkiego, co się posiadało i co było niezbędne do dalszego życia; 
    2. Krótkiego opisu własnych doznań dotyczących nieludzkich warunków panujących w obozie DULAG 121  przejawiających się:
      • panującym głodem,
      • tragicznymi warunkach sanitarnymi,
      • brakiem wystarczającej opieki lekarskiej,
      • szerzeniem się chorób;
      • brutalnym traktowaniem przez strażników obozowych.
    3. Obaw i niepewności, co do  dalszego losu po wywiezieniu obozie DULAG 121;
    4. Przebiegu selekcji w obozie mającej na celu wysyłkę  do obozów pracy przymusowej i obozów koncentracyjnych w Niemczech;
    5. Procedurę rozdzielania rodzin;
    6. Doznania trwałego  uszczerbku na zdrowiu, w tym również psychicznym;
    7. Przebieg tułaczki po wywiezieniu z obozu;
    8. Krótki opis sytuacji mieszkaniowej po powrocie z miejsc zesłania do Warszawy oraz trudnych  lat w nowej, powojennej rzeczywistości. 


Widziane z krzesła Honorowego Prezesa profesora Andrzeja Targowskiego

   Bitwa o Anglię czy bitwa o pamięć po bohaterach

Wpadł mi w ręce wywiad z historykiem Piotrem Sikorą, że świeżej emigracji, który mieszka w Anglii i popularyzuje wyczyny wojenne polskich lotników w kontekście negliżowania ich bohaterskich dokonań. O nich zawsze trzeba pisać, bo byli nadzwyczajni. Ale sprawa nie ogranicza się tylko do lotników, a do całokształtu wojennych relacji między Polską a Wlk. Brytanią.

Sprawa pomocy Polsce w przypadku wojny z Niemcami

Anglicy zawiedli nas w 1939 r., kiedy nie zaatakowali Niemiec w 1939 r., do czego byli traktatowo zobowiązani.  82 lata temu Wielka Brytania i Francja wypowiedziały wojnę III Rzeszy, która 1 września 1939 roku napadła na Polskę. Wsparcie aliantów zachodnich dla II RP przybrało jednak formę tzw. Stizkriegu, czyli „wojny na siedząco" lub „dziwnej wojny". Trzeciego dnia wojny miało wejść do akcji lotnictwo, przede wszystkim lotnictwo brytyjskie, a 14 dnia wojny na Niemcy miały uderzyć od zachodu znakomite dywizje francuskie. Takie były ustalenia i takie były umowy z Francją i Wielką Brytanią. Z rozmów ówczesnego brytyjskiego ministra spraw zagranicznych lorda Edwarda Halifaxa z Adolfem Hitlerem wynika, że Anglicy postanowili dać do zrozumienia Hitlerowi, że Wielka Brytania nie ma zasadniczych zastrzeżeń przeciwko zmianom granic w Europie Środkowej, jeśli te następować będą na drodze pokojowej. A więc mowa była o Austrii, Sudetach, Czechosłowacji, ale dalej o tzw. polskim korytarzu oddzielającym Prusy Wschodnie od Rzeszy, czyli Gdańsku i polskim województwie pomorskim. Brytyjczycy handlowali nami na rok przed Monachium (1938), sprzedawali Polskę tak, jak Czechy czy Austrię. To my, nie mając żadnych zobowiązań pomogliśmy Wielkiej Brytanii w wygraniu wojny. Już w 1940 r. w Afryce przechodziła swój chrzest bojowy 5 tysięczna Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich. Utworzona w Syrii na mocy umowy gen. Władysława Sikorskiego z rządem francuskim w kwietniu 1940 r., po kapitulacji Francji przeszła do Palestyny, gdzie została wcielona do jednostek brytyjskich na Środkowym Wschodzie.

Bitwa o Anglię w lecie 1940

Polscy lotnicy (150) zestrzelili 170 i uszkodzili 36 samolotów (12% wszystkich niemieckich strat). Dlaczego polscy piloci byli tacy dobrzy? Dlatego, że po wyjściu w górę rozsypywali się i każdy pilot miał 360 stopni widzenia w koło. Anglicy byli niedoświadczeni – to raz, i lecieli w szyku – to dwa, taki był szablon szkoleń, niczym piechota w I wojnie światowej. Ale Polacy mieli za sobą dwie kampanie, w Polsce i we Francji. Jednakże Francuzi nie popierali walk powietrznych, a polskim pilotom kazali płacić za ciepłą wodę w koszarach.

Wielu pilotów polskich latało w angielskich dywizjonach, jak np. mój wuj pilot inż. Pankrac (Wilhelm von Pankratz), spalił się w samolocie nad Kanałem La Manche 12 sierpnia 1940 r. w Huricanie w bitwie z lepszym samolotem Me-109. Po wojnie, żonie (Zofii) córce (Wandzie) MON w Warszawie odmówiło renty wdowiej, ponieważ nie służył w polskim wojsku. Natomiast brytyjskie ministerstwo powiedziało, że jego nazwisko jest na tablicy w pewnym kościele w Londynie. Renty też nie przyznali.

Złamanie niemieckiego kodu Enigma

Kod niemieckiej maszyny szyfrującej Enigmy złamali już w 1932 r. polscy matematycy Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski. Rok później wspólnie zbudowali działającą kopię urządzenia. Dzięki sukcesowi polskich kryptologów i przekazaniu kopii maszyn Francuzom i Anglikom II wojna światowa została skrócona o 2-3 lata, co oznaczało uratowanie tysięcy ludzkich istnień. Niemcy do końca wojny byli przekonani, że Enigmy nikt nie jest w stanie rozszyfrować. Ich praca dawała podstawy do pracy setkom specjalistów w ośrodku Bletchley Park (w środkowej Anglii).  Niestety Brytyjczycy przypisują owe złamanie kodu Enigmy angielskiemu matematykowi Alanowi Turingowi. Powołana międzynarodowa komisja „jeszcze” nic nie wyjaśniła do dzisiaj.

D-Day - inwazja Europy

Po wylądowaniu we Francji 6 czerwca 1944 r. Brygada Zmotoryzowana pod dowództwem gen. Stanisława Maczka przeszła w bitwach do Holandii, którą wyzwoliła, m.in. 10 PSK (Pułk Strzelców Konnych), czyli jeden z dwóch pułków czołgowych, którym dowodził mój wuj ppł. Jerzy „Giga” Wasilewski. Była to jego trzecia kampania. W polskiej był dowódcą zwiadu na koniach, we francuskiej kierował zwiadem na motocyklach, a po D-Day dowodził najpierw zwiadem czołgowym, a później całym pułkiem. Po zdemobilizowaniu otrzymał odprawę od Brytyjczyków w wysokości 125 funtów. Zajął się reperowaniem domów.

Kiedy byłem u niego w Londynie, zadzwonił gen. Władysław Andres - czy jest pułkownik Wasilewski? Nie ma go - odpowiedziałem (stając omal na baczność) - to proszę mu powiedzieć, że mi dach przecieka. Tymczasem wujowi i gen. Maczkowi władze PRL odebrały polskie obywatelstwo. Pośrednio w inwazji Europy wzięła udział dywizja gen. Andersa, która walczyła we Włoszech, mając na celu odciągnięcie uwagi Niemców od północy Europy i związanie ich sił na południu (m.in. zdobycie góry Monte Casino w końcowej fazie bitwy o otworzenie drogi na Rzym), tym samym osłabiając obronę niemiecką przed D-Dayem na północy.

Bombardowanie Londynu przez V-2

Celem były także inne miasta: Southampton, Portsmouth, Manchester. Bywały dni, gdy Niemcy wypuszczali na Wielką Brytanię do 100 rakiet najpierw V-1. Największe natężenie ataków nastąpiło w lipcu 1944 r. Od września 1944 r. Wielka Brytania była też atakowana rakietami balistycznymi V-2, których głównym konstruktorem był Werner von Braun, po wojnie jedna z głównych postaci amerykańskiego programu kosmicznego APPOLO. W odkryciu sekretów V-2 mieli duży udział także Polacy. Jedna z rakiet podczas ćwiczebnych prób, wystrzelona w maju 1944 z poligonu w Bliźnie spadła do Bugu, koło miejscowości Sarnaki i została wyciągnięta przez żołnierzy Armii Krajowej. Badali ją profesorowie Politechniki Warszawskiej, Janusz Groszkowski i Marceli Stróżyński. Rezultaty badań i elementy rakiety V-2 zostały dostarczone drogą powietrzną do Londynu, przez brytyjski samolot, który wylądował w okupowanej Polsce w końcu lipcu 1944 r. podczas tzw. operacji „Most III”. Rakiety V-2 były produkowane w lochach pod górami Herz w koncentracyjnym obozie Dora w Nordhausen (pomiędzy Lipskiem a Hanowerem). Z 7500 wyprodukowanych rakiet V-2 do celu doleciało tylko 2500. Większość z nich źle funkcjonowała dzięki sabotowaniu ich produkcji przez więźniów. Więźniowie ci wydani przez współwięźnia zostali publicznie powieszeni w marcu 1945 r., a wśród nich ojciec autora – Stanisław Targowski. Brytyjczycy pewnie nawet nie wiedzą o tych bohaterskich więźniach.

Rakieta V-2 była samolocikiem kierowanym programem układu logicznego cyfrowego.

Foto: Wikimedia Commons/ Domena Publiczna.

Śmierć premiera gen. Władysława Sikorskiego

Miała miejsce 1943 r. w brytyjskim Gibraltarze. Samolot z polską delegacją rządową wpadł do wody zaraz po starcie, pilot uratował się i wszystkie ciała wydobyto z wyjątkiem nieobecnej córki Generała - Zofii Leśniowskiej. W tym czasie w bazie przebywała delegacja sowiecka, która po wypadku odleciała do Kairu (potem do Rosji), zaś w pokoju hotelowym pod dywanem znaleziono bransoletkę córki, której nigdy nie zdejmowała z ręki. Najwyraźniej był to sygnał, że żyje. Na czas pobytu polskiego premiera sprawami bezpieczeństwa dowodził, Kim Philby, agent MI 6 przybyły specjalnie z Londynu (podwójny agent sowiecki). Tajne akta brytyjskie można otworzyć po 50 latach. Te z Gibraltaru są nadal zamknięte dla badaczy tamtych czasów. Dlaczego? Polski premier gen. Sikorski był niewygodny dla Brytyjczyków, ponieważ za dużo mówił o zbrodni w Katyniu, winiąc Rosjan. Premier Churchill żądał od niego, by sprawę zostawił na czasy powojenne. Natomiast dla Sowietów był też niewygodny, ponieważ przypominał o ich zbrodni w Katyniu. Brytyjczykom jest chyba wstyd tej sprawy i chyba akt tych nigdy nie otworzą.

Od Teheranu 1943 i Jałty 1945 po Paradę Zwycięstwa

Premier brytyjski Winston Churchill niewiele konkretnego zrobił podczas tych konferencji, kiedy ważyły się losy Europy po wojnie, by Polska nie przeszła po wojnie do Bloku Sowieckiego. A przecież Wielka. Brytania miała znaczne pozytywne doświadczenie z pomocy wojskowej, jaką Polska udzielała temu imperium. Wyprawa Otto Skorzennego, (który dokonał udanego odbicia uwięzionego Mussoliniego w 1943 r.) do Teheranu, by zabić Wielką Trójcę; mieszkali w ambasadzie ZSRR, gdzie Sowieci nie dopuścili do tego zamachu. Z tej okazji Churchill wyprawił wielkie pijaństwo na swoje urodziny, kilka dni dochodzili do siebie, nie bardzo będąc aktywny podczas oficjalnych rozmów i z którego amerykański Prezydent robił sobie żarty w obecności J. Stalina.

W londyńskiej Paradzie Zwycięstwa 8 czerwca 1946 r. udział wzięli żołnierze z: USA, Francji, Belgii, Brazylii, Czechosłowacji, Danii, Egiptu, Etiopii, Grecji, Iranu, Iraku, Luksemburga, Meksyku, Nepalu, Holandii, Norwegii i Transjordanii. Zabrakło Polaków, Rosjan i Jugosłowian. Brytyjski premier Winston Churchill nie chciał narażać się sojusznikowi wojennemu Józefowi Stalinowi, który montował Sowiecki Blok, sowietyzując Polskę i Jugosławię.  Parada odbyła się w 8 czerwca 1946, aczkolwiek z początkiem lipca 1945 Anglicy cofnęli uznanie dla Rządu Londyńskiemu; uznanie i cofnięcie to jedna sprawa, a rodzaj wdzięczności na Paradzie – to druga.

 

Parada Zwycięstwa 8 czerwca 1946 r. w Londynie. Foto: Wikipedia Commons/Domena Publiczna.

Warto podkreślić, że w tym czasie tylko Francuzi godnie uhonorowali generała Maczka, odznaczając go 26 lutego 1945 r. pod Łukiem Triumfalnym w Paryżu orderem Legii Honorowej. Pół roku później został bezpodstawnie pozbawiony przez „lubelski” Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej obywatelstwa polskiego. Brytyjczycy nie okazali się o wiele lepsi od polskich komunistów. Po demobilizacji Polskich Sił Zbrojnych w Wielkiej Brytanii generał Maczek został pozbawiony świadczeń kombatanckich. Zwycięzca bitwy pod Falaise, który przyjmował kapitulację dowództwa floty „Ostfriesland" musiał od 1946 r. zarabiać na życie, jako sprzedawca, a następnie, jako barman w restauracjach hoteli Dorchester i Learmonth w Edynburgu. Natomiast jego zastępca ppłk. Jerzy „Giga” Wasilewski zarabiał na życie i 5-osobową rodzinę, jako handyman. Co dla byłego czołgisty nie było trudne.

PRL skazuje bohaterskich lotników

7 sierpnia 1952 r. na terenie więzienia mokotowskiego w Warszawie zostało rozstrzelanych sześciu oficerów lotników,  oskarżonych przez władze komunistyczne o „udział w spisku mającym na celu obalenie siłą władz państwa i szpiegostwo".  8 maja 1952 r. na tajnej rozprawie Najwyższy Sąd Wojskowy skazał na śmierć sześciu polskich lotników. Większość z nich w czasie II wojny światowej walczyła w lotnictwie PSZ na Zachodzie. Byli jedynymi z wielu ofiar ówczesnych stalinowskich “procesów odpryskowych".

Skazani na śmierć lotnicy - August Menczak, Stanisław Michowski, Szczepan Ścibor

Foto: Wikimedia Commons/Domena Publiczna.

Oskarżonych zostało ośmiu oficerów-pilotów. Byli to: płk Bernard Adamecki, płk August Menczak, płk Józef Jungraw, ppłk Stanisław Ziach, ppłk Aleksander Majewski, ppłk Władysław Minakowski, ppłk Szczepan Ścibor i ppłk Stanisław Michowski. Wszyscy zostali oskarżeni o „udział w spisku mającym na celu obalenie siłą władz państwa i szpiegostwo". Zeznania zostały wymuszone brutalnymi torturami. Jedną z nich był tzw. konwejer, który polegał na kilkunastogodzinnym albo nawet wielodniowym przesłuchaniu, prowadzonym bez przerwy. Wykończony przesłuchiwany ostatecznie przyznawał się do stawianych zarzutów. Większość z aresztowanych służyła w lotnictwie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie w czasie II wojny. Jedynie płk Adamecki i płk Menczak przebywali w Polsce i walczyli w Powstaniu Warszawskim. Rozprawa lotników była tajna i prowadzona bez prawa do obrony. Ppł. Pilot St. Michowski (znany mnie i jego rodzina przed aresztowaniem) był jedynym, który nie przyznał się do winy, osierocił żonę Irenę i córkę – dziecko Dankę, które obie wróciły cudem z Oświęcimia. Brytyjczycy nie bronili swych bohaterów. Natomiast Stanisław Skalski, as lotnictwa w Bitwie o Anglię - w 1947 r. powrócił do Polski, gdzie w innym procesie został przez władze stalinowskie oskarżony o zdradę i skazany na karę śmierci, po czym wyrok zamieniono na dożywocie dzięki wstawiennictwu Królowej Angielskiej i ułaskawieniu przez prezydenta Bolesława Bieruta.

Bilans

Wlk. Brytania zawiodła Polskę w 1939 r., ale Polska nie zawiodła, kiedy Polskie Siły Zbrojne obroniły ją najpierw w 1940 r. przed niemieckimi atakami lotniczymi a następnie wspomagały siły Sojusznicze w walkach w Iraku, Syrii, Palestynie, Francji, Afryce, Włoszech i Belgii, Holandii i w Niemczech. Polacy byli wraz z Brytyjczykami na wszystkich frontach w Europie. Natomiast Wielka Brytania nie pomogła poważnie Powstańcom Warszawskim w 1944 r., ani nie obroniła przed śmiercią bohaterskich pilotów z Bitwy o Anglię, zamordowanych w Polsce po wojnie. Podobnie przyczyniła się do niewyjaśnienia tajemnicy śmierci premiera Sikorskiego w 1943 r. w Gibraltarze. Po zakończeniu wojny, gdy Polacy już nie byli potrzebni, rozstano się z niedawnymi bohaterami w sposób nieelegancki, chcąc o nich jak najszybciej zapomnieć.   

Natomiast Wielka Brytania gościła i udzieliła kredytu polskiemu rządowi w Londynie, który był w stanie reprezentować polskie interesy w czasie II wojny światowej i otaczać logistyczną opieką około 1 miliona Polaków, w tym wojskowych, którzy opuścili kraj w czasie wojny i zaraz po. Rola Rządu Londyńskiego miała duże emocjonalne i patriotyczne znaczenie dla wszystkich Polaków rozsianych po świecie, a zwłaszcza znajdujących się w PRL. Jednak na marginesie tych rozważań trzeba wspomnieć o niechlubnej zgodzie premiera Stanisława Mikołajczyka na rozpoczęcie Powstania Warszawskiego w 1944 r. Premier Stanisław Mikołajczyk polecił w dniu 26 lipca ministrowi spraw wewnętrznych przesłać do kraju informację o tym, iż: „Na posiedzeniu Rządu RP zgodnie zapadła uchwała upoważniająca Was do ogłoszenia powstania w momencie przez Was wybranym”. Był w podróży do Moskwy (Stalin chciał wojskowo pomóc Powstaniu, ale po kolejnej rozmowie z Mikołajczykiem (ten nie chciał zgodzić się na Linie Curzona) cofnął prace przygotowawcze generała G. Żukowa, co ujawnia na podstawie archiwów rosyjskich prof. Andrzej Werblan), wbrew stanowisku Wodza Naczelnego gen. K. Sosnkowskiego. Polsce nie opłaciło się walczyć na Zachodzie, podobnie jak miało miejsce walczenie z Francją za czasów Napoleona. Straty przewyższają zyski. Ale w II wojnie światowej wypadki po klęsce wrześniowej tak się potoczyły, że nie było innego i lepszego rozwiązania od tego, jakie zostało zastosowane.

Przyjęcie około 1 miliona polskich pracowników do Wielkiej Brytanii po przyjęciu Polski do UE jest pewnego rodzaju zadośćuczynieniem w stratach, jakie ponieśli Polacy w wspieraniu tego kraju w czasie wojny.

 Konkluzja            

Złe doświadczenie w poleganiu na dalekich sojuszach (z Francją i Wielką. Brytanią) powinno być lekcją historii, przypominającą, że polską racją stanu powinno być życie w zgodzie z sąsiadującymi państwami. W tym miejscu trzeba przypomnieć, że Polska w 1939 r. żyła w niezgodzie ze wszystkimi sąsiadującymi państwami, a było ich wówczas aż 6 sześć: ZSRR, Niemcami, Czechosłowacją, Rumunią, Litwą i Łotwą.



 

Obecnie Polska ma 7 sąsiadów; Niemcy, Rosję, Czechy, Słowację, Ukrainę, Białoruś i Litwę.

Posłowie

Gdy mowa o Rządzie Londyńskim, to warto przypomnieć, że został rozwiązany w 22 grudnia 1990 roku, kiedy na Zamku w Warszawie ostatni Prezydent na uchodźctwie Ryszard Kaczorowski przekazał insygnia władzy demokratycznemu prezydentowi Lechowi Wałęsie. Po 50 latach rząd na uchodźstwie przestał istnieć. Natomiast ostatni Premier Rządu Londyńskiego prof. Edward Szczepanik zorganizował Światową Radę ds. Badań nad Polonią, której został pierwszym prezesem. Z uwagi na podeszły wiek w 2001 r. przekazał prezesowanie tej Rady niżej podpisanemu (AT), który sprawował swoją funkcję przez dwie kadencje do 2007 r. Rada ta działa do czasów obecnych w siedzibie Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Wszak Polonia Światowa liczy omal 1/3 narodu polskiego, w obliczeniach tych wlicza się obywateli różnych państw pochodzenia polskiego.

Pożegnanie Księdza Stanisława Kicmana

W niniejszym Biuletynie żegnamy księdza Stanisława Kicmana z parafii p.w. św. Szczepana  i św. Anny w Raszynie.  

W numerze 56 Biuletynu publikowaliśmy homilię wygłoszoną przez ś.p księdza Stanisława w DULAGU 121 w Pruszkowie w czasie Mszy Św. przy okazji Obchodów Dnia Pamięci Więźniów Obozu Dulag 121 i Niosących Im Pomoc we wrześniu 2020 roku. Ksiądz Stanisław był Dzieckiem Powstania z Woli. W trakcie rozmowy telefonicznej w październiku 2020 r. wyraził szczere zainteresowanie naszym Stowarzyszeniem. Był wtedy po ciężkim zapaleniu płuc i nie mógł długo rozmawiać. 

17 kwietnia 2021 roku ksiądz Stanisław zakończył życie, pozostawiając wszystkich byłych więźniów - Dzieci Powstania, którzy go znali,  w wielkim smutku...

Krótkie wspomnienie o Księdzu Stanisławie  opublikowało również Muzeum Dulag 121:  http://dulag121.pl/2021/04/zmarl-ks-stanislaw-kicman-1937-2021/

Kuj żelazo póki gorące czyli Historia Dziecka Powstania z Woli

Ze smutkiem dowiedzieliśmy w ostatnich dniach 2020 roku się o śmierci ppłk Edmunda Baranowskiego ps. Jur, byłego wiceprzewodniczącego Związku Powstańców Warszawskich.

Ppłk E. Baranowski pełnił tę funkcję u boku gen. Z. Ścibora- Rylskiego, przewodniczącego ZPW.

Położył wielkie zasługi w przedstawianiu prawdy o Powstaniu, chętnie brał udział w spotkaniach z młodzieżą. Obszerny wywiad z podpułkownikiem zamieściło na swoich stronach Stowarzyszenie Pamięci Powstania Warszawskiego Powstanie Warszawskie 1944 - Oficjalna strona Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944 (sppw1944.org) oraz Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskiego Archiwum Historii Mówionej - Edmund Baranowski (1944.pl) – skąd pochodzi poniższa fotografia.

 


Z ppłk E. Baranowskim wiążę się historia z okresu Powstania naszego kolegi Zdzisława Czerwińskiego, którego wspomnienia zamieściliśmy w 58 biuletynie. 
Powstanie zastało kol. Zdzisia w domu rodzinnym na ulicy Krochmalnej 81. Obecnie ten odcinek Krochmalnej od Towarowej do Karolkowej nosi nazwę Jaktorowskiej. Przed wojną Jaktorowska była przedłużeniem Krochmalnej w kierunku zachodnim za skrzyżowaniem z Karolkową, W pierwszych dniach sierpnia 1944 r. Zdziś dołączył do grupy mieszkańców budujących barykadę na Krochmalnej pomiędzy Towarową a Karolkową. 

Rejon ten był już zagrożony, gdyż Niemcy przygotowywali się do szturmu na Wolę, który nastąpił 5 sierpnia i rozładowywali wojska na stacji kolejowej w Pruszkowie. Wznoszenie barykady było niezwykle niebezpieczne i Zdziś zapamięta swój wzniosły czyn do końca życia. Po wojnie jako sołtys pomorskiej wsi Żuławka propagował wśród lokalnej młodzieży losy Powstania, organizując imprezy plenerowe.

Ostatni świadek

W sąsiednim domu na Krochmalnej mieszkał pod numerem 82  o dziewięć lat starszy, dziewiętnastoletni Edmund Baranowski. Jako sąsiedzi z przeciwległych domów spotykali się często na ulicy, jak również na lodowisku przy Krochmalnej.  Zdziś pamiętał go z budowy barykady na wysokości  Krochmalnej 74. Zapamiętał sobie Edmunda jako strażaka w straży pożarnej firmy Philips przy ulicy Karolkowej.

Niezałatwioną, ambicjonalną sprawę udziału w budowie barykady przekazał Zdzisław w rozmowie z jednym z redaktorów Biuletynu. Zdobył on dla Zdzisława od ZPW nr telefonu do ppłk Baranowskiego  i wykonał wstępną rozmowę  z podpułkownikiem. Zdzisław bardzo liczył na pamięć dawnego „kolegi”. Było to na jesieni 2020.

Pułkownik bardzo przychylnie odniósł się do prośby Zdzisława i polecił mu zgłoszenie się do niego w celu identyfikacji osoby i zdarzeń. Rozmowa musiała być skrócona, gdyż pułkownik był bardzo osłabiony chorobą.

Kuj żelazo póki gorące

Wielkie zasługi Edmunda Baranowskiego w walkach Powstania i pracy w Związku Powstańców Warszawskich i Jego ranga wojskowa początkowo onieśmieliła Zdzisława przed szybkim nawiązaniem kontaktu z byłym sąsiadem. W końcu późną jesienią zdecydował się na rozmowę telefoniczną. Niestety żaden telefon nie został już odebrany.
Udział Zdzisia Czerwińskiego w budowie barykady  nie został zatem przez pułkownika potwierdzony, gdyż Zdzisław nie zdążył on z telefonem.
Powyższe zdarzenia jednak potwierdzają powyższą zasadę: "Kuj żelazo…"


W poprzednim biuletynie zamieściliśmy wzmiankę o niezwykle aktywnej lokalnej działalności Zdzisława Czerwińskiego w Żuławce koło Pruszcza Gdańskiego. Powyższe zdjęcie przedstawia Zdzisława z towarzyszką życia - Barbarą w trakcie nagrywania filmu o ich przeżyciach w 1944 roku.