Od wielu pokoleń jestem warszawiakiem. Urodziłem się 30 lipca 1932 roku na Złotej, w klinice profesora Stankiewicza. Mieszkałem w różnych punktach Warszawy. Po likwidacji części Getta w 1943 roku moja rodzina z Łodzi dostała mieszkanie na Mariańskiej 2 róg Pańskiej, gdzie zostało nas Powstanie Warszawskie. W czasie trwania Powstania w krótkim czasie wyczerpały się zasoby spożywcze. Nie było co jeść. Dobrze, że w pobliżu na ulicy Ceglanej, obecnie Pereca były magazyny jęczmienia browaru Haberbusch i Schiele, skąd przynosiliśmy początkowo bez ograniczenie jęczmień, który gotowaliśmy. Później musieliśmy jeść na sucho, bo inaczej dym z komina uchodził i rozchodził się jak z pożaru, a z rury od kuchenki charakterystycznie jednopunktowo i wtedy Niemcy ostrzeliwali widząc, gdzie są ludzie.
Z wodą też były kłopoty, bo trzeba było po nią chodzić na drugą stronę ulicy Twardej pod obstrzałem z Placu Grzybowskiego do studni artezyjskiej. Ja kiedyś wziąłem wiadro – napełniłem je do połowy i wracając przyniosłem puste wiadro. Pocisk trafił nie we mnie tylko na szczęście w wiadro.
Po jakimś czasie jęczmień z browaru był reglamentowany i można go było brać niedużo, gdyż po niego przychodzili nawet z Mokotowa i ze Śródmieścia po drugiej stronie Alej Jerozolimskich pod ostrzałem. Gdzieś w połowie Powstania paliła się cała Pańska i Mariańska, więc musieliśmy stamtąd całą grupą mieszkańców domu na Mariańskiej uciekać. Przedostaliśmy się na drugą stronę Marszałkowskiej i koczowaliśmy w piwnicach na Rysiej, Brackiej, Chmielnej, a najdłużej w kinie Palladium na Złotej. Po około ponad dwóch tygodniach tułaczki wróciliśmy na Mariańska do zgliszcz spalonych domów i piwnic, które były jeszcze długo nagrzane jak piec od chleba i tam do końca Powstania przebywaliśmy.
Mimo spalenia domu nad bramą od strony podwórza wisiał obrazek Matki Bożej Częstochowskiej, nawet nie był okopcony. Jeszcze warto wspomnieć ciekawostkę, że dwa piętra pod piwnicą były dwa pomieszczenia, o których nikt nie wiedział, gdzie byli Żydzi, aż do wyzwolenia. Mieli oni tam własną studnię artezyjską i różne inne urządzenia oraz produkty żywnościowe. Nikt ich nigdy nie widział, ale musieli mieć na bieżąco co jakiś czas zaopatrzenie. Kiedy robili wykopy pod wysoki budynek i garaże podziemne w kwadracie ulic Mariańska, Świętokrzyska, Emilii Plater, Pańska odkryto te pomieszczenia.
Po zakończeniu Powstania 3 października 1944 roku kazano ludności cywilnej wychodzić z Warszawy. Tłumy z pakunkami, raczej tobołami pod eskortą żołnierzy niemieckich z tamtego rejonu Śródmieścia i Woli; np. nasza rodzina z Mariańskiej 2 - moja babcia Anna Bogusławska lat 69, ciocia Felicja Pieńkowska lat 68, ciocia Zofia Pieńkowska lat 50, Krystyna Pieńkowska lat 29 i ja lat 12 zostały pędzone ulicą Twardą, Żelazną, Al. Jerozolimskimi do placu Zawiszy, ulicą Tarczyńską do Grójeckiej, Niemcewicza do Alej Jerozolimskich i dalej do Pruszkowa.
W Pruszkowie w halach remontów wagonu ludzie leżeli pokotem w ścisku na betonowej podłodze. My znaleźliśmy trochę miejsca w kanale remontowym. W takich warunkach bez jedzenia przebyliśmy tam dwie noce. W drugim dniu rano nastąpiła segregacja. Młode kobiety i mężczyzn do pracy do Niemiec. Ja uratowałem kuzynkę Krystynę Pieńkowska przed wywózką do Niemiec, bo złapałem ją za rękę i jak z mamą wyszliśmy całą rodzinę przez boczną bramę, gdzie czekały na nas odkryte wagony – węglarki bez dachu.
Przy wagonach poza bramą stały panie z RGO z zupą. Po załadowaniu ściśle wagonów, pociąg ruszył. Zawieźli nas do obozu ogrodzonego drutem kolczastym na pustym polu w Koniecpolu, skąd udało nam się wydostać. Pojechaliśmy do siostry mojej babci do Janowa Częstochowskiego i Złotego Potoku, która prowadziła punkt sanitarny – była higienistka. Tam byliśmy do wyzwolenia. W jednym pokoju wszyscy (sześć osób) na siennikach na podłodze musieliśmy egzystować. Po wyzwoleniu pojechaliśmy do Łodzi. Tam dowiedziałem się, że mój ojciec nie żyje. Ojciec walczył na architekturze w zgrupowaniu “GOLSKI. Po upadku Powstania został wywieziony do Niemiec do obozu Sandbostel, gdzie zmarł.
Mama zmarła w 1942 roku, więc zostałem całkowitym sierotą. Rodzeństwa nie miałem. Ja byłem w internatach, bo rodzina nie miała gdzie mieszkać – mieszkania ich były zajęte. W 1955 roku ożeniłem się z Anielą Siedlecką, a w 1957 roku doczekaliśmy się syna Adama. Potem ukończyłem magisterskie studia techniczne. Całe dorosłe życie pracowałem w szkołach średnich ogólnokształcących i zawodowych, skąd przeszedłem na emeryturę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz