12 gru 2018

Biuletyn Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944. Nr 45, grudzień 2018






O Stowarzyszeniu Dzieci Powstania 1944

KONTAKT: 04-083 Warszawa, ul. Igańska 26 m. 38 sdpw44@gmail.com
Nr konta SDPW1944 w Banku Gospodarki Żywnościowej (BGŻ): 10 2030 0045 1110 0000 0395 9950

MISJA STOWARZYSZENIA

Rodzice nasi walczyli i ginęli w PW 44’ za wolną i szczęśliwą Polskę.
Rolą naszą, Dzieci ’44 jest nie tylko pamiętać o horrorze warszawskiej Hiroszimy, ale przypominać, co z tego wynika dla współczesności. Doświadczyliśmy życia w niepokoju, życia na przetrwanie oraz życia w niezdrowiu. Aczkolwiek wielu z nas wyszło z tej gehenny zahartowanymi i osiągnęło wysokie cele swego życia, ale …to raczej mniejszość z nas? I dlatego mamy prawo pytać, mamy prawo szukać odpowiedzi, mamy prawo zastanawiać się czy ofiara nie była daremną, czy cena nie była za wysoką.
A także mamy prawo oceniać czy Rodziców ofiara nie poszła na marne z punktu widzenia tego, jak następne pokolenia realizują polską rację stanu, którą jest bezpieczeństwo w oparciu o dobre stosunki z sąsiadami i mocne sojusze a także oceniać jak realizowana jest strategia wolności i zachodniej demokracji, w tym i sprawiedliwości.

Skład Zarządu i Komisji Rewizyjnej Stowarzyszenia

Zarząd:

Przewodniczący Andrzej Olas
Wice Przewodniczący Wojciech Łukasik
Skarbnik Ewa Chrzanowska
Sekretarz Maria Nielepkiewicz
Członek Zarządu Tadeusz Świątek
Członek Zarządu Wiesław Winkler

Komisja Rewizyjna:

Jacek Kijkowski
Anna Zawadzka
Władysław Mastalerz

CZŁONKOWIE HONOROWI:

Profesor Andrzej Targowski - honorowy prezes Stowarzyszenia
P. Joanna Woszczyńska - członek honorowy
P. Jerzy Mirecki - członek honorowy

* * *

Sympozja, wystawy, spotkania: Co się dzieje w Muzeum Powstania Warszawskiego, w Warszawie, w Polsce i na świecie.

Baza Ofiar Cywilnych. Muzeum Powstania Warszawskiego prowadzi bazę ofiar cywilnych, link tutaj. Pomóż uzupełnić listę.

Co dzieje się w Stowarzyszeniu:

Współpracujemy z teatrem tańca LUZ.

Współpracujemy z Muzeum Dulag 121.

Wzbogaca się baza naszych wspomnień. Dziś zamieszczamy comiesięczny felieton honorowego prezesa Stowarzyszenia, profesora Andrzeja Targowskiego, oraz wspomnienia p. Hanny Szymanowskiej, p. Leszka Łukasika, p. Andrzeja Gawrysia.

Mamy stronę internetową na Facebooku. Szukaj pod @DzieciPowstaniaWarszawskiego.

Wspomnieliśmy o bazie wspomnień. Napłynęło do nas sporo wspomnień w formie maszynopisu lub rękopisu. Potrzebujemy pomocy w przeniesieniu tych wspomnień na format cyfrowy (word), tak aby zamieścić je w Biuletynie. Prosimy o zgłoszenie się na nasz adres mejlowy (powyżej) ochotników do tej pracy.



Widziane z krzesła Honorowego Prezesa profesora Andrzeja Targowskiego, Nr 42


                      
                                   100 lat po Wygraniu I Wojny Światowej

Zakończenie I Wojny Światowej, przegrana kajzerowskich Niemiec oraz rozpad Austro-Węgier, carskiej Rosji i Imperium Osmańskiego umożliwiły odrodzenie się wielu państw w tym Polski.  Ale dziś po 100 latach warto zauważyć odmienne doświadczenia historyczne i sposób postrzegania kwestii wspólnoty narodowej w Europie Środkowowschodniej oraz podejście do UE.

Sześćdziesięciu przywódców państw (bez polskich liderów, którzy świętowali polskie święto w Polsce) spotkało się w niedzielę 11 listopada 2018 r. w Paryżu, aby – oficjalnie ogólnoeuropejsko – upamiętnić zakończenie I Wojny Światowej. Spotkanie to sprawia wrażanie niepełnego – przegrane Niemcy koncentrują się na Zachodzie, a szczególnie na pojednaniu z Francją. ”Z pola widzenia traci się Europę Środkową, Wschodnią i Południowowschodnią, chociaż sto lat temu to właśnie rozgrywające się tam wydarzenia znajdowały się w centrum uwagi.  Wydarzenia te do dziś mają wpływ na polityczne konflikty w Unii Europejskiej. Dotyczą one sporów o zakres narodowej suwerenności i roli ponadnarodowych organizacji w Europie, potrzebnych do uzyskania maksimum pokoju, stabilizacji i samostanowienia” –
zauważa pewien berliński publicysta.

Koncepcja suwerennych państw narodowych nie mogła przetrwać w latach 1918-1939; marzenie o własnym państwie pozostało wciąż żywe” – stwierdza Christoph von Marschall. Dziennikarz przypomina, że po II Wojnie Światowej rozwój krajów wschodnio- i zachodnioeuropejskich przebiegał w odmiennych kierunkach, co ma znaczący wpływ na dzisiejszą sytuację i postrzeganie kwestii tożsamości narodowej.

Wspomniany publicysta  przypomina, że narody Europy Środkowowschodniej odczuwały włączenie do bloku wschodniego jako narzuconą „ponadnarodowość”. To doświadczenie, zdaniem Marschalla, tłumaczy pojawiające się niezadowolenie z UE, nawet jeśli nie jest ona „wspólnotą z przymusu”. W Europie Zachodniej integracja była decyzją dobrowolną. Tylko w Niemczech zrodziła się bardzo szczególna narracja dotycząca celów UE: integracja europejska miałaby przezwyciężyć (koncepcję) państwa narodowego, co jednocześnie oznaczałoby wybawienie od niemieckiej historii.

„Ale dlaczego Francuzi, Anglicy, Hiszpanie, Polacy, czy ponownie podzieleni Czesi i Słowacy  mieliby uważać swoje państwa narodowe jako coś złego lub przestarzałego?” – zastanawia się Christoph von Marschall. Zatem setna rocznica zakończenia I Wojny Światowej i powstania licznych państw narodowych mogłaby stać się dla Niemców okazją do przemyśleń na temat relacji miedzy państwami narodowymi a organizacją ponadnarodową, jaką jest Unia Europejska.  „Czy nie ma alternatywy dla dalszej integracji? Czy sąsiedzi Niemiec życzą sobie takiej zupełnej integracji?

Konflikty dotyczące Brexitu, Euro, migracji oraz prymatu prawodawstwa europejskiego nad narodowym zmuszają do ponownego zrównoważenia podziału władzy między państwami narodowymi a UE. Umiarkowane ograniczenie kompetencji w obszarach, w których UE ewidentnie nie funkcjonuje, nie może być tematem tabu. Aczkolwiek przynależność Polski do UE jest polską racją stanu, która nie może podlegać żadnej dyskusji. 


Andrzej Targowski


DANE O POWSTANIU






Wspomnienie Hanny Szymanowskiej

Nazywam się Hanna Szymanowska – Karolczuk. Mieszkam w Malborku i jestem emerytowaną nauczycielką. Urodziłam się 4-02-1941 w okupowanej Warszawie, w szpitalu przy ulicy Karowej.

Do dnia wybuchu Powstania mieszkałam z moją rodziną – ojcem Stefanem (urzędnikiem skarbowym) i matką Jadwigą zd. Browarek (businesswoman mówiąc nowomodnie) w kamienicy przy ulicy Królewskiej 29.

Przyszłam na świat jako 7-miesięczny wcześniak. Żyję tylko dzięki determinacji moich rodziców i nieprawdopodobnemu poświęceniu żydowskiej lekarki - pediatry, która przez pierwsze trzy miesiące życia nieustannie się mną opiekowała. Pamięć tej kobiety otaczam najgłębszym szacunkiem na jaki mnie stać - choć wiedzy o Niej mam ledwie okruchy. Nazywała się Klara i Jej znajomość z moją rodziną datowała się jeszcze sprzed wojny. Praktykę lekarską musiała zaczynać długo przed epoką Hitlera (być może w Niemczech), gdyż jedyna pozostawiona przez Nią (i przechowana w mojej rodzinie) opowieść dotyczyła uratowania dwójki dzieci (bliźniaków-wcześniaków), jakie „przytrafiły się” zamożnemu, niemieckiemu małżeństwu w dość zaawansowanym wieku. Według przekazu mojej matki - Klara zginęła pod Otwockiem, ale ani czasu ani okoliczności Jej śmierci nie znam.

Utrzymanie naszej rodzinie w czasie okupacji zapewniała praca ojca (który zachował zatrudnienie w administracji skarbowej , pracującej pod zarządem okupacyjnym) i działalność handlowa matki, prowadzącej wspólnie z siostrą Krystyną (po mężu Łukasik) sklep delikatesowy.

Z racji wieku - własnych wspomnień z okresu wojennego mam bardzo mało,     a i tych nie jestem do końca pewna. Być może stanowią one jedynie sztuczne obrazy – wtórnie stworzone i utrwalone poprzez opowieści starszych członków rodziny z lat późniejszych (chociaż stwierdzić muszę, że temat wojny, okupacji  i Powstania był wśród nas bardzo rzadko podejmowany).

Pierwsze z moich wspomnień, dość wyraźne, związane jest z żółwiem. Gorący, nagrzany słońcem piasek po którym drepcze to zwierzę. Ma żółto-brązową skorupę i dość żwawo przebiera łapkami, a ja próbuję je złapać. Sceneria pozwala na umiejscowienie tego obrazu   w Michalinie, podwarszawskiej miejscowości w której wujostwo Łukasikowie mieli letni dom. Ale skąd kolorowy żółw na wsi pod Warszawą[1] ?

Kolejne to już ewidentnie czas Powstania. Ciasne, mroczne, zatłoczone pomieszczenie. W powietrzu wisi kurz, jest duszno, słychać ludzkie krzyki. Przeciska się w moim kierunku dorosły mężczyzna z dużą, szklaną butelką       w ręku i pyta czy ktoś nie chce wody.

Krótki (może tylko wyrywkowo i nie do końca poprawnie zapamiętany) wierszyk o ewidentnie powstańczym rodowodzie :
„Pruje karabin maszynowy,
 ja się boję, bo to krowy”  - który jeszcze długo po wojnie, jako starsze dziecko, bez głębszego zrozumienia powtarzałam w czasie podwórkowych zabaw.

Potem duża, z perspektywy dziecka ogromna wręcz sala do której trzeba było iść w dół po  stromych stopniach. Na posadzce koce, sienniki i inne prowizoryczne posłania na których koczuje mnóstwo ludzi. Wokół jakieś toboły i walizki. W wejściu, u wylotu schodów staje kilku niemieckich żołnierzy. Jeden zdejmuje hełm i siada obok nas. Straszny strach i cisza, ale Niemiec tylko bierze na kolana mojego ciotecznego brata Leszka (starszego o trzy lata)  i coś do niego zagaduje. Leszek (dziecko o urodzie „prawdziwego Aryjczyka”) siedzi sztywno i nic nie mówi. Po jakimś czasie Niemcy wychodzą.

Kolejne obce, ponure, nieznane mi miejsce – brudne drewniane schody. Tulę do siebie szmacianą laleczkę i bardzo się smucę, że nie mogę jej nakarmić, bo gdzieś zginęły mi garnuszki i talerzyki.  

Fragment, być może dotyczący czasu wypędzania cywilów z Warszawy – masa ludzi idących szutrową drogą przez pola. Po obu stronach drogi krzaki dorodnych pomidorów. Kto tylko może, ten je zrywa i upycha po kieszeniach lub chowa w bagażu. Ale są i tacy, którzy na poboczach rozpalają małe, prowizoryczne ogniska i gotują je w jakiś naczyniach.

Znowu wielu ludzi i straszny ścisk. Wszyscy tłoczą się na torach kolejowych.  W tym zamęcie ginie mi czapka (dziwne - ale zapamiętana ze szczegółami : ciepła, z „uszami”, granatowo-czerwona). Upchnięci w odkrytym wagonie długo gdzieś jedziemy. Jest zimno, ale dostaję do picia niesamowicie słodkie mleko, którego puszkę matka zdołała podgrzać w tym wagonie na płomieniu świecy.

Drewniana izba z jednym dużym łóżkiem – to pewnie Zelków, wieś pod Krakowem, do której trafiliśmy po wywiezieniu z obozu przejściowego            w Pruszkowie (z którego kompletnie nic nie pamiętam – za wyjątkiem dużo późniejszej, zdawkowej opowieści matki o symulowaniu zaawansowanej ciąży, co podobnież zmniejszało niebezpieczeństwo gwałtu). Ciągłe dojmujące zimno  i nieustanne uczucie głodu. Nikt nie jest mi  w stanie wyjaśnić dlaczego marznę   i dlaczego nie mogę się najeść.

I mam też jeszcze jedno wyraźne „warszawskie” wspomnienie, którego mogę być już absolutnie pewna. W pierwszych latach powojennych zapadłam na poważną chorobę oczu. Nie wiedzieć czemu - leczenie udało się rozpocząć       w stołecznej przychodni okulistycznej przy ulicy Oczki, prowadzonej przez zakonnice. Wielogodzinna jazda pociągiem z niekończącymi się postojami, potem chwiejący się (dosłownie) most na Wiśle. I droga na piechotę przez niekończące się morze (banalne stwierdzenie) gruzów, gruzów i jeszcze raz gruzów. A potem nocleg w zrujnowanym domu, w wannie zamienionej na łóżko.

Tak niewiele zachowała pamięć dziecka…    

Ale mam też nieodparte wrażenie, że przez całe późniejsze życie towarzyszyły mi uczucia i emocje głęboko tkwiące korzeniami w tamtym okresie. I nie była to tylko silna obawa przed ciemnością, absolutna niechęć do tłumu i tłoku, złe samopoczucie w „nieoswojonych” kontekstach.
To przede wszystkim dojmujące poczucie wyrwania ze swojego, jedynego właściwego, przypisanego mi kiedyś miejsca. To straszne uczucie odczuwałam nie tylko ja, ono wpłynęło też destrukcyjnie na całą moją rodzinę, która nigdy nie „odnalazła się” w małomiasteczkowych realiach „Ziem Odzyskanych”.     To chyba najwyższa cena, jaką wszyscy zapłaciliśmy za cud przeżycia warszawskiego piekła.  




[1] Trudno powiedzieć kiedy dokładnie trafiły na warszawskie stragany wiezione z Grecji żółwie, patrz http://hellenopolonica.blogspot.com/2014/08/zowie-greckie-w-warszawie-1941.html (dostęp 11.12.2018). (Przypisek redakcji).

Wspomnienie Leszka Łukasika

Nazywam się Leszek Łukasik. Urodziłem się w Warszawie 18.09.1938 roku. Oto moje wspomnienia Dziecka Powstania.

Był rok 1944. Już od 6 lat mieszkałem na ulicy Królewskiej 29, w klatce na wprost od wejścia w II oficynie, ale  tylko pierwszy rok mojego życia ubiegł  mi w wolnej, przedwrześniowej Polsce. Rodzice prowadzili sklep kolonialny na froncie kamienicy, w której mieszkaliśmy. Pierwsze dni wojny przyniosły częściowe zniszczenie sklepu, na skutek uderzenia bomby lotniczej. Z niemałym trudem musieli ograniczyć działalność w zmniejszonej powierzchni; większość cennych towarów, szczególnie ekskluzywnych trunków zostało sprzedanych, gdyż nie było na nie miejsca. Za uzyskane pieniądze rodzice zakupili w 1940 roku domek letniskowy w Michalinie pod Warszawą, który niespodziewanie zaważył po zakończeniu wojny na dalszych losach rodziny.

Pomimo, że po kamienicy Królewskiej 29, jak również po wielu sąsiednich położonych przy Królewskiej już nie ma śladu, to mógłbym ustalić lokalizację naszego mieszkania, gdyż okna naszej kuchni i sypialni wychodziły na podwórze posesji Kredytowa 8. Z tych okien widziałem charakterystyczny posąg „pani z gołąbkiem” na podwórzu kamienicy przy Kredytowej. Nie wiem, czy „pani z gołąbkiem” jeszcze tam stoi!!

Po upadku Starówki walki przeniosły się w rejon ul. Królewskiej. Niemcy zajęli pozycje strzeleckie armat i moździerzy w Ogrodzie Saskim i wycelowali ogień na wprost w kierunku Królewskiej. Do tej pory tylko opowieści mieszkańców przybyłych z innych  rejonów Warszawy świadczyły o ciężkich walkach z Niemcami. Teraz front przebiegał na linii naszej kamienicy –  powstańcy  zajęli pozycje na ulicy Kredytowej. Zadaniem ognia niemieckiego był zniszczenie wyższych pięter domów na Królewskiej, żeby uzyskać wyczyszczone pole ostrzału domów na Kredytowej.

Ojciec mój z wujem zgłosili się do lokalnej obrony przeciwlotniczej. W tej samej kamienicy zamieszkiwali bowiem wujostwo Szymanowscy – siostra matki Jadwiga z mężem  Stefanem i czteroletnią córką Hanią. Z tego co pamiętam, jednym z zadań OPL było zrzucanie pocisków zapalających z dachów i gaszenie pożarów. Przy tych akcjach ojciec mój został ranny odłamkiem z granatnika w szczękę, pierś i ramię. Rany były na tyle ciężkie, że musiał być hospitalizowany przez kilka dni w szpitalu mieszczącym się w hotelu „Terminus” na ulicy Chmielnej. Po tym pobycie pozostała niewielka karteczka – wypis z „Terminusa”, który po wojnie został skradziony wraz z innymi dokumentami w kasetce pancernej podczas niegroźnego włamania. Zawierał on informację o rodzaju ran, okresie hospitalizacji i o pełnionej przez chorego funkcji – komendant OPL, Królewska 29. Wuj też otrzymał uderzenie odłamkiem, który ostatecznie utkwił mu w pośladku. O tkwiącym w nim pocisku wuj dowiedział się po 20 latach.

Wkrótce po powrocie ojca ze szpitala, z ręką na temblaku i  obandażowaną głową, przenieśliśmy się całą rodziną do piwnic naszej kamienicy. Spędzaliśmy tam całe dnie, bez wychodzenia na górne piętra.  Spowodowane to zostało niezwykle intensywnym ostrzałem od strony Ogrodu Saskiego. Z podwórza widoczne były poważne zniszczenia górnych partii budynku.  Pewnego dnia, siedząc w piwnicy, usłyszałem wielki huk, po którym piwnicę opanowała ciemność. Po kilku chwilach strasznego przerażenia, ciemność zaczęła się przerzedzać. Ktoś pierwszy stwierdził przyczynę i głośno ją wykrzyczał. To kurz i sadza z przewodów kominowych trafionych pociskiem przedostała się w ogromnych ilościach  przez kratki rewizyjne w piwnicy. Nie wiem czy to była bomba zrzucona z samolotu czy też pocisk artyleryjski, w każdym razie nasze mieszkanie i sąsiednie zostały zniszczone. Po wybuchach dzieci wyskakiwały na podwórze i zbierały odłamki. Nie wolno im było jednak w żadnym wypadku penetrować wyższych kondygnacji. Sytuacja stała się skrajnie niebezpieczna. Bombardowania nasilały się. Musieliśmy opuścić dom na Królewskiej. Rodzice zabrali najcenniejsze rzeczy, resztę wartościowych powtykali w „bezpieczne” schowki. Przeszliśmy Królewską przez plac Małachowskiego, przekroczyli ulicę Kredytową, kierując się w stronę Śródmieścia.

Śródmieście jeszcze walczyło, było wolne od Niemców. Kierując się opowieściami o bezpiecznym Śródmieściu na południe od Alej Jerozolimskich przeszliśmy Szpitalną do Alej. Część  Alej Jerozolimskich, u wylotu Szpitalnej (Brackiej) była zamknięta barykadą (barykadami?) chroniącymi przed ogniem niemieckim ze strony Woli i Powiśla. Przejście przez Aleje było intensywnie ostrzeliwane. Powstańcy decydowali na bieżąco, kiedy można było przekroczyć ulicę.  Pech chciał, że akurat, kiedyśmy chcieliśmy ją przejść to ogień niemiecki na to nie pozwolił. Potem ktoś opowiadał, że Ci, którzy przeszli byli przez Niemców rozstrzelani.

Pamiętam, że nasze kolejne miejsca pobytu po opuszczeniu piwnicy własnego domu były pod adresami – Górskiego 5 i Kredytowa – róg Placu Dąbrowskiego. (obecnie piwnica pod księgarnią). Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, jak i na jak długo trafiliśmy na Górskiego 5. Przypuszczam, że ojciec zabrał mnie na rekonesans w celu ustalenie nowej kryjówki po tym, od kiedy przebywanie na Królewskiej zagrażało życiu. Na Górskiego zostałem zraniony w oko odłamkiem z rozsypującej się witryny. Ojciec mój ciągnął mnie za rękę po sąsiadujących piwnicach i szukał punktu opatrunkowego. Sam niewiele widziałem, gdyż oko miałem zalane krwią. W końcu znaleźliśmy taki punkt, gdzie mi je opatrzono. W kilka dni później przenieśliśmy się do naszej ostatecznej kryjówki na Placu Dąbrowskiego.

Doskonale za to pamiętam atmosferę podziemi na rogu Placu Dąbrowskiego. Do niedawna, w czasie okupacji mieściła się w nich dość elegancka restauracja (obecnie pomieszczenie pod księgarnią szkolną). Wzdłuż  ścian i po środku ustawione były w czterech rzędach loże, okrążające każdy stolik z trzech stron. Wokół stolika było co najmniej 9 -12 miejsc. W miarę przybywania uciekinierów warunki stawały się trudne.  W ciemności i zaduchu tłum uciekinierów wegetował, czekając na wyzwolenie ze strony aliantów. Przed oczami mam obraz księdza spowiadającego w loży rannego powstańca.

W tej piwnicy przeżyliśmy być może kilkanaście dni. W niej zastał nas koniec walk w tym rejonie. Do naszej piwnicy zawitał Niemiec i kazał nam się wynosić. Ustawionych w szeregi mieszkańców Niemcy wyprowadzili ulicą Marszałkowską w stronę dworca Głównego. Na rogu Alei Jerozolimskich i Marszałkowskiej, w miejscu gdzie teraz stoi drogowskaz z odległościami do różnych miast Europy, leżał zabity młody gazeciarz, przykryty towarem, którym handlował.

Odcinek wzdłuż Alei Jerozolimskich od dworca Głównego do Dworca Zachodniego przyszło nam pokonać pieszo. Korzystając z warzyw rosnących w ogródkach działkowych położonych przy torach, mama próbowała uwarzyć zupę na ogniu z ogrodowego chrustu. Niespodziewanie na pomocnika do ogniska zgłosił się niemiecki żandarm, z charakterystyczną blachą na szyi. Pomagał nam przy zbieraniu suchych gałęzi na ognisko.

Na Dworcu Zachodnim załadowano na do otwartych węglarek i dowieziono do Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Pruszkowie – wtedy pełniących funkcję obozu przejściowego DULAG. Z pobytu w DULAGU nie pamiętam wiele, poza wielkim tłumami ludzi. Spaliśmy przez kilka dni na betonie, na jakichś szmatach. Na pewno nie spaliśmy w kanałach rewizyjnych. Moje pytanie „Mamo, a co to za robaczki?” i jej odpowiedź „To wszy Leszku” wryło mi się do pamięci.

Wysiedleńcy byli segregowani przez  Niemców wg przydatności dla dalszej pracy dla „niezwyciężonej Rzeszy”.  Ojciec został uznany za przydatnego. Ja z mamą zostaliśmy przeznaczeni do wywiezienia w głąb Polski. Ojca od wywózki do Niemiec uratowała  połówka złotej papierośnicy. Dozorujący Niemiec przyjął „prezent” bez wahania. W rewanżu – skinienie ręki we właściwą stronę. Ta złota połówka była pamiątką po ojcu ojca – weterynarzu.

Identyczny los był udziałem siostry mamy, jej męża i ich córeczki. Wszyscy zostaliśmy wywiezieni do podkrakowskiej wsi Żelków koło Zabierzowa. Wieś była biedna i tym bardziej biedne było nasze życie. Byliśmy dokwaterowani przymusowo, zajęliśmy pokoik w niewielkiej chałupie – nie byliśmy więc pożądanymi lokatorami. Nasi gospodarze Krakusi zażyczyli sobie odpowiednią część maminych oszczędności. Po wojnie już nikt już o takich sprawach nie wspominał. Na nasze utrzymanie mama zarabiała we wsi handlem garnkami wśród okolicznych gospodyń. Ojciec przez dwa miesiące w ogóle nie opuszczał chałupy. Groziło to schwytaniem przez Niemców i wywózką. Tam w styczniu 1945 roku obserwowaliśmy paniczną ucieczkę Niemców przed obchodzącymi Kraków wojskami Koniewa. Wycofywanie Niemców po wzgórzach sprawiało wrażenie całkowitego zaskoczenia.

Z drogi powrotnej koleją do Warszawy pamiętam, że wyruszyliśmy ze stacji kolejowej w Zabierzowie, ale pociąg został zatrzymany w miejscowości Tunel. Prawdziwy tunel był zniszczony, tory zerwane i 10 kolejnych kilometrów byliśmy zmuszeni przejść piechotą.

Dalsza podróż przebiegała bez przeszkód. Dzieci zostały zabrane do przez radzieckich żołnierzy do ciepłego wagonu. Od nich usłyszałem pierwsze słowo rosyjskie – „krot” oznaczające kreta. „Krot, krot” wołał żołnierz pokazując mi przy tym kopki, które na poboczu kolejowym usypywał kret.

Po przybyciu do Warszawy pierwsze kroki skierowaliśmy na ul Królewską. Część pomieszczeń, kuchnia, służbówka, łazienka istniała z tym, że w miejscu czwartej ściany tych pomieszczeń była przepaść spowodowana wybuchem bomby.  O pozostawione przedmioty wartościowe ktoś się już zatroszczył.

Rodzice rozważali możliwość pozostania w mieszkaniu, jednakże po jednej nocy spędzonej w ruinach mieszkania ostatecznie zdecydowali, że miejsce to nie nadaje się do zamieszkania. Matka uczepiła się więc jedynej możliwej w tych warunkach deski ratunku wykorzystując domniemaną dobrą sytuację jej siostry na gospodarstwie koło Działdowa. Wszyscy tęsknili za tym, żeby odetchnąć w miarę normalnych warunkach. Wyruszyliśmy w drogę do Działdowa do rodziny. Cały czas podróżowaliśmy z wujostwem Szymanowskimi, z którymi rodzina na wsi była identycznie spokrewniona.  Najpierw pieszo przeszliśmy mostem pontonowym na prawą stronę Wisły, do początkowej stacji kolejowej. Na wsi pod Działdowem zostaliśmy na kilka tygodni. Ojciec dostał nawet zatrudnienie jako pisarz przy sołtysie, którym był wuj – gospodarz.  Odkarmieni w dobrych warunkach skorzystaliśmy z rady rodziny, aby jechać na tereny Prus Wschodnich, na ziemie odzyskane. Nasza rodzina trafiła do Elbląga, wujostwo zamieszkali w Malborku.

Na wiosnę 1946 roku, po przyjeździe do Elbląga, ojciec zgłosił się do pracy i otrzymał posadę Naczelnika Urzędu Likwidacyjnego. Mama znalazła pracę w Społem. W dwa lata później urodził się w Elblągu mój brat Wojtek. Mieszkaliśmy w bardzo dobrych warunkach lokalowych w willi przy Ślepej 2 (dawna Ferdinand von Schill Strasse), na I piętrze. Mieszkanie należało do końca wojny do profesora Gimnazjum Elbląskiego Hellmich`a.

Ja we wrześniu 1946 roku rozpocząłem naukę w Szkole Podstawowej nr 3. W tym okresie socjalistyczna władza wprowadziła na dobre system oceny pracowników pod kątem pochodzenia społecznego i poglądów ideowych. Ojciec zdawał sobie sprawę, że jako przedwojenny „prywaciarz” bądź „kapitalista” nie miał dużych szans na zachowanie odpowiedniego stanowiska, tym bardziej, że okres działalności Urzędu Likwidacyjnego się kończył.

Ojciec tęsknił za Warszawą. Do tego dołączyła się troska o pozostawiony na pastwę losu domek letniskowy w Michalinie. Do tej pory stał jeszcze pusty, ale zakwaterowanie w nim lokatorów przez gminę było tylko kwestią czasu. Zajęcie domku przez obcych lokatorów kończyło się często utratą własności. Ojciec podjął decyzję o powrocie i zamieszkaniu w tym domku. Matce ta cała operacja wydawała się koszmarem, nawet biorąc pod uwagę tylko różnicę standardu mieszkania.

Przez okres około roku, co niedzielę, ojciec jeździł z Elbląga do Michalina, żeby zapoznawać się z postępem robót remontowych – od wymiany podłóg po wewnętrzne wykładziny ocieplające.  W 1950 r. powróciliśmy pod Warszawę. Mimo pewnej stabilizacji warunków życia po latach decyzja ta odbiła się na całym życiu rodziny, a szczególnie na zdrowiu rodziców....
                                                        

·                                                         Leszek Łukasik
(Redakcja dziękuje doktorowi Wojciechowi Łukasikowi za dostarczenie redakcji dwóch powyższych wspomnień).

Kwestionariusz Dziecka Powstania 

Andrzej Gawryś               

1.1. Wiek   6,2 lata

2. Sytuacja w momencie wybuchu powstania:
a. Osoby, z którymi był w momencie wybuchu powstania:
matka  Zofia Gawryś      (34 lata)
wuj        Jan Brzeski          (32 lata)
ciotka   Halina Brzeska  (23 lata)
siostra wujeczna Barbara Brzeska  (1,6 lat)
b. Miejsce,  - mieszkanie
c. Reakcja otoczenia: -niepokój, obawa o życie, nasłuchiwanie strzałów
d. Miejsce schronienia w chwili wybuchu powstania – własne mieszkanieul. Mickiewicza 34/36 m. 56.  Dopiero po kilku dniach zaczęły się naloty, to schodziło się wówczas do piwnicy.

3. 1.Czas powstania:
a. Miejsca przebywania w czasie powstania:
ul. Mickiewicza 34/36 piwnica, ostatnie 2 tygodnie ul. Forteczna 2
b. Organizacja czasu dla dzieci w schronie, piwnicy:
Pomoc: opieka nad chorymi, młodszymi, przy obsłudze kuchni, obsłudze powstańców     -
Śpiewy   -  w czasie mszy polowej śpiew „Boże, coś Polskę…”

3.2. Zapamiętane wydarzenia z czasu powstania:
a. dramatyczne
- trafienie bomby w nasz blok, śmierć jednej osoby nieznanej mi
- przebiegnięcie pod obstrzałem, przy zmianie adresu pobytu; przeskakiwanie przez  ludzkie zwłoki
b. inne -  moja wyprawa (bez wiedzy matki) na pobliskie działki po jarzyny (też był obstrzał)                      

4. Wyjście z powstania:
 a. Data ostatecznej ewakuacji:  - 30.09.1944 po kapitulacji Żoliborza
b.  z kim wychodził z powstania (porównaj z listą z pytania 2a)w komplecie, jak w punkcie 2a
d. kto z listy z pytania 2a.
- nie przeżył powstania  -
- kto był ranny -
e. podać kolejne etapy wychodzenia z powstania:
- pędzenie w kolumnie pieszo do Dworca Zachodniego, dalej pociągiem do obozu DULAG 121
- 2.10.1944 wyjazd pociągiem z obozu
- na stacji Skierniewice ucieczka z wagonu, pomoc ze strony RGO, pobyt na wsi  Wilcze Piętki k/Dańkowa. Spotkanie z ojcem
- 6.11.2018 wyjazd do krewnych w Starachowicach

 5. PO WOJNIE:
a. miejsce, w którym dowiedział (a) się o zakończeniu wojny
- w Starachowicach przejście frontu
- wyjazd do Łodzi – tam wieść o końcu wojny
b.  reakcja otoczenia:  - radość i płacz matki, ulga
c. Osoby, z którymi był w momencie zakończenia wojny:
- Ojciec Roman Gawryś (38 lat)
- Matka Zofia Gawryś (35 lat)
d.  powojenna stabilizacja:
- miejsce zamieszkania  - Łódź, Narutowicza (1/2 roku),  Warszawa Praga ul. Ząbkowska ( u ciotki 1,5 roku),  Warszawa Żoliborz, Mickiewicza 34/36 m. 61, od 1947 roku 
-miejsce pierwszej szkoły  - SZKOŁA PODSTAWOWA NR 35, ul. Czarnieckiego
- warunki życia     - dobre
Komentarz:  Deklaruję współpracę.   (-) Andrzej Gawryś

KONIEC 
(format kwestionariusza opracowany przez profesor Elżbietę Skotnicką – Illasiewicz)        

Aby obejrzeć prezentację p. Tadeusza Władysława Świątka "Dziecko Powstania" kliknij tutaj.


Ważny cytat:

– Powinniśmy złożyć najwyższy hołd i przeprosić ludność stolicy, że poniosła tak straszne upokorzenia, tak straszne cierpienia – powiedział gen. Zbigniew Ścibor-Rylski „Motyl”, prezes Związku Powstańców Warszawskich, odsłaniając w 2010 r. pomnik cywilnych ofiar tamtego zrywu.

Inicjatywa ustawodawcza o pomocy dla dzieci powstania warszawskiego, czyli nic się nie dzieje

Załączamy materiały z lat 2016 i 2017 dotyczące pomocy dla dzieci wojny.


Spis wspomnień Dzieci Powstania zamieszczonych w Biuletynie

Halina Kałdowska Biuletyn nr 12
Profesor Elżbieta Skotnicka-Iliasiewicz Biuletyn nr 14
Agnieszka Wróblewska Biuletyn nr 15
Jerzy Kraśniewski Biuletyn nr 16
Profesor Janusz Przemieniecki Biuletyn nr 18
Profesor Agnieszka Muszyńska Biuletyn nr 20 - 28
Profesor Elżbieta Skotnicka-Iliasiewicz Biuletyn nr 27
Mirosław Kukliński Biuletyn nr 28,29,30
Agnieszka Wróblewska Biuletyn nr 29
Wojciech Sobieszuk Biuletyn nr 30
Andrzej Bischoff Biuletyn nr 31
Profesor Stanisław Lewak Biuletyn nr 31
Jacek Krzemiński Biuletyn nr 32,33,34,35
Profesor Stanisław Lewak Biuletyn nr 33
Profesor Agnieszka Muszyńska Biuletyn nr 34
Danuta Charkiewicz Biuletyn nr 36
Aleksander Szczęsny Biuletyn nr 36
Józef Henryk Rudziński Biuletyn nr 37
Tadeusz Władysław Świątek (link) Biuletyn nr 37
Janina Tymkiewicz Biuletyn nr 38
Hanna Langner-Matuszczyk Biuletyn nr 39
Danuta Szarska Biuletyn nr 40
Halina Gniadek Biuletyn nr 41
Mirosław Grabowski Biuletyn nr 42, 43
Zbigniew Głuchowski nr 44
Hanna Światłowska-Hornziel nr 44
Hanna Szymanowska nr 45
Leszek Łukasik nr 45
Andrzej Gawryś nr 45

Pożyteczne Linki:



Linki do prac ś. p. Jana Sidorowicza: kliknij tutajtutaj i książka tutaj.

Rachunek Bankowy Stowarzyszenia na 30.11.2018

Bank BGZ Paribas: 5884,01 PLN
70 dolarów kanadyjskich
100 dolarów kanadyjskich czek
200 dolarów amerykańskich

3 lis 2018

Biuletyn Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944. Nr 44, listopad 2018





O Stowarzyszeniu Dzieci Powstania 1944

KONTAKT: 04-083 Warszawa, ul. Igańska 26 m. 38 sdpw44@gmail.com
Nr konta SDPW1944 w Banku Gospodarki Żywnościowej (BGŻ): 10 2030 0045 1110 0000 0395 9950

MISJA STOWARZYSZENIA

Rodzice nasi walczyli i ginęli w PW 44’ za wolną i szczęśliwą Polskę.
Rolą naszą, Dzieci ’44 jest nie tylko pamiętać o horrorze warszawskiej Hiroszimy, ale przypominać, co z tego wynika dla współczesności. Doświadczyliśmy życia w niepokoju, życia na przetrwanie oraz życia w niezdrowiu. Aczkolwiek wielu z nas wyszło z tej gehenny zahartowanymi i osiągnęło wysokie cele swego życia, ale …to raczej mniejszość z nas? I dlatego mamy prawo pytać, mamy prawo szukać odpowiedzi, mamy prawo zastanawiać się czy ofiara nie była daremną, czy cena nie była za wysoką.
A także mamy prawo oceniać czy Rodziców ofiara nie poszła na marne z punktu widzenia tego, jak następne pokolenia realizują polską rację stanu, którą jest bezpieczeństwo w oparciu o dobre stosunki z sąsiadami i mocne sojusze a także oceniać jak realizowana jest strategia wolności i zachodniej demokracji, w tym i sprawiedliwości.

Skład Zarządu i Komisji Rewizyjnej Stowarzyszenia

Zarząd:

Przewodniczący Andrzej Olas
Wice Przewodniczący Wojciech Łukasik
Skarbnik Ewa Chrzanowska
Sekretarz Maria Nielepkiewicz
Członek Zarządu Tadeusz Świątek
Członek Zarządu Wiesław Winkler

Komisja Rewizyjna:

Jacek Kijkowski
Anna Zawadzka
Władysław Mastalerz

CZŁONKOWIE HONOROWI:

Profesor Andrzej Targowski - honorowy prezes Stowarzyszenia
P. Joanna Woszczyńska - członek honorowy
P. Jerzy Mirecki - członek honorowy

* * *

Sympozja, wystawy, spotkania: Co się dzieje w Muzeum Powstania Warszawskiego, w Warszawie, w Polsce i na świecie.

Baza Ofiar Cywilnych. Muzeum Powstania Warszawskiego prowadzi bazę ofiar cywilnych, link tutaj. Pomóż uzupełnić listę.

Co dzieje się w Stowarzyszeniu:

Współpracujemy z teatrem tańca LUZ.

Współpracujemy z Muzeum Dulag 121.

Wzbogaca się baza naszych wspomnień. Dziś zamieszczamy comiesięczny felieton honorowego prezesa Stowarzyszenia, profesora Andrzeja Targowskiego, p. Zbigniewa Głuchowskiego.

Mamy stronę internetową na Facebooku. Szukaj pod @DzieciPowstaniaWarszawskiego.

Wspomnieliśmy o bazie wspomnień. Napłynęło do nas sporo wspomnień w formie maszynopisu lub rękopisu. Potrzebujemy pomocy w przeniesieniu tych wspomnień na format cyfrowy (word), tak aby zamieścić je w Biuletynie. Prosimy o zgłoszenie się na nasz adres mejlowy (powyżej) ochotników do tej pracy.

Teatr Tańca LUZ


Przedstawił w dniu 27 września kolejny spektakl Dzieci Powstania.




Gościem specjalnym spektaklu był przedstawiciel naszego Stowarzyszenia p. Tadeusz Władysław Świątek.


Oto więcej zdjęć ze spektaklu.







tel. 602 598 493, e-mail: joa.woszczynska@gmail.com

Widziane z krzesła Honorowego Prezesa profesora Andrzeja Targowskiego, Nr 41


                        Polska odrodzona, „wyleczona” i czy do końca?

Święto Niepodległości 11 listopada zaczęto obchodzić dopiero od 1937 r. czyli po śmierci Marszałka Józefa Piłsudskiego w 1935 r. Aż 19 lat zastanawiano się nad obchodami tej rocznicy.  Ale prócz naszej rocznicy, dzień 11 listopada 1918 jest ważną datą w historii Europy, ponieważ przywraca Polsce, dużemu europejskiemu państwo należną mu rolę. Czyli Polska została wyleczona. Jak pamiętamy mówiono wówczas, „że jak Polska jest chora to i Europa jest chora.” Sprawa rocznicy jest skomplikowana. Ponieważ w dniu 5 listopada 1916 Niemcy i Austro-Węgry (przegrywające I WŚ) wypowiedziały się za utworzeniem „samodzielnego” Królestwa Polskiego.  

Choć sam Akt 5 listopada nie dawał Polakom konkretnej daty osiągniecia niepodległości Polski, to wywołał on na świecie tak szeroki oddźwięk, że jego ogłoszenie było kluczowym czynnikiem w polskich staraniach o odzyskanie niepodległości, ponieważ zmusił państwa Ententy (Francja i W. Brytania oraz sympatyzujące Stany Zjednoczone—Deklaracja Wilsona) do nacisku na Rosję (członka Ententy), aby zaoferować będącym pod jej zaborem Polakom konkurencyjną ofertę. Pod wpływem tego nacisku car Mikołaj II 25 grudnia 1916 wydał rozkaz, w którym do celów wojny zaliczył odbudowę Polski wolnej, złożonej ze wszystkich trzech części, dotąd rozdzielonych.

W wyniku Aktu z 5 listopada 1916 r. w ciągu ok. 2 miesięcy, w dniu 15 stycznia 1917 rozpoczęła działalność Tymczasowa Rada Stanu w Królestwie Polskim, powołana przez niemieckie i austro-węgierskie władze okupacyjne. W październiku 1917 r. władze okupacyjne ustanowiły Radę Regencyjną, która zgodnie ze słowami powołującego ją Patentu zastępowała króla i regenta. Natomiast 26 listopada 1917 Rada Regencyjna powołała rząd Jana Kucharzewskiego. Z formalnego punktu widzenia Polska mając już swego premiera poniekąd odzyskała niepodległość. Niestety wskutek różnych okoliczności (niezaproszenie delegata Polski do obrad nad Paktem Brzeskim), premier poddał się do dymisji. I dopiero od dnia 11 listopada 1918 r. w dniu, w którym Rada Regencyjna utworzyła urząd Naczelnika Państwa, na który w tym dniu powołano Komendanta Józefa Piłsudskiego---uważa się, że Polska stała się niepodległym państwem. 

Tymczasowa Rada Stanu Królestwa Polskiego powołana w konsekwencji Aktu 5 listopada 1916 roku wyciągnęła właściwe wnioski z upadku obu cesarstw w 1917 r., które Akt ten wydały, wygaszając z tym dniem swoją misję, na rzecz Rady Regencyjnej. Czy można mówić tu o przekazaniu komuś władzy de iure? (z listu prof. A. Piskozuba i cytat przez niego przypomniany):

W 1956 r. Stanisław J. Lec stworzył genialną "myśl nieuczesaną": 
„W tym kraju - powiedział mój znajomy filozof S. - władza leży na ulicy.”
Nie szkodzi - odpowiedziałem - tutaj nie zamiata się ulic.

Czyżby Panie Stanisławie? Może w PRL nie zamiatano dobrze ulic, ale w latach 1916-1918 polska władza rozwijała się stopniowo, aż do skutku, ponieważ miała świetnych liderów. Także w styczniu 1945 r. pseudo-władza władzę sprawnie podjęła z ulicy, po niemądrych decyzjach w sierpniu 1944 r. -- potem nie było tak trudno ją z ulicy podjąć przez sowieckich wysłanników. Nie było już liderów. I odtąd mamy z tym kłopot. 

Warto przypomnieć (dzięki prof. A. Piskozubowi za to), że na podziale rozbiorowym Rzeczypospolitej Obojga Narodów, Rosja wzięła w nim w całości Wielkie Księstwo Litewskie (462 tys.km kw.). Natomiast polskie ziemie podzielono między Prusy (141 tys km kw) i Austrię (130 tys.km kw. pozostawiając całe Królestwo Polskie (271 tys.km kw) pod nadzorem Rosji. Po 20 latach Rosja w Kongresie Wiedeńskim odebrała pozostałym zaborcom blisko połowę (127 tys.km kw) ale podczas I WŚ w 1915 r. mocarstwa centralne odbiły to terytorium odtwarzając z niego Aktem 5 Listopada 1916 na moment koncepcję Królestwa Polskiego. 

Natomiast w 1918 roku, po rewolucji bolszewickiej powrócono do rozbitej przez Rosję podczas rozbiorów Rzeczypospolitej tworząc Druga Rzeczpospolitą zamiast Królestwa Polskiego, nawiązując do Unii Lubelskiej z 1569 r. (Ibidem). 

W powstaniu Aktu 5 Listopada 1916 r. ogromnie zasłużył się Władysław Studnicki, krajan i rówieśnik Józefa Piłsudskiego. Obaj byli szlachcicami Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale podczas I Wojny Światowej walczyli o sprawę polską, o odrodzenie Królestwa Polskiego. Dyskusyjną wówczas postawą okryła się nacjonalistyczna endecja, protestem Lozańskim zwracając się do Ententy przeciwko restytucji Królestwa Polskiego! (Ibidem).

Niech się święci 11 listopada, ale warto zastanowić się czy aby status Królestwa Polskiego nie byłby lepszy od statusu II RP? Jak wskazują liczne europejskie królestwa, panuje w nich większa stabilizacja i lepsza jakość życia aniżeli w innych systemach społeczno-politycznych. A my może nie bylibyśmy wówczas członkami Klubu im. Heleny Modjeskiej, aż w dalekim mieście Los Angeles?

Czas i potrzeba byśmy zadumali się nad naszym losem po tych 100 ważnych latach. Czy jesteśmy zdolni utrzymać naszą niepodległość sami, czy jesteśmy wolni i bezpieczni oraz jaką mamy przyszłość? A także jaką cenę trzeba za to płacić i czy nas na to stać tak materialnie jak i mentalnie? 

Andrzej Targowski


DANE O POWSTANIU





Kwestionariusz dziecka powstania p. Z. Głuchowskiego

                                                                                                     
1.            Wiek w czasie powstania: 6 lat 4 miesiące,
Wiek obecnie: 79 lat 6 miesięcy
2.            Sytuacja w momencie wybuchu powstania:
a.            Osoby, z którymi był w momencie wybuchu powstania: ojciec, matka , dziadek, babka, inni krewni, piastunka, rodzeństwo (wymienić z podaniem imienia i wieku), inni rówieśnicy (wymieć z podaniem imienia i wieku), inne osoby (podać pokrewieństwo bądź relacje bp. Sąsiad, osoby nieznane, scharakteryzować relacje) Matka, Stanisława Głuchowska z d. Świnarska, lat 40
b.            Miejsce, dom rodzinny (mieszkanie), teren przydomowy (podwórko, ogród), ulica, sklep, park, środek komunikacji, inne jakie; mieszkanie.
c.             Reakcja otoczenia: Radość, strach, płacz, krzyk, odgłosy walk, próba ucieczki, inne reakcje; Usłyszeliśmy głos na podwórku „Polacy, kto w Boga wierzy! Na barykady!” Wtedy ogarnęła nas wielka radość, że Niemcy zostaną przepędzeni z Polski!
d.            Miejsce schronienia w chwili wybuchu powstania (piwnica, schron, poza miejscem zamieszkania, środek komunikacji) (dom rodzinny, dom krewnych, dom sąsiadów, znajomych), inne, jakie: Początkowo przebywaliśmy w mieszkaniu, czuliśmy się bezpieczni, bo okna wychodziły na podwórko.
3.1.         Czas powstania:
a.            Miejsca przebywania w czasie powstania, jeśli możliwe podać adresy:
W czasie powstania przebywaliśmy w piwnicy /nocą i w ciągu dnia/-ul. Nowogrodzka 3m. 10.
b.            Organizacja czasu dla dzieci w schronie, piwnicy:
Pomoc: opieka nad chorymi, młodszymi, przy obsłudze kuchni, obsłudze powstańców: Nie przypominam sobie.
Nauka: Matka uczyła mnie zachowania w czasie wybuchów i skrywania sie podczas ostrzału.
Gry, jakie: Nie było gier-nie pamiętam.
Śpiewy: Śpiewaliśmy pieśni religijne, partyzanckie i patriotyczne.
Organizacja życia: higiena: Załatwialiśmy się do kubłów, a dzieci do nocnika,
c.             Drogi ewakuacji przy konieczności opuszczenia schronienia:
Przebite mury ścian pomiędzy jednym budynkiem a drugim.
3.2.         Zapamiętane wydarzenia z czasu powstania:
Dramatyczne- początkowo pogrzeby zabitych powstańców odbywały się na podwórku w honorowej asyście z salwami, po 2-3 tygodniach zabrakło miejsca do pochówku i wtedy zaczęto rozkopywać groby wcześniej zabitych, pogłębiano je i układano zwłoki jedne na drugich, a następnie przysypywano je cienką warstwą ziemi. Z osobistych przeżyć najbardziej utkwiło mi w pamięci, z mamą udaliśmy się przejściami przez mury kitka domów dalej, gdzie podobno byt jeszcze dostęp do wody pitnej. Przechodziliśmy przez gorące gruzy rozwalonych budynków i w tym czasie rozpoczęto się bombardowanie. Nie wiedzieliśmy, gdzie się skryć. Szczęśliwie przeżyliśmy i wróciliśmy do naszej piwnicy, ale bez wody. Po jakimś czasie moja mama znowu wybrała się po wodę. Zostawiła mnie w piwnicy. Pobiegłem za nią i będąc w pokoju, w którym znajdowało się przejście usłyszałem ryk nadlatującego samolotu i gwizd spadającej bomby na sąsiednie pomieszczenie. Impet wybuchu przerzucił mnie z jednego pokoju do drugiego. Upadająca szafa mato mnie nie przygniotła. Zobaczyłem krwawiącą moją stopę i poczułem krew na twarzy. Do dzisiaj mam bliznę na lewej stopie i czole nad okiem.
4.            Wyjście z powstania:
a.            Data ostatecznej ewakuacji: 3 październik 1944 r.
b.            Adres ewakuacji: Nowogrodzka 3.
c.             Z kim wychodził z powstania (porównaj z listą z pytania 2a); z moją mamą.
d.            kto z listy z pytania 2a nie przeżył powstania.
kto był ranny......                                            
e.            podać kolejne etapy wychodzenia z powstania:
- Z powstania wychodziliśmy jakimiś rowami, tunelami i w końcu znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni /nie wiem, jaka to była ulica/, stali tam Niemcy w mundurach. Powstańcy, mający broń, składali ją przed nimi i dalej szli z cywilną ludnością.
- Wieczorem, może nocą, doszliśmy do jakichś fabrycznych hal, zapamiętałem, że mówiono, iź jesteśmy w Pruszkowie.
Jak długo tam byliśmy, trudno mi określić, gdyż byłem chory, podobno miałem wysoką temperaturę Po jakimś czasie, gdy już poczułem się lepiej, Niemcy zgromadzili nas przy wyjściu z hali i dokonali segregacji: zdolnych do pracy ustawili po jednej stronie, starych, chorych i matki z dziećmi zapędzili do odkrytych wagonów kolejowych. Jechaliśmy nocą, było zimno i padał deszcz; ludzie mówili, wiozą nas do Oświęcimia, niektórzy próbowali ucieczki, skakali z jadącego pociągu. Niemcy do nich strzelali, nie wiem, czy komuś udała się ucieczka.
- Pociąg zatrzymał się na stacji Kozłów pod Krakowem. Niemcy otworzyli wagon i kazali wysiadać. Miejscowa ludność zaopiekowała się nami. Ja z mamą znaleźliśmy się we wsi Przysieka. U bogatszych gospodarzy przebywaliśmy dłużej, u biedniejszych krócej. Moja mama umiała szyć na maszynie, więc wszędzie byliśmy mile widziani, a maszynę przenoszono od jednych do drugich.
5.            PO WOJNIE:
a.            miejsce, w którym dowiedział (a) się o zakończeniu wojny: Dla mnie i mojej mamy wojna się skończyła z chwilą wkroczenia do wsi oddziału Armi Czerwonej. Dla mojego taty w momencie otworzenia bramy obozu w Stołpie /w Słupsku/ przez czerwonoarmistę. Dzień zakończenia wojny /9 maja 1945 r./ zastał nas u rodźmy na Pradze. W Warszawie nie mieliśmy gdzie mieszkać, więc wyjechaliśmy na wieś do dalekiej rodziny w Leszczance, gm. Trzebieszów - tam ponownie zastała nas wojna Polacy walczyli z Polakami.
b.            reakcja otoczenia Radość, strach, płacz, inne reakcje: Radość z zakończenia wojny była przeogromna, niektórzy płakali ze szczęścia.
c. Osoby, z którymi był w momencie zakończenia wojny: ojciec, matka, dziadek, babka, inni krewni, piastunka, rodzeństwo (wymienić z podaniem imion i wieku), inni rówieśnicy (wymieć z podaniem imienia i wieku), inne osoby (podać pokrewieństwo bądź relacje bp. Sąsiad, osoby nieznane, scharakteryzować relacje): Ojciec, Bolesław Głuchowski, ps. Tur, lał 42, matka, Stanisława Głuchowska, lat 41.
c.             powojenna stabilizacja: proszę w kilku zdaniach opisać pierwsze 5 lat po wojnie:
d1. W kraju
miejsce zamieszkania:
-od wkroczenia oddziału Armii Czerwonej do powrotu mojego ojca z obozu mieszkałem w Przysiece, gm. Kozłów;
- przez kilka tygodni mieszkaliśmy u siostry mojej mamy na Pradze w Warszawie, ul. Żółkiewskiego 45;
- 1945/1946 Leszczanka, gm. Trzebieszów;
- 1946/1947 Krzesk, gm. Zbuczyn;
- 1947/1949 Międzyrzec Podl. ul. Piłsudskiego 47;
- 1949-Siedice, ul. Kilińskiego 9 m. 1.
-miejsce pierwszej szkoły, przedszkola: do szkoły podstawowej zacząłem uczęszczać w Międzyrzecu Podl., przyjęto mnie do kl. II, po paru dniach przeniesiono do kl.lll;
-              warunki życia: warunki życia po wojnie byty wyjątkowo ciężkie, wszystko straciliśmy w czasie okupacji a w czasie powstania wszystko zostało zniszczone całkowicie, trzeba było zaczynać wszystko od nowa, od igły, łyżki[ butów itp... dokuczał głód i zimno.
d.            2. Poza kraiem
-              miejsce zamieszkania
-miejsce pierwszej szkoły, przedszkola
-              warunki życia
6.            Stowarzyszenie dzieci powstania 1944:
Stowarzyszenie zwraca się z uprzejmym zapytaniem, czy zechciałaby Pani, czy zechciałby Pan nawiązać kontakt z naszym Stowarzyszeniem, które stawia sobie za cel zarówno integrację naszego środowiska jak i opracowanie możliwie pełnej dokumentacji przeżyć najmłodszych uczestników Powstania. Kontakt: adres korespondencyjny 04-083 Warszawa, ul. Iglińska 26 m. 38 mail:sdpw44@gmail.com : 660 778 449 i 514 768 943
Tak, chciałbym uczestniczyć w życiu Stowarzyszenia na miarę możliwości mojego stanu zdrowia /jestem 21 lat po bay-pasach, teraz przyplątały mi się problemy onkologiczne, od wielu lat mam też szereg innych schorzeń, zwyrodnienia, owrzodzenia, refluksy…/

Zbigniew Głuchowski
 KONIEC


Wspomnienie p. Hanny Światłowskiej-Hornziel

Wspominając  lata, które już minęły, podzieliłabym  je na następujące okresy:
I.                     Od urodzenia do do1939 r,
II.                   Od 1939 do 1945,
III.                 Od 1945 do 1990
           i czas od przejścia na emeryturę.

Czas wojny pozostanie w pamięci do końca życia. A zaczęło się to wszystko od ewakuacji fabryki, z której pracował mój ojciec - PZL. Cała kadra inżynierów miała udać się przez Rumunię, Francję do Anglii. Z uwagi iż granice zostały zamknięte, wszyscy zostali skierowani na wschód. Po wielu perypetiach dotarliśmy do dawnej granicy z Rosją – wsi Adamówka. Byliśmy świadka wkroczenia wojsk radzieckich na teren Polski. W związku z tym postanowiono wrócić do Warszawy.

Sztab wojsk radzieckich, który  zatrzymał się we wsi Adamówka, najpierw zarekwirował wszystkie prywatne samochody (ojciec posiadał zaświadczenie o zarekwirowaniu jego samochodu, napisane na jakimś poplamionym kawałku papieru. Obecnie to zaświadczenie jest w posiadaniu mojego brata Tadeusza). Pozostał nam tylko autobus „Gazogen”. Ponieważ nie potrafili go uruchomić, z nóg wyjechaliśmy nim. Dzięki kierowcy o nazwisku Klujew przekroczyliśmy granicę (dowódcą tego odcinka frontu był gen. Klujew). Po wielu perypetiach dotarliśmy do linii frontu z Niemcami. Przepuścili nas bez zbędnych pytań i tak 24.XII dotarliśmy do Warszawy. 

Do naszego mieszkania (Saska Kępa ul. Elsterska 3 nie mogliśmy wrócić, ponieważ pies, który został po naszym wyjeździe w mieszkaniu, a opiekował się nim dozorca, zaatakował żołnierzy n zastrzelony. Nora była bardzo duża i silna. Obcych do mieszkania nie wpuszczała. Tak więc ojciec wynajął mieszkanie  róg Kopernika i Tamki. Ja mieszkałam u Dziadków, na Pradze przy ul. Mińskiej 8 m.1, gdyż miałam blisko do szkoły. W czasie wolnym i wakacji mieszkałam z ojcem i jego żoną (moja mama zmarła w 1936 r.). I tam zastało mnie powstanie. W naszym budynku mieszkał felczer p. Prokuratorski, który szkolił w czasie okupacji dziewczęta, które po zaliczeniu kursu zostały sanitariuszkami. Ponieważ w rodzinie i wśród przyjaciół dziadków moich dużo było lekarzy, udzielenie pierwszej pomocy nie było mi obce.

W dniu 1 sierpnia około godziny 17-tej rozległ się hymn „Jeszcze Polska nie zginęła”, a następnie „Bożę, coś Polskę”… Grano na organach w szkole muzycznej – Filharmonii. Słychać było pierwsze strzały. Na ulicach pokazali się chłopcy z biało-czerwonymi opaskami. Przez pierwsze parę dni panowało zamieszanie, gdyż nie wszyscy mogli dotrzeć do domów oraz punktów zbiórki swoich oddziałów. M.in. mój ojciec, oraz mój mąż, który wtedy mężem może jeszcze nie był, obydwaj zgłosili się do „KRYBARA”. I tak ojciec został komendantem Straży Pożarnej na Powiślu, zaś mąż wraz z kolegami zajęli się budową wozu pancernego.

Pierwsze próby się nie powiodły. Dopiero po zmianie planów powstał KUBUŚ. Wszelkie oryginalne dokumenty dotyczące budowy KUBUSIA przekazałam do Muzeum Powstania Warszawskiego (mam tylko zrobione z nich ksero). Ojciec mój często brał udział w naradach u KRYBARA.

Jeśli chodzi o mnie , to miałam za zadanie udzielanie pierwszej pomocy, udzielanie informacji jak dotrzeć np. do drukarni, gdzie są przejścia piwnicami itp. Dnie mijały szybko. Niemcy systematycznie burzyli domy. Kiedy bomba uderzyła w nasz dom (na szczęście zatrzymała się na II piętrze) musieliśmy opuścić nasze mieszkanie i przenieśliśmy się na ul Okólną 3. Zajęliśmy puste mieszkanie na II piętrze. Długo tam nie mieszkaliśmy, gdyż Niemcy zajęli Powiśle. Mieszkańców okolicznych domów  spędzili  na plac vis a vis biblioteki Raczyńskich, a z stamtąd po uformowaniu kolumny, zaczęli pędzić Tamką w dół. Z całej tej wielkiej grupy ludzi oficer niemiecki zatrzymał mnie z macochą. Zaprowadził nas do baraku (częściowo spalonego) po cyrku Staniewskich. Tam namawiał moją macochę, aby z nim została, „a córkę tzn. mnie odda do PCK”, na to żona ojca się nie zgodziła. Wtedy z teczki wyjął papierową torbę, z której wysypał moc biżuterii. Wtedy moja macocha zdjęła obrączkę, dorzuciła do leżącej już biżuterii, chwyciła mnie za rękę i wybiegłyśmy na ulicę, starając się szybko dogonić grupę ludzi, którzy już odeszli kawał drogi. Jak nas zobaczyli, to tak jakby spowolnili.  Kiedy dobiegłyśmy, to szybko wepchnęli nas w środek grupy, a jakaś kobieta zarzuciła chustę na głowę macochy. Muszę zaznaczyć, że była ona bardzo piękną kobietą  o blond włosach. Ojciec jej był Francuzem. Szliśmy długo i wreszcie dotarliśmy do kościoła na Woli. Tam oddzielono kobiety od mężczyzn. Spędziliśmy w nim całą noc. Na drugi dzień zaprowadzono nas na dworzec i w bydlęcych wagonach zawieziono do Pruszkowa. Tam wpędzono nas do poszczególnych baraków. My dostałyśmy się do baraku nr 2. Tam znalazłyśmy  dwie Po paru godzinach przyszły siostry PCK, pielęgniarki i zaczęły rozdawać jedzenie – zupa, chleb, a nawet mleko dla maluchów. Znalazłam starą puszkę, która po wyszorowaniu piaskiem i opłukaniu wodą służyła jako garnek.

Wyszłam na zewnątrz baraku i znalazłam studnię, lecz ona znajdowała się za ogrodzeniem, a Niemcy nie chcieli nas do niej dopuścić. Ponieważ wielu osobom brakowało wody, zdecydowałam się przejść to ogrodzenie. Niemiec, który pilnował studni, chciał ażebym wróciła za ogrodzenie. Wtedy ogarnął mnie szał i zaczęłam kląć po niemiecku. Żołnierz zgłupiał, a ja wykorzystałam to i szybko napełniłam podawane mi pojemniki wodą. Wykorzystałyśmy to z moją macochą, aby się umyć. Po paru dniach spotkałyśmy księdza, który  powiedział, że zaraz będzie podstawiony pociąg, w którym zostaną wywiezieni ludzie do pracy, ale na terenie Polski. Udało się nam dostać do tego pociągu. Wieziono nas 3 doby i wreszcie wieczorem, po zatrzymaniu się pociągu w  szczerym polu, kazano nam wysiadać. Było zimno padał deszcz. Na drugi dzień po południu przyjechały furmanki. Zmęczeni i mokrzy byliśmy zabierani do przydzielonych nam kwater. Ja z macochą trafiłyśmy do majątku TERESIN. Tam dostałyśmy mały pokoik u pracowników majątku. Ja miałam pracować w ogrodzie i zajmować się małym dzieckiem, natomiast moja macocha pracowała w kuchni. W pałacu  znajdował się sztab wojsk niemieckich przeniesiony z Warszawy.

Nasi gospodarze mieli dwie córki Urszulę i Dankę. O ile Danka zbyt przyjaźniła się z żołnierzami niemieckimi, o tyle Ula była w porządku. Pewnego dnia, gdy szłam spać z „maluchem”, przyłączyła się do nas Danka i poprowadziła do lasu. Tam zobaczyłam siedzącego pod drzewem oficera niemieckiego. Zatrzymałyśmy się. W pewnym momencie Danka pchnęła mnie tak, że upadłam na Niemca. Nagle zobaczyłam, że sięga on po pistolet. Zaczęłam uciekać w głąb lasu. Do domu wróciłam wieczorem. Po moim przyjeździe przyszedł oficer niemiecki, okazało się, że był francuzem wcielonym do wojska niemieckiego, który powiedział, że musimy szybko uciekać, jeśli nie miałyśmy żadnych dokumentów i pieniędzy. Po północy przyszedł znajomy gospodarzy, kazał nam się spakować, gdyż zaraz wyjeżdżamy. Samochód stał przed domem. Kiedy usiadłyśmy, samochód ruszył i zawiózł nas do małego domku w lesie. Na drugi dzień zawieziono nas na dworzec w Brwinowie, skąd pociągiem pojechaliśmy do Warszawy. Opiekował się nami mężczyzna o imieniu Edmund. Kim był? Wiem, że miał kontakt z partyzantką AK, ale również i  Niemcami. Twierdził, że pracuje w organizacji THOD-a. Ciekawe, że Niemcy wykonywali wszystkie jego polecenia.

Z Warszawy pojechaliśmy do Krakowa, gdyż rodzina mojej macochy miała majątek na Polesiu koło Prużany. Niestety nie mogliśmy się tam dostać, gdyż przebiegała tam linia frontu. Wróciliśmy do Krakowa. Były kłopoty ze znalezieniem jakiegoś lokum. Edmund ulokował nas u swoich znajomych p. Szponer ul. Św. Krzyża 3. Z uwagi na ciasnotę w dwóch małych pokoikach mieszkało 5 osób (p. Szponer z 3 dzieci). Staraliśmy się znaleźć warszawiaków, którzy pomagali nowo przybyłym z Warszawy. I tak dzięki p.p. Helenie Zakrzewskiej - pisarka i Pauli Zahorskiej – przedwojenna dziennikarka i poetka zostałyśmy skierowane do majątku p.p. Bukowskich, rodziców Jerzego Bukowskiego, rektora Politechniki Warszawskiej. Zostałyśmy bardzo serdecznie przyjęte. Zastałyśmy tam żonę i ich córkę Martę oraz studentkę p. Krysię i p. Musię Prądzyńską. Następnie dojechali jeszcze p. Ziobrowska z synem oraz inż. Grzybowski z dwoma córkami i czwórką wnucząt. Na około w lasach ukrywali się partyzanci AK, Rosjanie, dezerterzy z wojska niemieckiego i zwykli bandyci, którzy ciągle napadali na dwór, żądając pieniędzy, jedzenia itp.

Z p. Krysią założyłyśmy szkołę dla dzieci pracowników majątku oraz sąsiednich wsi. Ja uczyłam w zakresie kl. I – III, p. Krysia IV – IV. Któregoś dnia przyjechali Niemcy dwoma czołgami, zaczęła się pacyfikacja. Sąsiednie wsie zostały podpalone. Ludzie przybiegali do majątku „Michałonie”. Niemcy mówili, że właścicielom majątku nic się nie stanie. A pacyfikacja to kara za udzielanie pomocy partyzantom oraz założenie szkoły. Syn pp. Bukowskich skontaktował się z dowódcą partyzantki ruskiej (posiadali radiostację) i na drugi dzień zaczęły nadlatywać „kukuruźniki”. Niemcy szybko się wycofali, a po dwóch dniach wkroczyły wojska radzieckie.

Należy zaznaczyć, że komendant partyzantki ruskiej – Misza czy Grisza codziennie przychodził do domu i przekazywał wiadomości zarówno z frontu i świata. Moim zadaniem było przekazać je do sąsiednich majątków (Bukowie, Turkowie itp). Wychodziłam wcześnie rano, a wracałam wieczorem. Był duży mróz, śniegi zawiały drogi.  Ja miałam tylko to, co wyniosłam z Warszawy. Odległości miedzy majątkami wynosiły ok. 10 km., tak więc musiałam około 20 km w ciągu dnia.

Nastąpił koniec wojny. Dostaliśmy wiadomość, że będą wysiedlać właścicieli majątków. Zaczęła się wywózka cennych rzeczy do Krakowa. Wtedy do Krakowa wyjechała moja macocha. Przyjęła ją rodzina pp. Karkowskich. Po pewnym czasie wyruszyłam do Krakowa. Szło się pieszo. Spało się w stodołach. Po paru dniach dotarłam do Krakowa. Tam odnalazła nas babcia, matka mojej macochy. Córkę, która była w  8 – mym miesiącu ciąży zawiozła do szpitala, a mnie zabrała do siebie do Częstochowy. Następnie zaczęła  szukać mojego ojca i odnalazła go w Katowicach. Podróż z Częstochowy do Katowic trwała 3 doby, z uwagi, iż były uszkodzone tory, mosty zerwane.

Chciałabym zaznaczyć, że gdyby wszystkie matki były takie, jak moja macocha, nie byłoby nieszczęśliwych dzieci. Też chcę zaznaczyć, że w Krakowie rozstaliśmy się z naszym opiekunem.
Tak zakończyła się pierwsza część moich wspomnień.

Rok 1945 – urodził się mój brat Maciuś. Na ulicach Katowic trwały walki. Matka Maciusia musiała wrócić do szpitala, gdyż wywiązało się zakażenie po porodzie. Były kłopoty ze znalezieniem mleka. Pomógł nam dyr. RGO. Dostałam od niego różne odzyski, mleko dla Maćka. Również p. Maria Potter przynosiła mleko kozic. Siostra jej, pielęgniarka, pracowała u dr Roszkowskiego – pediatry. Ojciec mój, ponieważ zabezpieczał mienie poniemieckie, przekazał całe wyposażenie do szpitala.

W roku 1946 powróciliśmy do Warszawy. Zaczęłam pracować i jednocześnie kontynuować naukę. Pierwsza praca to firma importowo-exportowa Askid. Znałam języki niemiecki, rosyjski i angielski. Po likwidacji firm prywatnych podjęłam prace w Zjednoczeniu budowlanym nr. 2. W roku 1952 wyszłam za mąż. Zaczęłam pracować społecznie z dziećmi.

Często pytano mnie, dlaczego podjęłam pracę z dziećmi. W czasie wojny często bywałam z rodzicami w Straży Pożarnej przy ul. Chłodnej. Okna mieszkania z-cy Komendanta wychodziły na Getto. Widziałam dzieci umierające z głodu, zabijane przez Niemców. Postanowiłam, że jeśli przeżyję, zajmę się dziećmi i młodzieżą. I tak się stało. Wspólnie z prof. Wytrążkiem założyliśmy Poradnię Społeczno – Wychowawczą. Były udzielane porady zarówno młodzieży jak i rodzicom. Ponieważ pracy było coraz więcej, zaczęłam zapraszać znajomych do pracy w poradni. Nie sprawdzili się kuratorzy sądowi ds. nieletnich. Następnie z inicjatywy młodzieży zaczęły powstawać Młodzieżowe Kluby Dzielnicowe. Kluby te prowadzone były przez samą młodzież pod nadzorem cichym dorosłych.

Następnie Prezes Sądu Wojewódzkiego mianował mnie przewodniczącą Komisji Penitencjarnych w dwóch z-ch karnych – Ostróda dla młodzieży i Barczewie dla dorosłych. Dla młodszych organizowane były różne konkursy, dla starszych (Barczewo) kontynuowanie nauki.

W lecie były organizowane dla młodzieży starszej obozy przy dużej pomocy Komendanta Wojewódzkiego SP. Otrzymaliśmy pole namiotowe namioty wraz z wyposażeniem, możliwość korzystania ze stołówki (w ośrodku wypoczynkowym SP). Również i w wojsku organizowane były prelekcje na temat alkoholizmu oraz zażywania narkotyków. Było prowadzone wiele prac z młodzieżą. Lecz po moim przejściu na emeryturę i przeniesieniu się z Olsztyna do Warszawy, nikt nie podjął się dalszej pracy z młodzieżą.
                                                                                       Hanna Światłowska- Hornziel

KONIEC


Aby obejrzeć prezentację p. Tadeusza Władysława Świątka "Dziecko Powstania" kliknij tutaj.


Ważny cytat:

– Powinniśmy złożyć najwyższy hołd i przeprosić ludność stolicy, że poniosła tak straszne upokorzenia, tak straszne cierpienia – powiedział gen. Zbigniew Ścibor-Rylski „Motyl”, prezes Związku Powstańców Warszawskich, odsłaniając w 2010 r. pomnik cywilnych ofiar tamtego zrywu.

Inicjatywa ustawodawcza o pomocy dla dzieci powstania warszawskiego, czyli nic się nie dzieje

Załączamy materiały z lat 2016 i 2017 dotyczące pomocy dla dzieci wojny.


Spis wspomnień Dzieci Powstania zamieszczonych w Biuletynie

Halina Kałdowska Biuletyn nr 12
Profesor Elżbieta Skotnicka-Iliasiewicz Biuletyn nr 14
Agnieszka Wróblewska Biuletyn nr 15
Jerzy Kraśniewski Biuletyn nr 16
Profesor Janusz Przemieniecki Biuletyn nr 18
Profesor Agnieszka Muszyńska Biuletyn nr 20 - 28
Profesor Elżbieta Skotnicka-Iliasiewicz Biuletyn nr 27
Mirosław Kukliński Biuletyn nr 28,29,30
Agnieszka Wróblewska Biuletyn nr 29
Wojciech Sobieszuk Biuletyn nr 30
Andrzej Bischoff Biuletyn nr 31
Profesor Stanisław Lewak Biuletyn nr 31
Jacek Krzemiński Biuletyn nr 32,33,34,35
Profesor Stanisław Lewak Biuletyn nr 33
Profesor Agnieszka Muszyńska Biuletyn nr 34
Danuta Charkiewicz Biuletyn nr 36
Aleksander Szczęsny Biuletyn nr 36
Józef Henryk Rudziński Biuletyn nr 37
Tadeusz Władysław Świątek (link) Biuletyn nr 37
Janina Tymkiewicz Biuletyn nr 38
Hanna Langner-Matuszczyk Biuletyn nr 39
Danuta Szarska Biuletyn nr 40
Halina Gniadek Biuletyn nr 41
Mirosław Grabowski Biuletyn nr 42, 43
Zbigniew Głuchowski nr 44
Hanna Światłowska-Hornziel nr 44

Pożyteczne Linki:



Linki do prac ś. p. Jana Sidorowicza: kliknij tutajtutaj i książka tutaj.

Rachunek Bankowy Stowarzyszenia za okres 27.09.2018 - 27.10.2018

Bank BGZ Paribas: 5814,01 PLN
70 dolarów kanadyjskich
100 dolarów kanadyjskich czek
200 dolarów amerykańskich