23 lip 2025

Biuletyn nr 69 Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944, lipiec 2025

 Z życia Stowarzyszenia

Co warto przeczytać

  • Zaproszenie na uroczystość złożenia wieńców  1 sierpnia 2025 w parku Dreszera
  • Instytut Pamięci Narodowej zaprosił nas ostatnio na dwie uroczystości.
  • Odpowiedź z U.M.st. Warszawy w sprawie udzielenia pomocy finansowej
  • Jerzy Bulik w ramach „Rozmyślań przy goleniu" rozważa najstarszy problem – co było na początku - nazywany żartobliwie – jajko czy kura. 
  • W swoim felietonie pt.: “Dlaczego strzelałem do portretów dostojników państwowych” profesor Andrzej Targowski zastanawia się nad skutecznością sposobów oporu wobec nieprzyjaznej władzy państwowej.
  • Polecamy lekturę książkowego wydania „Wspomnień Dziecka Powstania Warszawskiego” pióra Włodzimierza Nekandy Trepki z Bydgoszczy - skrót w niniejszym biuletynie.
  • Wspomnienie (informacja) o członkach SDP1944, którzy od nas odeszli.
  • Ponadto opublikowaliśmy:
    • wspomnienia pana Bogusława Górakowskiego - Link
    • kolejny rozdział (7) powieści Małgorzaty Todd - "Zdarzenia i zmyślenia" - Link
Zapraszamy do lektury!

Baza naszych wspomnień

Nieustannie wzbogaca się baza Naszych wspomnień. Serdecznie zachęcamy do dzielenia się z nami tymi unikalnymi informacjami - chętnych zapraszamy do kontaktu na nasz adres e-mail. Dzięki wolontariuszom możemy pomóc w ich digitalizacji, a nawet spisaniu.

Zaproszenie na uroczystość złożenia wieńców  1 sierpnia 2025 w parku Dreszera

Drogie Dzieci Powstania i sympatycy SDP1944!

Serdecznie zapraszamy 1 sierpnia 2025 na uroczystość uczczenia wybuchu Powstania Warszawskiego do Parku Dreszera (Mokotów) na godz. 10:00. 

Po złożeniu wiązanki od SDP1944, spotykamy się jak zwykle o godz. 11:00 pod baldachimem kawiarenki “Zielnik” na terenie Parku Dreszera. 

Bardzo prosimy o potwierdzenie przybycia:

  • e-mailem: sdpw1944@gmail.com ;
  • lub telefonicznie 660 778 449.

Zaproszenia dla SDP1944 od IPN

Od pana Krzysztofa Wojciechowskiego z Wydziału Organizacji i Popularyzacji IPN otrzymaliśmy ostatnio kolejne 2 zaproszenia na uroczystości organizowane przez IPN w Warszawie. Z uwagi na m.in. zasługi  położone przez panią Marię Zimę z IPN dla uznania więźniów Dulagu 121 za kombatantów uważałem za nasz obowiązek włączenia się w akcję upamiętniana zdarzeń i wielkich Polaków przez IPN. Poniżej treść zaproszeń przesłanych na adres Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944.

                                      

Szanowni Państwo,

przesyłam w załączeniu zaproszenie dla Pana Przewodniczącego Wojciecha Łukasika na obchody 80. rocznicy zakończenia walk powstańczych w Warszawie prowadzonych w ramach Akcji „Burza”. Uroczystość odbędzie się w Warszawie (ul. Bielańska 10 – Reduta Banku Polskiego) dnia 1 października 2024 r. o godzinie 17:00.

Prezes IPN dr Karol Nawrocki ma zaszczyt zaprosić na Centralne Obchody upamiętniające marszałka Józefa Piłsudskiego w 90. Rocznicę śmierci 12 maja 2025 godz. 10  Pomnik Józefa Piłsudskiego w Warszawie ul. Belwederska 52 (Skwer Jerzego Giedroycia). Prosimy o potwierdzenie obecności i chęci złożenia kwiatów.


 Złożenie wieńców pod ściana Reduty  


Pomimo wcześniejszego powiadomienia członków SDP1944 (również z Zarządu),  ich udział w uroczystościach okazał się nader skromny. Stałym członkiem delegacji był przewodniczący SDP1944 Wojciech Łukasik. Obie uroczystości miały uroczystą oprawę. Dodatkowo po złożeniu kwiatów pod tablicą na Reducie Banku Polskiego, zgromadzeni zostali zaproszeni do zwiedzenia Muzeum Pamięci Powstania Warszawskiego w gmachu dawnego Banku Polskiego.
Poniżej dołączamy kilka fotografii z obu uroczystości.

Tablica upamiętniająca walki
                                                                                             

Uroczystość przy pomniku Józefa Piłsudskiego -12.05.2025 Skwer Jerzego Giedroycia

Odpowiedź z U.M.st. Warszawy w sprawie udzielenia pomocy finansowej na zakup paczek dla członków SDP1944, wzorem akcji „Paczka dla Bohatera”

Pani Agnieszka Pawelec, z którą Wojciech Łukasik spotkał się wcześniej w Urzędzie M.st. Warszawy, zajmuje się pomocą dla powstańców warszawskich. Ich stan zdrowia, ze względu na wiek, nie pozwala na samodzielne przygotowanie pokarmów z surowych produktów z paczek. Podobnie pani A. Pawelec zakwalifikowała możliwości naszych Dzieci. W ich sytuacji,  pomocy należy szukać w Miejskich Ośrodkach Pomocy Społecznej, indywidualnie wprowadzając do MOPS-u każdą potrzebującą osobę. Nieodzowna byłby również ocena stanu zdrowia dokonana przez upoważnionego lekarza.

Podsumowując w skrócie, przed SDP1944 stanąłby problem utworzenia komórki do poradzenia się z tak skomplikowanym procesem. Wymaga to omówienia przy najbliższym spotkaniu w szerszym gronie.

Felieton dr Jerzego Bulika

Anomalie istnienia

Istnienie świata jest wielką zagadką. Nie wiemy skąd się wziął. Teoria wielkiego wybuchu mówi, jak ewoluował od chwili zerowej, ale nie objaśnia tego jak wyglądał, czy co było przed chwilą zerową. Jednak niezależnie od tego czy jakiś świat istniał przed tą chwilą i jak wyglądał, to znany nam świat wielkiego wybuchu niesie ze sobą fundamentalne pytanie, dlaczego on zaistniał. Przecież byłoby rzeczą bardziej normalną i naturalną, gdyby nie było wielkiego wybuchu i świata będącego jego rezultatem. Gdyby wszystko było naturalnie to nie powinno być świata, tylko doskonałe NIC. I to nic, to nie bezkresna ciemna pustka, bo przestrzeń to już jest coś, ale właśnie wielkie, głębokie, wszech-rozciągające się, doskonałe, absolutne NIC. W konkluzji: istnienie świata jest anomalią.

To stwierdzenie rozciąga się dalej, na życie. Nie analizując przez chwilę tego jak powstał nasz świat galaktyk, gwiazd a wreszcie planet stajemy przed pytaniem, dlaczego przynajmniej na jednej z nich, ziarenku o średnicy 12 000 km, powstało życie i mało tego, rozwinęło się do formy inteligentnej. Przecież znowu byłoby rzeczą bardziej normalną i naturalną, gdyby życie nie rozwinęło się. Gdyby planety, skoro już jakoś zaistniały, pozostawały w formie kombinacji różnego rodzaju skał i różnego rodzaju mórz. 

Na dylemat istnienia świata i życia ludzie wierzący mają odpowiedź, że stworzony został przez Boga. To jednak nie tłumaczy „dlaczego” ? Dlaczego Bóg stworzył świat ? Do czego miałby on Jemu służyć, do czego miałby być on Jemu potrzebny ? Przecież Bóg, absolutna doskonałość, nie musiał stwarzać świata po to, aby zaznać satysfakcji z realizacji takiego dzieła i przez to poczuć się szczęśliwszym.

Jednak wyjaśnienie istnienia świata, jako tworu Boga, zawiera w sobie to samo pytanie jakie odnosi się do istnienia świata. To jest tłumaczenie zagadki przez zagadkę. Dlaczego bowiem istnieje Bóg ? Przecież w naturalnym porządku rzeczy, w którym powinno być absolutne NIC, nie powinno być ani świata, ani Boga.

Materialistyczną odpowiedzią na zagadkę istnienia świata jest stwierdzenie, że materia (energia) wraz ze swoimi prawami istniała zawsze, będzie istnieć zawsze i świat jest jej produktem. Jednak ta hipoteza jest tylko pozornie materialistyczna, przypisuje ona bowiem materii (energii) atrybuty nadnaturalne (boskie?): wieczność i moc twórczą. W swojej istocie nie różni się ona od stwierdzenia „Bóg istniał zawsze, będzie istnieć zawsze i świat jest Jego tworem”. Zastępuje jedynie słowo „Bóg” przez słowo „materia (energia)”.

Ostatecznie zostajemy więc postawieni przed wyborem anomalii istnienia materii (energii) o nadnaturalnych (boskich?) właściwościach lub anomalii istnienia Boga. W obydwu przypadkach stoimy przed tą samą, niepojętą, nienormalnością istnienia czegoś zamiast niczego.

Widziane z krzesła Honorowego Prezesa -  profesora Andrzeja Targowskiego

Od redakcji: Drukujemy felietony prof. A. Targowskiego m.in. z uwagi na jego wieloletni udział w życiu społecznym Stanów Zjednoczonych.

ZMAGANIA MŁODOŚCI (PRL)

DLACZEGO STRZELAŁEM DO PORTRETÓW DOSTOJNIKÓW PAŃSTWOWYCH?

Okupant niemiecki przegrał wojnę, to fakt historyczny. Jednak w Polsce nikt nie otwierał szampana. Nie było narodowego triumfu, nie było poczucia wyzwolenia. Zamiast tego – pojawiło się uczucie rozczarowania, straty, a nawet goryczy. Mówiono wtedy szeptem: „wpadliśmy spod deszczu pod rynnę”. I nie było w tym przesady. Dlaczego tak się czuliśmy?

Bo Niemiec był brutalny, ale jawny – wróg bez złudzeń. Z kolei Sowiecki „wyzwoliciel” przyszedł z czerwoną gwiazdą, która miała oznaczać wolność, a oznaczała nowy typ zniewolenia. Dla wielu Polaków koniec wojny nie przyniósł upragnionego oddechu, lecz kolejną falę strachu, represji, cenzury i zdrady ideałów.

Nie odzyskaliśmy niepodległości – zmieniła się jedynie forma zależności. Miejsce gestapo zajęło UB, areszty zamieniono na „areszty ludowe”, ale sposób zastraszania i torturowania pozostał podobny. Rodziny AK-owców, harcerzy, profesorów i przedsiębiorców nie świętowały zwycięstwa – chowały swoich bliskich po lasach, celach i dołach śmierci.

Czuliśmy się oszukani także przez tych, którzy mieli być sojusznikami. Jałta stała się symbolem zdrady Zachodu, który zgodził się oddać nas we władanie Moskwy w imię własnego bezpieczeństwa. Nad Polską zapadła cisza – nie taka, która oznacza spokój, ale taka, która zastępuje krzyk, bo ten już nic nie zmieni.

Właśnie dlatego to „zwycięstwo” nie należało do nas. Nie było nasze – ani moralnie, ani politycznie, ani społecznie. Polska nie została odbudowana z ruin – została w nich zakonserwowana ideologicznie. I choć ruszyły cegły, odbudowano Pałac Kultury i tysiące szkół, oraz rozwinięto przemysł to duch niepodległości został zapakowany w skrzynie z napisem „wrogowie ludu”.

W tym rozdziale próbuję odpowiedzieć na pytanie, czemu naród tak bohaterski w walce, czuł się po wojnie jak przegrany i nie zdolny do mądrego działania. I co z tej powojennej świadomości – zranionej, wykluczonej i niedoreprezentowanej – wynika do dziś.

Do tej atmosfery przyczynił się stalinizm, który w Polsce nie był tylko polityką – był systemem przemocy państwowej, ideologicznym zniewoleniem i społecznym eksperymentem narzuconym siłą przez obcą władzę. Trwał w najostrzejszej formie od 1948 do 1956 roku, choć jego echa rozbrzmiewały jeszcze długo po formalnej „odwilży”. Był to czas, gdy państwo nie służyło obywatelom, lecz ich kontrolowało, uciszało i niszczyło. Wszystko odbywało się w imię rewolucji, równości i sprawiedliwości społecznej, ale w praktyce było brutalnym naśladowaniem sowieckiego modelu totalitarnego.

Podstawą systemu była dyktatura Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, całkowicie podporządkowanej Związkowi Radzieckiemu. Aparat represji – przede wszystkim Urząd Bezpieczeństwa (UB) – stał się narzędziem terroru wobec każdego, kto wykazywał niezależność myśli, działalności lub przekonań. Prześladowano byłych żołnierzy Armii Krajowej, działaczy PSL, księży, studentów, inteligencję, a nawet członków samej partii.

Szacuje się, że w okresie stalinowskim ponad 250 tysięcy osób było więzionych z powodów politycznych, a co najmniej 50 tysięcy z nich przeszło przez brutalne śledztwa, tortury i procesy pokazowe. Około 6 tysięcy Polaków zginęło w wyniku egzekucji, katowni lub obozów pracy. Innych (ok. parę milionów) zabijano symbolicznie – poprzez wykluczenie, inwigilację, upokorzenie.

Władza próbowała też przeorać świadomość społeczną: kolektywizowano wieś, likwidowano prywatną przedsiębiorczość, kontrolowano Kościół, a szkoły i media zamieniono w narzędzia indoktrynacji. Na murach wisiały portrety Stalina, a w sercach rósł strach – przed UB, przed donosicielem, przed północnym aresztowaniem.

Stalinizm w PRL był czasem lęku, fałszu i zdrady sumienia. Zniszczył tysiące istnień, zaszczepił nieufność w społeczeństwie, a jego skutki – choć łagodzone po 1956 roku – pozostawiły ślad w świadomości zbiorowej Polaków na dekady. To nie była tylko epoka – to była rana, która do dziś się nie zabliźniła.

Opinię powyższą napisałem w tonie typowym dla polskiej „mądrości” – tej, która od pokoleń pielęgnuje przekonanie, że jesteśmy ofiarami historii i jednocześnie sumieniem narodów. To szczególny styl myślenia: emocjonalny, moralizatorski, pełen żalu i dumy zarazem.

Do takiej postawy w znacznym stopniu przyczyniła się polityka polskiego „Londynu”, który – bezpieczny pod skrzydłami brytyjskiego tronu – przez lata podtrzymywał narrację o naszym narodowym osamotnieniu i zdradzie. W tej wizji Polska była zawsze „sama przeciw wszystkim” – heroiczna, ale nieskuteczna; szlachetna, lecz przegrana.

Ten londyński romantyzm polityczny, choć zrozumiały emocjonalnie, miał swoje konsekwencje: utrwalał w kraju mit tragicznego bohaterstwa, blokując trzeźwą ocenę realiów i potrzebę budowania nowoczesnej, pragmatycznej myśli państwowej.

Wciąż zbyt często wolimy opłakiwać własną krzywdę niż rozumieć cudze interesy. A jeśli chcemy z tej spirali wyjść, musimy zmienić nie tylko historię, ale i język, w którym o niej mówimy.

Piszę o tej naszej niemocy, ponieważ mieliśmy szansę, aby pójść za przykładem Finlandii i stworzyć autonomiczne państwo traktatowo zaprzyjaźnione z wielkim sąsiadem. Sukces Finlandii po II wojnie światowej polegał na zachowaniu realnej suwerenności państwowej w warunkach formalnej zależności politycznej od ZSRR. Był to przykład pragmatyzmu, dalekowzroczności i przywództwa opartego na rozsądku, nie romantyzmie.

  • Prezydent Juho Kusti Paasikivi, a później Urho Kekkonen, prowadzili politykę tzw. „finlandyzacji” – czyli aktywnej neutralności, która pozwalała utrzymać niepodległość i zachować demokratyczny ustrój, mimo zapisów o „przyjaźni” z ZSRR (traktat z 1948 r.).
  • Finlandia nie przystępowała do NATO, ale nie była satelitą Moskwy jak Polska czy Węgry.
  • Prowadziła niezależną politykę gospodarczą, edukacyjną i społeczną, budując model nowoczesnego państwa dobrobytu.
  • Zamiast budować mity heroiczne, skupiła się na instytucjach, jakości życia i innowacji.

To był sukces rozumu nad emocją. Zamiast powstania zbrojnego – kompromis. Zamiast legend– efektywność. Zamiast niepodległości na papierze – suwerenność w praktyce.

W Polsce brakowało pragmatycznych przywódców, którzy potrafiliby skutecznie rozgrywać interesy narodowe na arenie międzynarodowej. Premier generał Władysław Sikorski – jedyny polityk o autorytecie mogącym prowadzić niezależną politykę – zginął w katastrofie lotniczej w Gibraltarze. Moim zdaniem nie był to zwykły wypadek. Sikorski był niewygodny zarówno dla Związku Radzieckiego – ponieważ nagłaśniał zbrodnię katyńską – jak i dla Wielkiej Brytanii, której zależało na utrzymaniu jedności Koalicji Antyhitlerowskiej. Otwarty konflikt z Moskwą mógłby doprowadzić do wycofania się ZSRR z wojny przeciwko Niemcom – czego alianci chcieli za wszelką cenę uniknąć.

Również premier Stanisław Mikołajczyk, choć pełen dobrej woli, nie miał realnych szans w rozmowach z Józefem Stalinem. Podczas spotkania 2 sierpnia 1944 r. w Moskwie, Mikołajczyk kwestionował narzuconą przez Sowietów koncepcję zamiany wschodnich ziem Rzeczypospolitej na terytoria zachodnie. Tymczasem Stalin traktował te ustalenia jako zamknięte – uzasadniając je m.in. spodziewaną ofiarą tysięcy czerwonoarmistów poległych na ziemiach polskich i odmówił wsparcia Polskiego Państwa Podziemnego, które uznawał za wroga sowieckiej władzy.

Dla Stalina nie było mowy o żadnym kompromisie. Nie pojawił się po to na negocjacjach z polskim premierem. Planował tylko podpisanie tego, co wcześniej ustalił z Rooseveltem i Churchillem. A Mikołajczyk – zderzony z brutalną realnością wielkiej polityki – nie miał ani narzędzi, ani wsparcia, by skutecznie bronić interesu Polski. Aczkolwiek kompromis ze Stalinem w 1944 r. stwarzał szansę na finlandyzowanie Polski po wojnie.

Jedynie co zyskał Mikołajczyk to stanowisko wicepremiera w rządzie lubelsko-warszawskim. By wkrótce z kierownictwem PSL opuścić Polskę przez tzw. zieloną granicę. Stanisław Mikołajczyk opuścił Polskę w nocy z 19 na 20 października 1947 roku. Była to ucieczka zorganizowana w tajemnicy, przy pomocy ambasady amerykańskiej. Mikołajczyk, lider Polskiego Stronnictwa Ludowego (PSL) i wicepremier rządu tymczasowego, po sfałszowanych wyborach w styczniu 1947 roku padł ofiarą komunistycznych represji.  Groziło mu aresztowanie, a nawet śmierć. Wiedząc, że dalsza walka w kraju jest niemożliwa, zdecydował się na wyjazd, który uratował mu życie. Po ucieczce osiedlił się w Stanach Zjednoczonych.

Piszę o tym, ponieważ sprawa ta ma również osobisty związek z moją rodziną. Moja Mama, wspólnie ze swoją kuzynką Tunią Dobrowolską, brały udział w organizowaniu ucieczek zagrożonych polityków przez tzw. zieloną granicę.

Ciocia Tunia była właścicielką znanej restauracji WATRA w Zakopanem, dzięki czemu miała rozległe kontakty wśród przewodników i kurierów góralskich. Z kolei Mama zabezpieczała sieć kontaktów w Warszawie, niezbędną do przygotowania i skoordynowania przerzutów.

Co ciekawe, premier Stanisław Mikołajczyk nie przedostał się przez Tatry, jak wielu innych, ale został wywieziony ciężarówką z Warszawy do Gdyni, ukryty wśród mebli. Tam czekał już na niego amerykański statek, który umożliwił mu opuszczenie kraju i ocalenie życia.

Władze rozszyfrowały siatkę przerzutową. Ciocia Dobrowolska została skazana na 10 lat więzienia, które w całości „odsiedziała”. Natomiast Mamie, 85 proc. inwalidce wojennej zmniejszono rentę do 182 zł. Czyli do ok. 2 dolarów według cen czarnorynkowych. Nawiasem mówiąc za handel dolarami groziła kara śmierci wówczas. Choć nie słyszałem, aby taki wyrok wykonano. Tzw. cinkciarze mieli się dobrze. 

Pomimo trudnych warunków finansowych, życie towarzyskie wówczas kwitło. Treścią rozmów była niedawna wojna i jej konsekwencje, widoczne za tzw. oknem. Byłem pilnym słuchaczem tych rozmów. Chodziłem do znanej prywatnej szkoły im Wojciecha Górskiego, którą wkrótce upaństwowiono. Wkrótce zmieniono nazwę na Szkołę przy Ulicy Smolna 30. Mieściła się naprzeciw Domu Partii w al. Jerozolimskich.

Otóż w na wieść o śmierci Stalina w dniu 5 marca 1953 r. z radości, że to koniec reżimu oddałem strzały z wiatrówki do portretów Bieruta (prezydenta), Cyrankiewicza (premiera) i Rokossowskiego (marszałka), które musiały wisieć w każdej klasie. Akurat wróciliśmy z zajęć tzw. przysposobienia obywatelskiego, które mieliśmy poza budynkiem. Mieliśmy kilka wiatrówek. Ze mną jeszcze strzelali Andrzej Czarnecki i Sławek Mackiewicz. Niespodziewanie do klasy wszedł instruktor i oniemiał co zobaczył. Sprawie nadał oficjalny bieg. Dwóch kolegów wydalono z wilczymi biletami. Bez prawa dalszej nauki. Mnie pozwolono przenieść się do innej szkoły, którą  było Gimnazjum Tadeusza Rejtana. Bowiem mam na rozprawie w szkole pokazała swe powstańcze (zabliźnione) rany, a mnie bronił nauczyciel WF Władysław Paszkowski, b. AK-owiec. Byłem bowiem mistrzem szkoły w ping-ponga i w tenisie.

Z kolei do Liceum im. Tadeusza Rejtana zostałem przyjęty bez żadnych trudności, głównie dzięki życzliwości i wsparciu wicedyrektor Marii Kikolskiej oraz dyrektora Stanisława Wojciechowskiego. Nie była to jednak zwykła przychylność administracyjna. Oboje znali moją rodzinę, a także mój przedwojenny i okupacyjny rodowód. Wojciechowski, kapitan Armii Krajowej, był w czasie wojny szefem komórki wykonawczej wyroków podziemia – człowiekiem zasad i odwagi, który po wojnie starał się ocalić w szkole ducha wolności, na ile pozwalał system.

Piszę o tych koneksjach nie z powodu pychy, lecz dlatego, że w tamtym czasie relacje między ludźmi miały inny ciężar gatunkowy. Byliśmy wobec siebie lojalni, świadomi wspólnego doświadczenia okupacji, konspiracji, wspólnych strat i zwycięstw. Znało się ludzi nie z mediów społecznościowych, lecz z życia – z czynów, nie z deklaracji.

Niestety, z biegiem lat dyktatura PRL znacznie wyszczerbiła ową lojalność. Aparat władzy systematycznie rozbijał więzi międzyludzkie, promował donosicielstwo i kariery oparte nie na kompetencji, lecz na uległości. Nowo uformowana inteligencja była już inna: w wielu przypadkach zawodna, skłonna do kompromisów z systemem, pozbawiona tamtej odwagi cywilnej, którą niosło pokolenie wojenne.

A kiedy nadeszła III RP, zamiast odnowy wspólnoty, doszło do ostrej polaryzacji społeczeństwa. Nie wróciliśmy do lojalności z czasów trudnych – weszliśmy w epokę podziałów, rozgrywek i plemiennych etykiet. Zamiast mądrze wyciągnąć wnioski z historii, zaczęliśmy ją używać przeciwko sobie. Tamta lojalność była cicha, ale głęboka. Dzisiejsza solidarność – jeśli w ogóle istnieje – bywa głośna, lecz powierzchowna.

Dziś, z perspektywy lat, muszę przyznać ze wstydem i goryczą: podjąłem wówczas zbyt wielkie ryzyko, strzelając do tych portretów. To był gest bez szans, wynikający z młodzieńczej naiwności i braku rozpoznania realiów systemu. Byłem głupi, choć odważny – ale ta odwaga nie miała żadnych szans w zderzeniu z mechanizmami totalitarnego państwa.

Moje zachowanie nie było odosobnione – wyrastało z ducha środowiska, które należało do tzw. „czarnej reakcji”. Wówczas oznaczało to ludzi, którzy nie zaakceptowali powojennego „ładu”, którzy wbrew wszystkiemu trzymali się pamięci, honoru i wolności. Ale ta nieugiętość często przybierała formę desperackich, nierozważnych gestów – bo brakowało liderów, strategii i rozsądku. W istocie, ta moja niepotrzebna fanfaronada – jak wiele podobnych – była krzykiem duszy duszonej przez reżim. Brawura miała rekompensować bezsilność, a symboliczna zemsta na portretach – zastępować brak realnych narzędzi oporu. I choć sam gest był emocjonalnie prawdziwy, był też bezproduktywny i tragicznie nieprzemyślany.

Gdy państwo nie daje przestrzeni na legalny sprzeciw, a społeczeństwo nie ma głosu – rodzą się irracjonalne formy oporu, często przynoszące więcej szkody niż sprawiedliwości. A gdy brakuje mądrego przywództwa, naród zostaje skazany na gesty bez treści, symbole bez skutku i bohaterstwo bez perspektywy.

W takim kraju głupi gest staje się namiastką polityki, a odwaga – rozpaczliwym substytutem mądrości.

Włodzimierz Nekanda Trepka - książka

Niewiele Dzieci Powstania zadało sobie trud opisania szerzej swojej historii życia w formie książkowej. Zdarzenia Powstania Warszawskiego stanowią w tej historii pierwsze, dobrze zapamiętane doświadczenia życiowe. W skromnych zbiorach SDP1944 posiadamy książkowe wspomnienia Jerzego Mireckiego, Andrzeja Komorowskiego oraz Włodzimierza Nekandy Trepki. Wszystkich tych autorów łączy niezwykła intensywność życia zawodowego powiązana z działalnością społeczną. Nie bez znaczenia dla powstania ich książkowych wspomnień miał bogaty przekaz tradycji rodzinnych otrzymany od rodziców i dziadków. W niniejszym biuletynie przypominamy czytelnikom „Wspomnienia Dziecka Powstania Warszawskiego” pióra Włodzimierza Nekandy Trepki wydane przez Politechnikę Bydgoską w 2022 roku.

Krótki wstęp opisujący rycerskie tradycje rodziny prowadzi nas do rozdziału „Warszawa – Częstochowa – Warszawa” z opisem okresu obejmującego Powstanie Warszawskie 1944, wygnanie przez Dulag 121 do Częstochowy  i powrót do Warszawy. Zarówno ojciec autora - Włodzimierz, jak i matka - Maria byli członkami ZWZ i AK. Przed Powstaniem rodzice mieszkali przy ul. Brerezyńskiej. Wiele osób narodowości żydowskiej ocalało dzięki nim. Przed samym wybuchem Powstania rodzina przeniosła się do siostry matki autora – Hanny Zakrzewskiej. Kierowała ona bursą, która w rzeczywistości była tajną podchorążówką AK przy Widok 7.

Ojciec autora zginął we wrześniu 1944 r. na ulicy Moniuszki 12, jako żołnierz AK w oddziale ochrony „Montera”. Ciężar opieki spadł na matkę autora. Po ciężkich przeżyciach matki z chorym, rocznym dzieckiem w Dulagu 121, udało im się uciec z pociągu w Częstochowie.

Dalsze, powojenne losy rodziny – to nieustanna ucieczka przed represjami UB, oznaczająca pasmo przeprowadzek z Warszawy poprzez co najmniej 6 miejscowości wzdłuż zachodniej granicy. Ciężka praca fizyczna dawała utrzymanie, wytrwałość w pracy pozwalała na stopniowe osiąganie sukcesów w szkołach i miejscach pracy..

Autor dołączył pasjonujący, szczegółowy opis wielu ciekawych zdarzeń z życia zawodowego i rodzinnego.

Odeszli od nas

Krystyna Wolińska

W listopadzie 2024 roku odeszła od nas Krystyna Wolińska. Do ostatnich dni mieszkanka Warszawy. Krystyna miała za sobą ciężkie przeżycia z 1944 roku jako czternastoletnia dziewczyna. Była świadkiem zbrodni na Zieleniaku, doświadczyła wywózki na roboty do cukrowni w Solingen.

Jej wspomnienia zamieściliśmy w naszym 54 biuletynie.

Halina Gniadek



17 marca 2025 r. zmarła w wieku 85 lat pani Halina Gniadek, ostatnio mieszkanka Pruszkowa i była więźniarka obozu przejściowego Dulag 121. Halina pełniła ostatnio funkcję sekretarza Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944. W swoim pruszkowskim środowisku była znana z wielu inicjatyw społecznych; jako aktywny członek komisji wyborczych, ławnik sądowy, organizator konkursów poprawnej polszczyzny, pokazów mody retro. Z wielkim zaangażowaniem, jako warszawianka w czasie wojny, przekazywała na spotkaniach z uczniami szkoły podstawowej swoje przeżycia wojenne.

Hanna Langner Matuszczyk



1 kwietnia 2025 r., w wieku 85 lat, odeszła we Wrocławiu dr Hanna Langner-Matuszczyk, emerytowana pracowniczka Instytutu Matematyki Politechniki Wrocławskiej, córka bohatersko zmarłego Powstaniu Warszawskim żołnierza AK Antoniego Langnera.

Hanna regularnie przyjeżdżała na nasze spotkania 1 sierpnia w Parku Dreszera, dopóki pozwalał Jej na to stan zdrowia. Zapoczątkowała utworzenie we Wrocławiu kółka wrocławskich Dzieci Powstania 1944.

Wspomniania można znaleźć tutaj i tutaj oraz na stronach Muzeum Dulag 121.

Jerzy Mirecki

23 lipca, w chwili gdy kończymy składanie niniejszego biuletynu, nadeszła smutna wiadomość o śmierci Jerzego Mireckiego - naszego Członka Honorowego. Przekazał tę wiadomość brat Grzegorz i siostra Julia, najbliżsi ostatni towarzysze Jerzego w jego życiu i chorobie.
Wspomnienia Jerzego Mireckiego można przeczytać tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz