30 sie 2017

Biuletyn Nr 30, wrzesień 2017

Pędzeni do Pruszkowa, M. Kukliński

O Stowarzyszeniu Dzieci Powstania 1944
KONTAKT: 04-083 Warszawa, ul. Igańska 26 m. 38 sdpw44@gmail.com
     Nr konta SDPW1944 w Banku Gospodarki Żywnościowej (BGŻ): 10 2030 0045 1110 0000 0395 9950            
Sympozja, wystawy, spotkania: Co się dzieje w Muzeum Powstania Warszawskiego, w Warszawie, w Polsce i na świecie.

Baza Ofiar Cywilnych. Muzeum Powstania Warszawskiego prowadzi bazę ofiar cywilnych, link tutaj. Pomóż uzupełnić listę.

Zapamiętaj: 2 październik 2017 - Dzień Pamięci o Cywilnej Ludności Powstańczej Warszawy - szukaj w prasie informacji o planowanych uroczystościach. 

45-lecie Stowarzyszenia Dzieci Wojny, 5-7 wrzesień 2017. Żeby zobaczyć program kliknij tutaj. Będziemy tam, weźmiemy udział w dyskusji. Zainteresowanych prosimy o mejla.

Marsz Pamięci. Muzeum Dulag 121 - obóz w Pruszkowie. Termin Marszu Pamięci w ustalaniu. Więcej informacji wkrótce. Chcemy wystawić poczet sztandarowy. Zainteresowanych prosimy o mejla. Link do Muzeum kliknij tutaj

Co dzieje się w Stowarzyszeniu:

Wzbogaca się baza naszych wspomnień. Dziś zamieszczamy comiesięczny felieton honorowego prezesa Stowarzyszenia, profesora Andrzeja Targowskiego, wspomnienie Mirosława Zenona Kuklińskiego (zakończenie) i wspomnienie p. Wojciecha Sobieszuka. W nastepnych numerach Biuletynu zamieścimy relacje pp. Kijkowskiego, Bischoffa, Komorowskiego i Lewaka. 

Mamy stronę internetową na Facebooku. Szukaj pod  @DzieciPowstaniaWarszawskiego. 


Widziane z krzesła Honorowego Prezesa 

profesora Andrzeja Targowskiego, Nr 28



       Co myślą o Polsce Dzieci PW 44’ w jego 73 rocznicę?

W dniu 1 sierpnia 2017 r. minęła 73 rocznica Powstania Warszawskiego, w którym byliśmy obecni jako przerażone niemieckim okrucieństwem dzieci a teraz jako ludzie w podeszłym wieku jesteśmy znów przerażeni, tym razem stanem umysłów Rodaków w III czy IV RP.

Rodzice nasi ginęli w PW 44’ za wolną i szczęśliwą Polskę. Po zakończeniu II Wojny Światowej trzeba było czekać 44 lata na dokończenie wyzwalania Europy ze skutków tej wojny. Od 1989 r. Polska jest wolnym demokratycznym państwem, po raz drugi w jej 1000+ letniej historii. I w najlepszym swym okresie od czasu Potopu Szwedzkiego, czyli po 350 latach trudnych i nawet bez ojczyzny, rozebranej przez sąsiadów. W literaturze zagranicznej okres rozbiorów ocenia się, że rozbiory były konieczne, ponieważ Polska była w rozkładzie. Odtąd mówiło się, „Polska-chory „człowiek” Europy.” A po I WŚ sowiecka dyplomacja nazywała Polskę „bękartem” Traktatu Wersalskiego 1919. Tak więc 1989 r. rozpoczął proces transformacji Polski typu "PRL" w III RP. To jest bardzo skomplikowany proces. Udał się w zakresie reorientacji instytucji i dopasowania ich do wymagań Unii Europejskiej, natomiast konwersja na poziomie psychologicznym okazała się trudniejsza, ponieważ trwa nadal i wprowadza wiele zamieszania w polskich umysłach.

Polska transformacja a inne podobne.  Polscy politycy po 1989 r. jeżdżą bardzo często za granicę i jakby nic tam nie widzieli. Np. bardzo sławna była swego czasu transformacja systemu politycznego w Południowej Afryce. Przechodzono z apartheidu, dyktatury „białych” na system demokratyczny. Powołano wówczas Komisję Pojednania, której przewodniczył czarny Biskup Desmond Tutu (Noblista). Celem tej komisji było, aby „biali” przyznali się do winy i przeprosili za swe czasem zbrodnicze czyny i wrócili do pracy na rzecz wspólnej ojczyzny. Znana jest także denazistacja powojennych Niemiec czy demilitaryzacja powojennej Japonii. Górę władzy osądzono a nawet rozstrzelano, ale tzw. „doły” przeszkolono i włączono do pracy na rzecz wspólnej ojczyzny. Dziś Niemcy i Japonia są potężnymi państwami. Tego nie zrobiono w Iraku po obaleniu Husseina w 2003 r., rozwiązano wojsko, policję i administrację publiczną oraz zaczęto „budować demokratyczny naród” przy pomocy wojska z Cywilizacji Zachodniej. Skończyło się na 1 milionie zabitych, wojnie domowej i fali emigracji do Europy. Otóż Polska przechodzi od jesieni 2015 r. transformację a la Irak, co napawa obawą, że Polscy politycy nie znają świata i znów chcą zapędzić Polskę w stan „chorego człowieka Europy.” 

Polska racja stanu kraju szczęśliwego, powinna być oparta na pięciu zasadach:

1.        Polska powinna żyć w przykładowej zgodzie z sąsiadującymi państwami.

2.   Polska ma być państwem demokratycznym i prawa z trzema niezależnymi filarami  władzy, gdzie w wymiarze sprawiedliwości sędziowie najniższego szczebla powinni być  wybierani przez wyborców a wyższych szczebli m.in. sugerowani i opiniowani przez  środowisko prawnicze, a wybierani przez polityków i prezydenta w systemie 5/3 w  systemie nieprzerywanej kadencyjności na kierowniczych stanowiskach i dożywotności  zawodu sędziego z zatwierdzonym regulaminem etyki zawodowej. 

3.      Posłowie i senatorowie powinni być wybierani w jedno-osobowych okręgach wyborczych i odpowiadać przed wyborcami a nie przed szefem partii, który jak dotąd daje im zatrudnienie. (Jak ma to miejsce w zaawansowanych demokracjach w tym w amerykańskiej i kanadyjskiej).

4.  Polska powinna być nienagannym członkiem UE i NATO, a flaga UE powinna być trzymana obok polskiej flagi tam, gdzie to jest wskazane. 

5Sianie niezgody w polityce i mediach wśród Polaków powinno być karanym przestępstwem.

                                                    Andrzej Targowski                                                                                                                                                                                                                                               
Zaproszenie
Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 w porozumieniu z Muzeum Powstania Warszawskiego i Instytutem Pamięci Narodowej organizuje sesję naukową „Powojenne losy Dzieci Powstania Warszawskiego.
Niewiele czasu, może tylko kilka lat, pozostaje do zebrania relacji o dalszym życiu ludzi dotkniętych w dzieciństwie wojenną traumą. Zebrane wspomnienia będą naszym dobrem narodowym, a zarazem będą wykorzystane w badaniach w dziedzinach historii i nauk społecznych.
Dzięki działaniom pana Jerzego Mireckiego w roku 2012 wydana została książka „Dzieci 44” zawierająca wspomnienia warszawskich dzieci z okresu powstania.
Dziś czas na uzupełnienie tych wspomnień.
Zapraszamy dzieci powstania do spisania swoich wspomnień z okresu powojennego. 
Forma wspomnień może być całkowicie dowolna, tak samo jak okres czasu którego wspomnienia dotyczą. Może to być czas zaraz po zakończeniu Powstania a może to być relacja pokrywająca kilka dziesięcioleci. W miarę ich napływu wspomnienia będą udostępniane (za zgodą autora) w Biuletynie Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944, a po zakończeniu akcji zamierzamy spowodować wydanie ich w formie książkowej.
Prosimy o odpowiedź mejlową (nawet jeśli jest negatywna) – do przesłania jej wystarczy przecież kilka kliknięć.

Zamieszczony kwestionariusz dziecka powstania (kliknij tutaj) pomoże w oragnizowaniu wspomnienia.
Z Wyrazami Szacunku

Profesor Andrzej Targowski,
Honorowy Przewodniczący Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944,

Jerzy Mirecki,
Autor książki Dzieci 44,

Dr Andrzej Olas,
Dr Wojciech Łukasik,
Profesor Roman Bogacz,
Ewa Chrzanowska,
Maria Nielepkiewicz,
Wiesław Winkler
Za Zarząd Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944.


Moje wojenne wspomnienia (zakończenie)


Mirosław Kukliński


Załadunek wypędzonych, zdjęcie ze wspomnienia p. M. Kuklińskiego

Po zapędzeniu nas pieszo do obozu w Pruszkowie (Durchganglager 121) i po kilku dniach siedzenia w hali warsztatów kolejowych, zostaliśmy 11 sierpnia 1944 roku załadowani do wagonów towarowych. Zamknięci i stłoczeni w wagonach, stojąc, po około 100 osób na wagon, tłok, brak powietrza. Pociąg się nie zatrzymywał, w środku było niesamowicie gorąco. Nie mieliśmy nic do picia, smród nie do wytrzymania. Nie było możliwości, aby się załatwić po ludzku, normalnie. Tak kilka dni trwała ta podróż, Matka mówiła, że trwała trzy dni.

W końcu pociąg się zatrzymał. Nadal staliśmy w wagonach bez możliwości wyjścia. To trwało okropnie długo, Miejsce, do którego nas przywieziono to obóz koncentracyjny KZ w Sachsenhausen/Oranienburg koło Berlina w Niemczech. Znowu plac apelowy (Apel Platz) i wstępna selekcja. Mężczyźni, bardzo młodzi, natychmiast byli pogonieni do pracy. Ojciec zostaje zabrany wraz z innymi i pozostanie w tym obozie, otrzymuje numer więźnia politycznego, Heftling Numer 89633 w rejestrze policyjnym Stapo przekazany 14.081944 roku do obozu KZ Sachsenhausen (oficjalna oryginalna kartoteka numerowa więźniów KZ Sachsenhausen) i trójkąt z literą P (Vinkiel P) naszyty na pasiak obozowy, przeżył marsz śmierci więźniów i na koniec wrócił pieszo, schorowany, ale żywy, do Warszawy. Potwierdził to wynik naszych poszukiwań Ojca po wyzwoleniu, przez Czerwony Krzyż w 1946 powodując to, że w1946 roku wróciliśmy do Warszawy.

KZ Sachenhausen. Tu pozostawione na placu apelowym kobiety z dziećmi, w tym ja z Matką, zostajemy zmuszeni przez niemieckich strażników do rozebrania się i zapędzeni do dużej hali z natryskami w suficie. Mama mówiła, że ja i reszta dzieci wyglądaliśmy przezabawnie biegając i nie zdając sobie sprawy z groźby sytuacji, wśród nagich stłoczonych tam kobiet.

Później dowiedzieliśmy się, że tę część naszego transportu Niemcy przeznaczyli do zagazowania po tej natryskowej kąpieli. W tym okresie upadające Warszawskie Powstanie dostarczało częste transporty więźniów do obozu w Sachsenhausen. Obozowe komanda przy piecach krematoryjnych nie nadążały z ich czyszczeniem. Po kąpieli wygoniono nas na plac apelowy, czarny węglowy żużel, w kilka minut wszyscy byliśmy bardziej brudni niż przedtem.

Mama trzymała się razem z grupą 5 kobiet z dziećmi, wszyscy z Powstania z Warszawy. W grupie tej były moja Matka -  Helena Kuklińska i ja, Mirosław Kukliński, były też Pani Stefania Indulska z córką Kunegundą zwaną przez nas Emilką albo „Mundą”, Pani Janina Nowak z córką Janeczką, adoptowaną po drodze sierotą, Pani Melania Poźniak z synem Leszkiem i Pani Irena Raczyńska z synem Jędrkiem. Odnośne dane, między innymi dotyczące tej piątki kobiet i mnie, są zawarte w Stadtarchiv Duderstadt: Dud. 2, Nr.12559, Anforderung von Lohnsteuerkarten 18.01.1945 r.

Popędzono nas na dworzec kolejowy na załadunek w transporcie kolejowym w głąb Niemiec. Ojciec pozostał w KZ Sachsenhausen zatrzymany po wyżej opisanej selekcji na placu apelowym.

Podróż kobiet z dziećmi trwała już w lepszych wagonach kolejowych, bo w osobowych. Niektóre są sukcesywnie odczepiane. Nieliczne docierają do KZ Buchenwald koło Weimaru. Wyładunek, krzyki, płacz dzieci, bicie i kopanie. Wreszcie siedzimy na trawie wśród smrodu kału i moczu. Pełno tu wszy i pcheł łażących po trawniku. Tak spędzamy noc pod gołym niebem.

Następnego dnia pędzenie, załadunek i transport do obozu pracy przymusowej w Northeim, Nidersachsen – gdzie odbywał się targ niewolników i preselekcja w obecności niemieckich przemysłowców, bauerów wybierających niewolników do pracy przymusowej. Mama nadal starała się trzymać razem z w/w czterema kobietami z dziećmi z Warszawy. Naszą grupę zabrali do obozu Gemeinschaftslager 1 na terenie cegielni Ziegelei Jacobi, Bilshausen, Kreis Duderstadt. Dzisiaj to zakład produkcji dachówek firma Jacobi Tonwerke GmbH, Osteroder Strasse 2, Bilshausen. Mieliśmy tu typowe obozowe skoszarowanie, stare, drewniane baraki, rozpadające się z wodą deszczową lejącą się z dachów i po ścianach.

Tu nabawiłem się reumatyzmu, z którym walczę do dziś.  Warunki były trudne do wyobrażenia i opisania. Właściciel tej cegielni nie był przygotowany na przyjęcie dużej ilości więźniów/robotników przymusowych. Zapada decyzja o przekazaniu części robotników do zakładu gręplarni waty w pobliskim miasteczku Duderstadt. Piątka naszych kobiet z dziećmi trafiła do obozu pracy przymusowej Wohnlager 1 Reisswollfabrik Franz Hollenbach, Duderstadt, Vorbeckstrasse 1.

Wszędzie tam, gdzie nas zapędzali trafialiśmy do obozów strzeżonych, przez uzbrojonych żołnierzy regularnej armii i Volksturmu. Nie mieliśmy możliwości kontaktu za światem zewnętrznym. Kobiety z obowiązkowymi naszywkami trójkątnych chorągiewek biało czerwonych oznaczających obozową przynależność narodową, wypędzane są do pracy już o 5-ej rano, wracają około 23 wieczorem. Dzieci pozostawały zostawione samym sobie w określonym rewirze do poruszania się. Zmuszano nas do prac porządkowych, sprzątanie, utrzymywanie porządku w obejściu.

Nadzorowali nas żołnierze Volksturmu i nadzorczyni obozowa, naszą Aufseherin była córka właściciela fabryki Giesela Artmann. Za przygotowywanie „posiłków” odpowiadała nasza Aufsehrin Giesela Artmann. Matki musiały sobie radzić tak aby w jakiś sposób chronić dzieci w tych okropnych i nieludzkich warunkach. Nasze menu to był zwykle twardy chleb razowy i okropna czarna kawa, a jak się udało to zupy z brukwi, pokrzyw, albo z komosy, Mamy łapały krety i to było nasze mięsne danie. Jedna główka cebuli, zdobyta szczęśliwie, służyła wszystkim naszym Mamom do pocierania dziecięcych dziąseł jako zabezpieczenie przed szkorbutem. Mieszkaliśmy stłoczeni wszyscy razem, na piętrowych łóżkach w jednej izbie starego budynku, który był kiedyś pomieszczeniem kuchennym (kuchnią). Sanitariatem były zwykłe kubły, zimna woda, ubrania to tylko to co udało się zabrać ze sobą z Warszawy i nie stracić po drodze w różnych obozach.

Mama, gdzieś w październiku 1944 roku, w trakcie pracy ulega wypadkowi, gdy koło transmisyjne maszyny odrywa się i miażdży jej duży palec u nogi. Musi pracować nadal i do rany wdaje się ropień i zachodzi podejrzenie gangreny. Nie ma wyjścia i właściciel decyduje się na odstawienie jej do nie odległego szpitala St.Martini Krankhauses. Mnie wysyłają razem Matką. Pobyt w tym szpitalu to zaledwie jeden dzień. Matkę opatrzono a mnie zabrali do gabinetu na jak się okazało pobranie krwi. Nakłucie zrobili mi w szyję, ale pech chciał, że zobaczyła to moja Mama i w nocy kuśtykając boso i pieszo uciekła ze mną do obozu. Karą dla niej była praca bez ulg i patrzenia na ranę. Mama mówiła, że bała się, że zrobią mi krzywdę. Szpital zatłoczony był rannymi żołnierzami, krew była więc na wagę złota.

No i wreszcie nadszedł pamiętny poniedziałek 9 kwietnia 1945 rok. Do miasteczka wtoczyły się czołgi 3 Amerykańskiej Armii Pancernej Generała Brygady Thomasa Francisa Hickey’a i wraz z nim nadeszło wyzwolenie. Obozowa załoga niemiecka wraz z właścicielem fabryki Franzem Hollenbachem i jego córką, naszą Aufseherin, Gieselą Artmann trafiają pod ścianę zakładowego budynku biurowego, sytuacja była niezwykle groźna i jednoznaczna. Mojej Matce udało się wytłumaczyć Amerykanom, że to byli „dobrzy Niemcy”. Odstąpiono od samosądu i egzekucję wstrzymano. Jednym z uratowanych wtedy Niemców był żołnierz Volksturmu, jeden z naszych wartowników o nazwisku Ertmer. W trakcie moich późniejszych wizyt w Dudertsadt, jak dokumentowałem fotograficznie zakład, w którym nas więziono, miałem okazję rozmawiać z synem tego żołnierza Walterem Ertmerem, wtedy mieszkał przy Vorbeckstrasse 9, Duderstadt, ta sama ulica, przy której było nasze więzienie w fabryce Hollenbacha. Dowiedziałem się, że jego ojciec już nie żyje a za życia niechętnie wracał do przeszłości. Sam Walter Ertmer miał lepszą pamięć i kilka szczegółów pamiętał.

Po wkroczeniu Armii Amerykańskiej do miasta Duderstad dotarły tu także grupy polskich kapelanów, księży katolickich, w mundurach wojskowych, którzy zajęli się w pierwszej kolejności poszukiwaniem polskich dzieci i młodzieży, organizowaniem pomocy i życia w tworzonych wtedy obozach DPisów , obozach dla bezpaństwowców, bo taką nadano nam nazwę.

Naszym opiekunem był ksiądz kapelan Czesław Wojciechowski, duszpasterz, Chrystusowiec, z Polskiej Misji Katolickiej w Braunschweig. Zostałem ministrantem w kaplicy przy szpitalnej św. Marcina w Duderstadt (St. Martini Kapelle - Krankhauses, Duderstadt ) i trafiłem do jednego z polskich przedszkoli, zorganizowanych przez kapelanów wojskowych.

Po wyzwoleniu przez ponad rok Mama starała się odszukać Ojca i wreszcie w 1946 roku Czerwony Krzyż potwierdził, że ocalał i jest w Warszawie. Dalej to oczekiwanie w kolejce na transport wagonami towarowymi do Warszawy. Załadowano nas 08.07.1946 roku.  A w Warszawie nie było już naszego domu na ulicy Pawiej 61, zburzony w trakcie walk w Powstaniu 1944 roku, piwnice tego domu rozkopane i rozszabrowane, nie zostało nam nic i trzeba było zacząć życie od zera.

W powyższym opisie celowo używam dużej litery w takich słowach jak Matka, Mama, Pani. Jest to dowód ogromnego szacunku i najwyższego uznania, w hołdzie i podzięce wszystkim tym dzielnym Warszawskim Matkom, którym udało się w tym czasie ogromnej represji, cierpienia i nieludzkiego upodlenia przeprowadzić nas, wtedy jeszcze dzieci, bezpiecznie, do miejsca skąd brutalnie byliśmy wypędzeni w sierpniu 1944 roku.

Warszawa/Wesoła 07.07.2016 rok                             Mirosław Kukliński

KONIEC

Wojciech Sobieszuk

Wspomnienie o kpt hm. "Jerzym" - dcy Batalionu AK "Zośka" w Powstaniu Warszawskim.
27.08.1974. Spotkanie z hm kpt Jerzym, dowódcą batalionu Zośka

 W 1970r. ukazało się II wydanie "Zośki" i "Parasola" Aleksandra Kamińskiego. Pracowałem wtedy w charakterze nauczyciela geografii w Szkole Podstawowej nr 4 w Sulejówku-Miłośnie, przy której od wielu lat prowadziłem szczep ZHP. Nie miał on patrona. Były różne sugestie w tej sprawie.Po przeczytaniu "jednym tchem" opowieści "o niektórych ludziach i niektórych akcjach dwóch batalionów harcerskich" nie miałem wątpliwości, że naszym patronem powinien być hm Andrzej Romocki, dca 2 kompanii Batalionu "Zośka".

Popierali moją sugestię liczni już młodzi instruktorzy szczepu, moi nie tak dawno uczniowie i większość Rady Pedagogicznej. Była jednak inna przeszkoda - powiatowe władze polityczne. A jednak "niemożliwe" stało się "możliwym" i po rocznej kampanii "Bohater", mój Szczep 4DHIZ w Sulejówku-Miłośnie przyjął zaszczytne imię hm kpt.Andrzeja Morro... 

To niezwykłe wydarzenie w tamtym czasie przyjęli z wielką radością żyjący jeszcze wtedy: Pani Jadwiga Romocka - matka Patrona Szczepu, Pani Zdzisława Bytnar - matka "Rudego", bohatera "Kamieni na szaniec", hm prof.dr habilit. Aleksander Kamiński, jeden z prekursorów harcerstwa w Polsce, hm doc. dr Stanisław Broniewski "Orsza", b. Naczelnik "Szarych Szeregów", płk.Jan  Mazurkiewicz "Radosław", dca Zgrupowania AK w Powstaniu Warszawskim, pod którego rozkazami walczył Batalion "Zośka", oraz dziesiątki Przyjaciół z "Zośki". Niektórzy z Nich zostali czynnymi instruktorami naszego Szczepu.

Miałem świadomośc, że w dalekiej Argentynie żyje i mieszka w prowincji Neuquen Bohater czasów konspiracji i Powstania, dca Batalionu "Zośka", hm kpt."Jerzy"-Ryszard Białous.Wiedziałem,że ma do Niego adres prof. Kamiński, którego wielokrotnie odwiedzałem w Jego mieszkaniu przy ul.Kochanowskiego w Warszawie.
Spotkanie prowadzi redaktor Jerzy Badowski
Na moją prośbę o adres do "Jerzego" wzruszył wymownie ramionami i wyraził opinię, że moja próba nawiązania kontaktu z "Jerzym",skazana jest na niepowodzenie. Oświadczył, że kilkakrotnie pisał do swego przyjaciela z czasów okupacji w Argentynie i od wielu lat "Jerzy" nie odpowiadał na listy. Byłem nieustępliwy i otrzymałem od "Kamyka" adres do b. dcy "Zośki". Wkrótce wysłałem do Niego meldunek i krótką informację o przyjęciu przez mój Szczep w Sulejówku imienia Andrzeja Morro w styczniu 1972 r.  Zapadła wielomiesięczna cisza...
Sulejówek-Miłosna. Spotkanie hm kpt Ryszarda Białousa pseudonim Jerzy - dowódcy Batalionu Zośka z harcerzami szczepu ZHP im. hm Andrzeja Moro. W mundurze instruktorskim b. komendant szczepu, ówczesny naczelnik miasta Sulejówek hm Wojciech Sobieszuk

Dopiero 4 czerwca 1974r. odebrałem z poczty przesyłkę z Argentyny, w której dca "Zośki" przesyła nam gratulacje za uhonorowanie swojego najlepszego dcy kompanii, a także swój dość długi artykuł-gawędę z prasy polonijnej w Argentynie, poświęcony wychowaniu patriotycznemu w rodzinie Romockich zatytułowany "Traktat o hodowli i niszczeniu kwiatów'. Zawarł też w liście niezwykle ważną informację, tylko do wiadomości mojej i prof. Kamińskiego, że możemy Go spotkać 1 sierpnia 1974r. przy kwaterze "Zośki", w czasie uroczystości 30-lecia wybuchu Powstania Warszawskiego. Nie wiedzieliśmy kiedy przylatuje z Argentyny, gdzie się zatrzyma... i znów te tygodnie oczekiwania. Zgodnie z prośbą "Jerzego" dochowaliśmy tajemnicy.

1 sierpnia 1974r., godzina "W". Stoimy z "Kamykiem" wśród dziesiątków żołnierzy "Zośki", członków ich rodzin, sympatyków i harcerzy wpatrzeni w stronę głównej alei Powązek Wojskowych, gdzie niebawem ma się pojawić słynny dca "Zośki". Jego dawni podopieczni nie domyślają się nawet co się wkrótce wydarzy. Nie widzieli swego dcy prawie 30 lat. "Czy Go poznam ?", wyraża swoją obawę prof. Aleksander Kamiński.

Za chwilę dostrzegamy wchodzącego w towarzystwie eleganckiej kobiety /swojej b.łączniczki/, wyprostowanego,szpakowatego, ok. 60-letniego mężczyznę, na którego widok dh "Kamyk" zareagował - "to chyba "Jerzy",...tak,to "Jerzy" ! Skierowaliśmy się ku Niemu na powitanie, a z nami zszokowani Jego Podopieczni sprzed 30 lat.

Zaskoczenie i wzruszenie było totalne... Nawet po 30 latach Ryszard Białous rozpoznawał swoich podwładnych wymieniając Ich pseudonimy. Spotkał się w następnych dniach ze swoimi żołnierzami Powstania. W Klubie Międzynarodowej Prasy i Książki "Ruch", zorganizował z Nim spotkanie popularny wtedy red. Ryszard Badowski. Fakt Jego przyjazdu do Polski odnotowała też prasa, a "Express Wieczorny"zamieścił na pierwszej stronie duży artykuł. Miałem ten zaszczyt, że dca "Zośki" odwiedził też Sulejówek i spotkał się z harcerzami w przeddzień rocznicy wybuchu II wojny światowej. Nie słyszałem o Jego spotkaniu z innymi środowiskami harcerskimi.

Fakt ten był dla nas wielkim wyróżnieniem.

hm Wojciech Sobieszuk, Legionowo.

KONIEC

Od Redakcji:

Jest to trzydziesty, wrześniowy numer naszego Biuletynu. Zapraszamy członków Stowarzyszenia do współuczestnictwa w redagowaniu Biuletynu. Zapraszamy do redagowania rubryk, nadsyłania notek, komentarzy. 

Autorów prosimy o nadsyłanie materiału w formacie .docx. Zdjęcia, ilustracje w formacie .jpg, jpeg, najlepiej osobno, a nie w tekście. Prosimy o nieużywanie formatu .pdf, obróbka tekstu, a szczególnie ilustracji i fotografii jest żmudna, a niekiedy niemożliwa.

Poniżej podajemy spis opublikowanych w Biuletynie materiałów okolicznościowych i wspomnieniowych: 

Profesor A. Targowski: Biuletyn 3,4,...,30
P. H. Kałdowska: Biuletyn 12
Profesor E. Skotnicka-Illasiewicz Biuletyn 14
P. A. Wróblewska Biuletyn 15
P. J. Kraśniewski Biuletyn 16
Profesor A. Muszyńska Biuletyn 21,22,...,27
P. J. Mirecki Biuletyn 21,...,24
P. E. Skotnicka-Illasiewicz Biuletyn 27
P. M. Kukliński Biuletyn 28,29,30
P. A. Wróblewska Biuletyn 28,29
P. W. Sobieszuk Biuletyn 30

Adres korespondencyjny Stowarzyszenia: Ul. Igańska 26 m. 38, 04-083 Warszawa.

Potwierdzamy składki (członkowie Stowarzyszenia nie są zobowiązani do płacenia składek - składki są dobrowolne):
P. M.J., Arizona - 50PLN.


Ważne:

 Potrzeba nam wspomnień dzieci Powstania. Pomoc wolontariuszy w pozyskiwaniu wspomnień to jedno, ale konieczne jest nasze osobiste zaangażowanie: Drodzy państwo - jeszcze raz prosimy o spisanie swoich wspomnień, prosimy o kontakt ze Stowarzyszeniem, prosimy o rozpowszechnienie tego apelu.

Nasz Biuletyn osiągnął dojrzałość  - wychodzi numer 30. Prosimy członków o popularyzowanie Biuletynu wśród przyjaciół - to łatwe - wystarczy przesłać link na przykład taki jak ten .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz