17 maj 2024

Zdarzenia i zmyślenia - Rozdział 5 - Lata trzydzieste

– Pani Klaro – powiedziała Regina po przekroczeniu progu – przyprowadziłam wnuczkę,
żeby dowiedziała się od pani, jak to z tym wybuchem wojny było naprawdę.
– Matylda jestem – dziewczę w podartych dżinsach wyciągnęło rękę do starszej pani.
– Nie wiem, czy potrafię powiedzieć coś nowego, co nie byłoby powszechnie znane –
odparła Klara.
– Nie ma pani pojęcia, co teraz młodym wkładają do głów – powiedziała zatroskana babcia
dziewczęcia. – Tylko patrzeć, jak będziemy Niemców przepraszali za drugą wojnę światową.
– Od czegoś trzeba zacząć. Prezydent Gdańska zapowiadała już nie po raz pierwszy radosne
świętowanie rocznicy wybuchu wojny – Klara podchwyciła ton swojej rozmówczyni.
– A może czas na pojednanie? – wtrąciła zaczepnie młoda osoba.
– Słyszy pani? – babcia Matyldy nie kryła oburzenia.
– W takim razie zacznę może od czasów poprzedzających wojnę – zaproponowała Klara.


Sto lat temu z okładem stał się cud. Polska odzyskała niepodległość po stu dwudziestu trzech latach niewoli. Młodzi mieli nareszcie wspaniałe perspektywy budowania od podstaw nowego państwa w wolnym kraju. Takimi szczęściarzami byli właśnie Amelia i Józef. Może lepiej atmosferę tamtych lat odda odpowiedni fragment wspomnień ich córki.
Moi rodzice pobrali się i zamieszkali w wynajętym mieszkaniu na Solcu. Tak się złożyło,
że oboje byli najmłodsi w swoich dość licznych rodzinach, które chętnie ich odwiedzały. Krysia, siostrzenica mamy, czyli córka Janiny i Edwarda, bardzo lubiła przyjeżdżać do wujostwa do Warszawy, gdzie mogła do woli biegać po schodach, które w rodzimej leśniczówce miała zaledwie kilka stopni. Dowodem rzeczowym niech będzie załączone zdjęcie z leśniczówki. Nie ma na nim co prawda Krysi, ale jestem ja z mamą i ciocią Janką.



Krysia i jej brat Andrzej mieli świetny kontakt z wujkiem, któremu kibicowali, można powiedzieć od samego początku, czyli od czasów, kiedy jeszcze wujkiem nie był, a ciocia miała dwóch starających się o jej rękę. Ten drugi adorator cioci nie podobał się obojgu siostrzeńcom i próbowali mu to okazywać, kiedy odwiedził ich w leśniczówce. Stało się w końcu po myśli dzieci, a ukochany wujek umiał z nimi nie tylko rozmawiać. Skonstruował bandżo, na którym przygrywał do ich śpiewów.
Nic nie stało na przeszkodzie, żeby młode małżeństwo postarało się o własne dzieci. Kiedy miałam się urodzić, rodzice zastanawiali się, jakie imię nadać potomkowi. Zdecydowali, że jeśli będzie chłopiec, to otrzyma imię Marcin, a jeśli dziewczynka to... Było wiele propozycji, ale tak naprawdę wchodziło w grę tylko jedno imię – Małgosia, czyli przybrane od dawna imię mamy.

– Nie chcieli znać zawczasu płci dziecka? – wtrąciła Matylda.
– Może i chcieliby, ale jak mieli się dowiedzieć?
– Widzi pani czego teraz w szkołach uczą – skomentowała Regina.

Klara wróciła do przerwanej lektury.
Przygotowując wyprawkę, którą należało zabrać do szpitala, przyszła mama pracowicie
wyszyła inicjały na wszystkich kaftanikach i pieluszkach.

– Jak to na pieluszkach? – zdziwiła się Matylda.
– Nie przerywaj – upomniała ją Regina. – Dzisiejsza młodzież nie umie sobie nawet wyobrazić życia bez jednorazówek.
– Rzeczywiście – przyznała Klara. – Wówczas pieluszki się prało i nawet prasowało, a kaftaniki służyły niekiedy następnym pokoleniom. Winston Churchill był chrzczony w mocno  pocerowanej koszulce odziedziczonej po przodkach. Oszczędność to cecha związana nierozerwalnie z konserwatyzmem.

Wracając do naszej polskiej rzeczywistości okresu międzywojennego, Polska zawdzięczała swój powrót na mapę Europy determinacji Polaków, współpracy przywódców między sobą, ale
też wielu sprzyjającym czynnikom. Nadal ścierały się tu interesy obcych mocarstw, miały one jednak znikomy wpływ na zmiany zachodzące w prężnie rozwijającym się państwie. Przywódców różnych partii łączyło jedno – dbałość o dobro Polski.
Klara sięgnęła znowu po pamiętnik.
Nasza trzyosobowa rodzina przeniosła się do nowoczesnego mieszkania służbowego na Pradze, które przydzielono ojcu, jako pracownikowi Polskiej Poczty i Telegrafu.

– Na Pradze – wtrąciła Regina – to pewnie przetrwało wojnę?
– Przetrwało. Mieści się na Ratuszowej, a z jego okien widać ZOO. Może nawet do dziś
należałoby do tej rodziny, gdyby nie patriotyzm młodego małżeństwa.
– Jak to? – spytała Matylda.
– Nie tylko Wanda nie chciała Niemca. Rodzice Małgosi też nie zgodzili się przyjąć oficera
Wehrmachtu na sublokatora. Skończyło się eksmisją z mieszkania. Ale wróćmy jeszcze do
szczęśliwych przedwojennych chwil.

Mama nie musiała pracować zarobkowo, mogła poświęcić się całkowicie rodzinie i swojemu hobby, czyli czytaniu niezliczonej ilości książek. Mieszkanie było bardzo nowoczesne na owe czasy, wyposażone w łazienkę z ciepłą bieżącą wodą pochodzącą z bojlera, w którym woda podgrzewała się automatycznie podczas gotowania na kuchence.
Przyjmowanie gości było naturalną rozrywką młodych rodzin. Co prawda, dzieci niekiedy się nudziły i przeszkadzały dorosłym. Było takie spotkanie towarzyskie, podczas którego znalazłam sobie zajęcie i dorośli nie musieli się mną zajmować. Spokój zakłócił dopiero sąsiad pukając do drzwi. Przyszedł z informacją, że z balkonu wyrzucane są pantofle. To nie był żart ze strony małego dziecka, tylko poznawanie praw fizyki.
Natomiast dorośli potrafili się niecnie zabawiać dziećmi. Oto przykład. W tym samym bloku mieszkało inne małżeństwo z synem. Jędruś był moim rówieśnikiem i rodzice żartowali sobie, że ich dzieci jak dorosną, to się pobiorą. Dzieci bawiły się niekiedy same na podwórku, wystarczyło zerkać na nie od czasu do czasu z kuchennego okna.

– Jak to? – zdziwiła się znowu Matylda – same na podwórku? Słyszysz? – zwróciła się do Reginy – Ty nigdy nie pozwalałaś mi samej zostać na podwórku.
– To były całkiem inne czasy – skwitowała Regina. - wówczas dzieciom żadne niebezpieczeństwo nie zagrażało. Ale nie przerywaj pani.




– Gorzej było z samodzielnym powrotem do domu – Klara wróciła do lektury. – Kiedy chciałam wrócić do domu, wzywała mamę, żeby mnie zaniosła na drugie piętro. Zdarzało się, że mamy nie było, wówczas wzywałam mamę Jędrusia. Ale jak? Ktoś zaproponował żeby wołać „teściowa”. Wszyscy mieli ubaw.


– Ma pani może jakieś fotki z tamtych czasów? – wtrąciła znowu Matylda.
– Wydaje mi się, że to zostało zrobione gdzieś na zapleczu późniejszego podwórka, ale zapewne wcześniej.
– To pani jest na tym zdjęciu? – zapytała Matylda biorąc do
ręki fotografię.
– A jak myślicie? – odparła Klara wymijająco – zostało
zrobione prawdopodobnie w miejscu, lub pobliżu miejsca, o którym mowa.
– Bardzo się pani zmieniła.
– Ha, ha, No, myślę!
– Miała pani czarne włosy?
– Nie sądzę, zawsze byłam blondynką.
– Babciu, spójrz – Matylda podsunęła Reginie fotografię.
– Chwileczkę – wtrąciła Klara – no chyba nie sądzicie, że mogłabym być tą koło wózka, nie tą w wózku? Takiego sędziwego wieku dożywają jedynie żydowscy właściciele warszawskich kamienic.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz