17 maj 2024

Wspomnienia Marii Jolanty Stefańskiej-Kuroń

W okresie okupacji niemieckiej rodzice moi - oboje zaangażowani byli w działalność konspiracyjną i używali fałszywych dokumentów.

Ojciec: Janusz Sierant, mama: Maria Wiśniewska - po ślubie (w dniu 26.12.1942r.) Maria Sierant. Również ja, ich córka od urodzenia tj. 23.11.1943r. nosiłam konspiracyjne nazwisko moich rodziców: Maria Jolanta Sierant.

Ojciec mój Roman Stefański ur. 10.02.1917r. mieszkał, studiował i pracował w Poznaniu. W chwili wybuchu wojny był zatrudniony w Zakładzie Ubezpieczeń Wzajemnych gdzie pracował jako urzędnik. W redakcji pisma ,,Orlęta" był redaktorem odpowiedzialnym. 

Od września 1939 r. związany z organizacją ZWZ. Na przełomie września i października 1939r. został zaprzysiężony w konspiracyjnej organizacji niepodległościowej Ojczyzna" - ps. Omega (ps. Roch) i Biurze Zachodnim Delegatury Rządu na Kraj (ps. Henryk). Jesienią 1940r. po zdradzie w środowisku konspiracyjnym Poznania, poszukiwany przez Gestapo listem gończym, musiał uciekać z Poznania. Dokumenty ,,lewe", które od września 1940 r. dla bezpieczeństwa przechowywał u zaprzyjaźnionego kolegi, w wynajmowanym przez niego pokoju ,,przepadły." Zostały spalone przez właścicieli mieszkania po aresztowaniu ich lokatora. W zorganizowaniu wyjazdu do Warszawy pomogła ojcu

starsza koleżanka ze studiów - ta sama, która wcześniej pokazała list gończy za nim. Bez dokumentów, w mundurze kolejarskim z legitymacją kolejarską z opaską na rękawie jaką nosili polscy kolejarze, jako pomocnik maszynisty, około 11 stycznia 1941 r. przyjechał do Warszawy. Na dworcu w toalecie przebrał się w cywilne ubranie, oddał kolejarzowi mundur i legitymację.

Znalezienie lokum w mieście, którego nie znał było bardzo trudne. Po nawiązaniu kontaktu z „,Ojczyzną" i zaprzysiężeniu dostał dokumenty drogą organizacyjną, z Ośrodka Dokumentacyjnego AK. Dokumenty przyniosła mu łączniczka „Ada”. Mógł już wynająć dla siebie pierwsze mieszkanie

w Warszawie. Łączniczka „Ada" w grudniu 1942 r. została Jego żoną. (poz. 1 i poz. 2 bibliografii)

Mama moja Teresa Maria Stefańska z domu Pohl ur. 11.08.1020r. urodziła się, jako najmłodsza z sześciorga dzieci w rodzinie Władysławy z Ludwiczaków i Walentego Pohlów Powstańca Wielkopolskiego, - właściciela piekarni przy ul. Strzeleckiej w Poznaniu. Harcerka, związana z oddziałem ZHP Chorągwi Poznańskiej.

We wrześniu 1939r. skierowana została do służby sanitarnej dla ludności cywilnej przy szpitalu Przemienienia Pańskiego w Poznaniu. Najstarsza z rodzeństwa Janina – pielęgniarka dyplomowana została powołana do służby medycznej w wojsku i przebywała poza domem. Brat Zygmunt z kartą mobilizacyjną wyruszył na wojnę.

Ojciec mamy Walenty został aresztowany i w grupie pierwszych zakładników osadzony w Ratuszu Poznańskim. W listopadzie 1939r. - kiedy przebywał w domu na przepustce z Ratusza, rodzina nieoczekiwanie została zmuszona przez Niemców do opuszczenia mieszkania, w ciągu kilkudziesięciu

minut. Małżonków Walentego i Władysławę z córkami: Zofią, Haliną i Teresą skierowano do Obozu dla Wysiedleńców Poznań Główna. Po 4. tygodniach pobytu w Obozie zostali wywiezieni koleją do Warszawy. Przed Bożym Narodzeniem, po 20.grudnia 1939r. wysiedli z pociągu na stacji Warszawa -Gdańska.

W Warszawie po nawiązaniu kontaktów z tajnie działającym oddziałem ZHP Chorągwi Warszawskiej mama podjęła pracę w PCK, w Sekcji Opieki nad dziećmi ofiarami wojny. W kwietniu 1940r. została przyjęta do organizacji niepodległościowej „Ojczyzna” ps. Ada. Z „,Ojczyzną" związani byli również brat mamy Adam i siostry. Od 1941 r. była łączniczką kierownika organizacji Witolda Grotta na Delegaturę Rządu na Kraj. Utrzymywała łączność pomiędzy Armią Krajową (Komórka Dokumentacyjna), a kierownictwem ,,Ojczyzny". Po aresztowaniu Witolda Grotta, w styczniu 1944r. została przydzielona, w charakterze łączniczki, do szefa organizacyjnego „Ojczyzny" Juliusza Kolipińskiego ps. Bartek W czasie Powstania Warszawskiego sanitariuszka dla powstańców i ludności cywilnej, leczonych w mieszkaniach prywatnych. W czasie pobytu w Krakowie podjęła ponownie funkcję łączniczki J.Kolipińskiego. (poz.1 Bibliografii)

Janusz Sierant i Maria Sierant z domu Wiśniewska to Rodzice moi, w życiu których uczestniczyłam nieprzerwanie od dnia 23. listopada 1943 r.

POWSTANIE WARSZAWSKIE

Na Żoliborzu, pobyt w Obozie Przejściowym w Pruszkowie, czas tułaczki.

Od urodzenia tj. od dnia 23. listopada 1943 r. mieszkałam z rodzicami na Żoliborzu, przy ul. Kozietulskiego 4B m. 4 .

Pozostawałam pod ich opieką. Rodzice, zaangażowani w działalność konspiracyjną związani byli z Armią Krajową, organizacją niepodległościową ,,Ojczyzna" i Delegaturą Rządu Londyńskiego na Kraj (poz. 1 i 2 Bibliografii). Opiekowała się mną Mama, która w miarę ograniczonych wówczas możliwości, utrzymywała czynny kontakt z organizacją ,,Ojczyzna". przede wszystkim jako łączniczka i kurierka.

Ojciec pracował poza domem. Był bardzo zaangażowany w działalność konspiracyjną.

Powstanie Warszawskie na Żoliborzu rozpoczęło się już o godz. 15.00. Ojciec dotarł do domu tuż przed rozpoczęciem walk. Kiedy z inicjatywy starszego harcerza Adama Kapłańskiego, którego mama moja znała jeszcze z Poznania, na Żoliborzu została utworzona Grupa Czerwonego Krzyża do opatrywania rannych (powstańców i ludności cywilnej) - leczonych w mieszkaniach prywatnych, włączyła się do tej pracy. Pełniła funkcję sanitariuszki. Działała w kwadracie ulic: Krasińskiego, Felińskiego, Wojska Polskiego, Kozietulskiego. Zawsze zabierała mnie ze sobą. Punkt PCK, W którym wydawano opatrunki mieścił się przy Pl. Inwalidów.

Dzień 29 września (ostatni dzień Powstania na Żoliborzu), był dniem najgorętszych walk. W godzinach popołudniowych, po wielogodzinnym ostrzale ul. Kozietulskiego żołnierze niemieccy wypędzili wszystkich z piwnicy, w której pomieszkiwaliśmy od jakiegoś czasu, a w której teraz schroniliśmy się razem z innymi mieszkańcami naszego domu. Wśród nas było też kilka osób, które uciekając przed ostrzałem tu się ukryły. Przymusili do wyjścia z piwnicy również kobietę, która błagała aby pozwolili jej zostać przy ciężko rannym, umierającym synku Tadziku.

Pognano nas pieszo ulicami: Kozietulskiego, Wojska Polskiego (pod niemieckim ostrzałem z ostrej broni), w kierunku Instytutu Chemii Przemysłowej, Powązek - do kościoła p.w. Św. Wojciecha na Woli. 

Mama po raz pierwszy opowiedziała mi o tym w dniu 24.06.2010r. w czasie kiedy oczekiwałyśmy na przybycie ekipy z Muzeum Powstania Warszawskiego, na nagranie dla Archiwum Historii Mówionej. Odręczny zapis tej wstrząsającej relacji zachowałam w swoich zbiorach.

W kościele p.w. Św. Wojciecha rodzice spotkali znajomego lekarza, dra Edwarda Kowalskiego- władającego doskonale jęz. niemieckim, zaprzyjaźnionego z naszą rodziną. Doktor Kowalski, tego dnia (oddelegowany ze szpitala przy ul. Płockiej w którym był zatrudniony), badał osoby dorosłe. To była ,,pierwsza ocena stanu zdrowia" - przed wysyłką do Obozu Przejściowego. Doktor, wydał ojcu zaświadczenie z rozpoznaniem: gruźlica płuc. Podał mu też nazwisko lekarza, do którego w obozie w Pruszkowie, miał zgłosić się do rejestracji.

W Kościele św. Wojciecha spaliśmy dwie noce. W dniu 1 października 1944r. pieszo (rodzice mieli dla mnie wózek), przeszliśmy w kierunku torów kolejowych, do załadunku do wagonów. W wagonach towarowych, późnym popołudniem dotarliśmy do Obozu. Kolejka do rejestracji ustawiona była na zewnątrz baraku. Na badanie przez lekarza obozowego, poleconego przez dra Kowalskiego, czekaliśmy całą noc. Lekarz potwierdził poprzednie rozpoznanie: gruźlica płuc. Ojciec uniknął wysyłki na roboty do Niemiec. Nie zostaliśmy rozdzieleni z sobą.

W Obozie Przejściowym w Pruszkowie (wózka już nie mieliśmy) – ulokowano nas w hali warsztatów kolejowych. Mama ze mną siedziałyśmy na wiązce słomy, którą znalazł gdzieś tato. W tej hali ludzie leżeli bezpośrednio na posadzce. Nasz pobyt w Obozie trwał od 1. do 5. października 1944 roku . W dniu 5 października - przed wieczorem, wyprowadzono nas z Obozu w kierunku rampy kolejowej. W odkrytych wagonach towarowych węglarkach, w ulewnym deszczu zostaliśmy wywiezieni w kierunku Krakowa, docelowo do Auschwitz. Na platformie wagonu, w zadaszonej budce strażniczej siedział żołnierz niemiecki. W rejonie Jędrzejowa, podczas postoju pociągu, który zatrzymał się przed stacją kolejową rodzicom (razem ze mną) udało się zbiec z transportu. Pieszo dotarli do miasteczka.

W Jędrzejowie odszukaliśmy rodzinę państwa Firlików- rodziców kolegi najstarszej siostry mamy mojej, którzy tak jak rodzina Pohlów - byli wysiedleńcami z Poznania. Ludzie ci udzielili nam schronienia. W ich gościnnym domu zostaliśmy do połowy października 1944r. Z Jędrzejowa ,,na własną rękę" wyjechaliśmy do Krakowa.

W Krakowie, zatrzymaliśmy się przy ul. Starowiślanej, w mieszkaniu rodziców kolegi ojca z „Ojczyzny" - państwa Roskoszów. Później w mieszkaniu przy ul. Sobieskiego 5 m.7 . Ojciec nawiązał kontakt z organizacją i kontynuował działalność konspiracyjną. Miał nowe dokumenty, a i tak był poszukiwany. W tym czasie Niemcy w Krakowie organizowali łapanki na ludzi z Warszawy. Dwukrotnie był zatrzymywany. Raz, w grudniu 1944r.- zabrany z ulicy, trafił do obozu na Prądniku. 

W styczniu 1945r. po tym jak ponownie został zatrzymany i wyprowadzony z mieszkania przy ul. Sobieskiego (razem z kolegą z organizacji, J. Kolipińskim), mama ze mną wyjechała z Krakowa - pociągiem, do Nowego Sącza. Taki plan działania, na wypadek aresztowania ojca, był uzgodniony wcześniej przez rodziców. Wspominała: miałam walizeczkę, poduszeczkę i ciebie na rękach".

Do Nowego Sącza dojechałyśmy późnym wieczorem. Wysiadłyśmy na stacji Nowy Sącz Przystanek. Mama znała adres domu, do którego miałyśmy się udać: Na Rurach, do chałupy gospodarza Frankowskiego. Frankowski był krewnym przyjaciela mojego ojca, jeszcze z Poznania. Usiadła ze mną na jakimś murku. Nie miała siły nieść mnie i iść dalej. Pomocy udzieli jej dwaj żołnierze niemieccy, którzy przebywali wtedy na tej stacji. Podprowadzili mamę w kierunku części miasta - Na Rurach. Tam, w nocy dołączyli do nas ojciec mój z J. Kolipińskim.

W czasie następnej nocy, tj. z 18. na 19. stycznia 1945 r. w Nowym Sączu, został wysadzony w powietrze Zamek, w którym wtedy mieścił się arsenał. Luna ognia była widoczna Na Rurach. Do Nowego Sącza wkroczyła Armia Czerwona. Gospodarz Frankowski zadecydował, że wszyscy również on z rodziną musimy wyjść z domu. Rankiem udaliśmy się do sąsiedniego domu, do mieszkania obcych nam ludzi. Po niedługim czasie, kiedy mama ze mną zaczęła się rozlokowywać, do pokoju weszli żołnierze radzieccy i nakazali wszystkim opuścić dom. W następnej chałupie nie mogliśmy zostać, tam były pluskwy. Nie mieliśmy gdzie się podziać. Pomocy udzielił nam obcy człowiek, kierowca ciężarówki zaparkowanej niedaleko. Zaprowadził na noc do swoich krewnych. W Nowym Sączu przy ul. Zacisze 17 zatrzymaliśmy się nie dłużej niż na jedną noc. 

W lutym 1945 r. Powiatowy Komendant Milicji Obywatelskiej w Nowym Sączu, na wniosek złożony przez rodziców, wydał przepustki uprawniające ich do wyjazdu z Nowego Sącza do Warszawy.

Dla ojca: dnia 09.II.1945r. dla mamy dnia 20.II.1945r. . 

Nie przypominam sobie w jaki sposób z Nowego Sącza dotarliśmy do Krakowa. Pamiętam tylko rozmowy rodziców, którzy wspominali nocną wędrówkę w terenie górzystym i spotkanych wtedy dwóch radzieckich żołnierzach ubranych w kożuchy.

Ojciec wcześniej już podjął działania w celu otrzymania zezwolenia na wyjazd do Poznania. Poznań, to miasto, w którym oboje z mamą urodzili się, przed wojną mieszkali i w którym mieszkały ich rodziny. W dokumentach, którymi rodzice legitymowali się Poznań nie figurował, nie było więc uzasadnienia do ubiegania się o przepustkę na powrót do tego miasta. Dzięki staraniom kolegów z krakowskiej komórki ,,Ojczyzny", w Starostwie przyjęto od ojca wniosek o udzielenie takiej zgody. Zarząd Miejski w Krakowie - Starostwo Grodzkie w dniu 21.II.1945r. wydał Przepustkę Nr 6175 zezwalającą na wyjazd Janusza Sieranta do Poznania, dawnego miejsca zamieszkania. . Marzenie rodziców o powrocie do Poznania miało szansę się spełnić.

W Krakowie, jak poprzednio zatrzymaliśmy się w mieszkaniu przy ul. Sobieskiego 5. Byliśmy wszyscy bardzo słabi. Wygłodzeni, wychudzeni i wymęczeni. Ja, która wcześniej już chodziłam, teraz kiedy miałam 15 miesięcy przestałam chodzić samodzielnie. Miałam odmrożone nogi, a mama nie miała sił żeby mnie nosić. Rodzice nie mieli wózka dla mnie. Ojciec w dniu 3. marca 1945r. zgłosił się do rejestracji w Rejonowej Komendzie Uzupełnień Kraków-Miasto Otrzymał zaświadczenie potwierdzające wypełnienie obowiązku rejestracji . Na ostatni etap podróży, który był przed nami mieli już przygotowane Kennkarty. Były to ostatnie konspiracyjne dokumenty moich rodziców.

W Krakowie musieliśmy zatrzymać się na dłużej, aby nabrać sił przed wyruszeniem w dalszą drogę.

Kolejnym celem naszej podróży miały być Katowice. Nie mam wiedzy, kiedy i jakim środkiem transportu wyruszyliśmy z Krakowa w kierunku Katowic.

W Katowicach udaliśmy się na adres ciotki ojca, kuzynki jego matki. Była już późna godzina wieczorna, kiedy weszliśmy do mieszkania, w którym było pełno osób przyjezdnych. Ludzie ci, podobnie jak my, wracali po wojnie do swoich rodzin. Ciotka nie miała nas gdzie położyć. Miejsca na podłodze we wszystkich pomieszczeniach mieszkania były już w zajęte. Zaproponowała więc łazienkę. Tę noc przespaliśmy we trójkę w wannie. Z Katowic wyruszyliśmy w dalszą drogę, do Poznania.

W Poznaniu, prosto na ul. Garbary 4 m.11, do domu rodzinnego ojca. Tam, tak jak przed wojną mieszkali rodzice: Kazimierz i Maria Stefańscy z córkami Zofią i Urszulą. Zamieszkaliśmy wszyscy razem na Garbarach.

W Biurze Meldunkowym rodzicom wydano Kartę Rejestracyjną mieszkańców stoł. miasta Poznania, w której figurują prawdziwe (,,urodzeniowe") nazwiska i dane moich rodziców . Do rejestracji mama przedstawiła swoją kartę rozpoznawczą z dnia 27.08.1943r. wydaną przez Starostę Miejskiego w Warszawie, ojciec wylegitymował się przedwojennym dowodem osobistym, wydanym w dniu 27.01.1938r. przez Prezydenta Stoł. Miasta Poznań . Rodzice mogli zostać zameldowani na pobyt stały w Poznaniu.

W Poznaniu w Dniu 27 kwietnia 1945 r. zakończyła się nasza poobozowa, wojenna tułaczka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz