3 sie 2018

Biuletyn Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944. Nr 41, sierpień 2018





O Stowarzyszeniu Dzieci Powstania 1944
KONTAKT: 04-083 Warszawa, ul. Igańska 26 m. 38 sdpw44@gmail.com
     Nr konta SDPW1944 w Banku Gospodarki Żywnościowej (BGŻ): 10 2030 0045 1110 0000 0395 9950


  MISJA STOWARZYSZENIA


Rodzice nasi walczyli i ginęli w PW 44’ za wolną i szczęśliwą Polskę.


Rolą naszą, Dzieci ’44 jest nie tylko pamiętać o horrorze warszawskiej Hiroszimy, ale przypominać, co z tego wynika dla współczesności. Doświadczyliśmy życia w niepokoju, życia na przetrwanie oraz życia w niezdrowiu. Aczkolwiek wielu z nas wyszło z tej gehenny zahartowanymi i osiągnęło wysokie cele swego życia, ale …to raczej mniejszość z nas? I dlatego mamy prawo pytać, mamy prawo szukać odpowiedzi, mamy prawo zastanawiać się czy ofiara nie była daremną, czy cena nie była za wysoką.


A także mamy prawo oceniać czy Rodziców ofiara nie poszła na marne z punktu widzenia tego, jak następne pokolenia realizują polską rację stanu, którą jest bezpieczeństwo w oparciu o dobre stosunki z sąsiadami i mocne sojusze a także oceniać jak realizowana jest strategia wolności i zachodniej demokracji, w tym i sprawiedliwości.



Wzięliśmy udział w uroczystościa siedemdziesiątej czwartej rocznicy Powstania Warszawskiego. Warszawa, Park Dreszera



Orkiestra

Defilada pocztów sztandarowych
Poczet sztandarowy Stowarzyszenia. Ewa Chrzanowska, Wojciech Łukasik, Wiesław Winkler

Składanie wieńca Stowarzyszenia, Jacek Kijkowski i Tadeusz Świątek  
Walne zebranie Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944

W dniu 1.08.2018 odbyło się Walne Zebranie członków Stowarzyszenia. Na zebraniu wybrano nowy Zarząd Stowarzyszenia i Komisję Rewizyjną.

Zarząd
Przewodniczący Andrzej Olas
Wice Przewodniczący Wojciech Łukasik
Skarbnik Ewa Chrzanowska
Sekretarz Maria Nielepkiewicz
Członek Zarządu Tadeusz Świątek
Członek Zarządu Wiesław Winkler

Komisja Rewizyjna
Jacek Kijkowski
Anna Zawadzka
Władysław Mastalerz


* * *

Uchwałą Walnego Zebrania 


p. Joanna Woszczyńska - 


- pedagog, kierownik, choreograf i założyciel Formacji Tańca Nowoczesnego LUZ (1991), Alternatywnego Teatru Tańca LUZ (1999) oraz Akademii Tańca LUZ-Art (2005) została wybrana - 

honorowym członkiem naszego Stowarzyszenia.




Sympozja, wystawy, spotkania: Co się dzieje w Muzeum        Powstania Warszawskiego, w Warszawie, w Polsce i na świecie.

      Baza Ofiar Cywilnych. Muzeum Powstania Warszawskiego prowadzi bazę ofiar cywilnych, link tutaj. Pomóż uzupełnić listę.

Co dzieje się w Stowarzyszeniu:
Współpracujemy z Muzeum Dulag, z teatrem tańca LUZ. 
Wzbogaca się baza naszych wspomnień. Dziś zamieszczamy comiesięczny felieton honorowego prezesa Stowarzyszenia, profesora Andrzeja Targowskiego, i wspomnienie p. Haliny Gniadek. W następnych numerach Biuletynu zamieścimy relacje pp. Mirosława Grabowskiego i Zbigniewa Głuchowskiego.
Mamy stronę internetową na Facebooku. Szukaj pod  @DzieciPowstaniaWarszawskiego.

Wspomnieliśmy o bazie wspomnień. Napłynęło do nas sporo wspomnień w formie maszynopisu lub rękopisu. Potrzebujemy pomocy w przeniesieniu tych wspomnień na format cyfrowy (word), tak aby zamieścić je w Biuletynie. Prosimy o zgłoszenie się na nasz adres mejlowy (powyżej) ochotników do tej pracy.


Teatr Tańca LUZ


 tel. 602 598 493, e-mail: joa.woszczynska@gmail.com. 

            Muzeum Dulag organizuje:

Powstańcze Powązki - spacer historyczny po Cmentarzu Wojskowym


tel: (22) 758 86 63
Widziane z krzesła Honorowego Prezesa 
profesora Andrzeja Targowskiego, Nr 38


      Po-Rocznicowe Uwagi 1 sierpnia 2018 roku

Obchody Rocznicy PW 1944 coraz intensywniejsze. Wszędzie słyszy się chwała bohaterom. Nareszcie szczodry Premier Morawiecki zwiększył a nawet podwoił fundusz opieki socjalnej dla żyjących jeszcze powstańców. Jak wiadomo, którzy przymierali głodem. Wiązanki za wiązankami od kilku szczebli zarządzania państwem są składane pod pomnikami, tablicami i na grobach Bohaterów. Nawet chyba po raz pierwszy Prezydent Duda złożył wieniec pod tablicą na Woli, gdzie Niemcy rozstrzelali 60,000 mieszkańców, w tym moich teściów Marię i Zygmunta Kowalczyków. Chyba po raz pierwszy Prezydent RP udał się na Wolę.

Kto jest Bohaterem PW 1944? W Powstaniu zginęło 18,000 powstańców i 180,000 mieszkańców. Czyli mieszkańców zginęło 10 razy więcej aniżeli powstańców. Ponadto 20,000 powstańców było rannych, jak np. moja Mama śp. Halina (14 ran). Ale cywili było rannych ponad 200,000, czyli znów 10 razy więcej. Nie mówiąc o 650,000 cywilach, którzy stracili dobytek i mieszkania i zostali poddani selekcji w Obozie w Pruszkowie. Skąd część wyjechała na roboty do Niemiec a część do obozów koncentracyjnych na zagładę. Z porównania wynika, jasno, kto jest bohaterami Powstania! Czytelnikowi pozostawiam sformułowanie prawidłowej odpowiedzi.

Wiara z zwycięstwo, tak, ale u kogo? Telewizje podają wywiady z jeszcze żyjącymi uczestnikami Powstania. Są to powstańcy, którzy w 1944 r. byli bardzo młodzi. Zwłaszcza sanitariuszki, które rwały się do pomocy będąc jeszcze w gimnazjum. Każda z nich mówi dzisiaj, że wierzyły w zwycięstwo Powstania. Nie wiedziały, że Dowódca Strategiczny Powstania gen. Tadeusz Bór Komorowski nie wierzył w zwycięstwo. Kiedy opuszczał mieszkanie i żegnał się z żoną ostrzegł ją, że może być aresztowany przez…Sowietów. Szef Wywiadu AK, płk. Iranek-Osmecki. Też nie miał złudzeń. Przełomowe dwa spotkania odbyły się do południa i po południu 31 lipca, czyli dzień przed godziną „W”. Na pierwszym z nich Kazimierz Iranek-Osmecki oznajmił, że czołgi radzieckie są daleko od Pragi i w tej sytuacji powstanie nie ma sensu. Komendant „Bór” zgodził się i wyznaczył spotkanie na godz. 17. Gdy szef wywiadu AK przybył na nie, prawie nikogo już nie zastał. Okazało się, że spotkanie przyspieszono, aby nie było na nim płk. Iranka - Osmeckiego. To wtedy na tym zebraniu płk Józef Szostak, zastępca szefa sztabu KG AK, w dramatycznych i proroczych słowach zwrócił się do „Bora”: „Ależ to szaleństwo. Damy się wszyscy wymordować. Trzeba odwołać ten rozkaz!”. Niestety, Tadeusz Komorowski odparł, że na odwołanie powstania jest już za późno. Tragedia stolicy i jej mieszkańców stała się nieodwracalna.
Co dalej z prawdą? Kiedy zaczniemy głosić prawdę o Powstaniu 1944 r.? Kiedy zaczniemy czcić tak jak się należy pamięć ofiar cywilnych tego powstania a nie ludzi odpowiedzialnych za mącenie w głowach młodzieży powstańczej, którzy przyczynili się do największej klęski wojskowej i cywilnej w 1052 letniej historii Polski?

                                                                          Andrzej Targowski


Wspomnienia p. Haliny Gniadek

Moje wojenne dzieciństwo (pisane w 1991 roku)

Wojna zaczęła się już w łonie matki, a zaważyła na całym moim życiu. We wrześniu 1939 roku moja trzyletnia siostra tak się bała nalotów i alarmów, że dostała zapalenia opon mózgowych w kilka dni potem zmarła. Moja mama strasznie rozpaczała po jej śmierci , gdyż siostra moja podobno była bardzo rezolutnym dzieckiem.
Toteż kiedy 26 października 1939 roku, o czwartej rano w Warszawie, ja przyszłam na ten piękny świat, moja mama usiłowała wyrzucić mnie przez okno. Jak widać, ktoś jej to uniemożliwił. Pewnie dlatego pierwszy rok awanturowałam si e przez całe noce.

Kiedy miałam rok i dwa miesiące do domu przeszło gestapo i zabrało mojego ojca. Jak większość dorosłych mężczyzn działał On w organizacji podziemnej i ktoś zatrzymany wsypał całą resztę.  Ojciec twierdzi do dzisiaj, że tak się zachowywałam, jak gdybym wszystko rozumiała.
Nie płakałam, tylko wpatrywałam się w ojca, jakbym go chciała go zapamiętać. Mówi również, że to moje spojrzenie trzymało Go przy życiu i dodawało sił da przetrwanie.

Na podwórku stała figurka Matki Boskiej Niepokalanej, do której modlili się wspólnie wszyscy mieszkańcy, odprawiając majowe lub różaniec. Pewnego razu uderzyła bomba w oficynę, została zabita matka p. Józefa – dozorcy oraz córka aptekarzy. Część podwórka oraz wejście do klatki . schodowej zostało zasypane tak, że wnoszono mnie do mieszkania przez okno. Jak wspomniałam, od urodzenia dawałam się we znaki. Mając cztery lata wpadłam do kloaki, Na szczęście pustej – była po wybraniu nieczystości. Szukała mnie cala rodzina i sąsiedzi, ale znalazł mnie pan Józef i wyniósł po drabinie.

Często idąc ulicą Marszałkowska z babcią do kościoła św. Zbawiciela,  gdy mijali nas Niemcy w swoich eleganckich mundurach, w butach z cholewami, w których można się było przejrzeć, zawsze mówiłam do babci, że chętnie bym ich kopnęła. Biedna babcia ze strachu zatykała mnie buzię, gdyż bała się, że któryś z Niemców może to usłyszeć i zrozumieć. Jeszcze dziś wolę nie myśleć, co mogło by się wtedy stać.
Innym razem, wiosną chyba w 1943 roku pojechałam z mamą do Skarżyska. Miałyśmy tam kuzynów. Moja kuzynka miała chyba 15 czy 16 lat i już pracowała w fabryce amunicji. Któregoś dnia, z jakiegoś powodu nie pracowała, ale do fabryki poszła i wzięła mnie ze sobą. Kiedy stojąc rozmawiała z trzema Niemcami, jeden z nich poczęstował mnie cukierkami, odpowiedziałam, że nie chcę cukierka, bo Niemcy zabrali mi tatusia. Kuzynka najadła się strachu, cos przekręciła. Jednak jeden z nich coś zrozumiał, gdyż pokręcił głową, ale nic nie powiedział. Oczywiście już nigdy więcej nie zabrała mnie ze sobą.

Były takie czasy, ze 4, 5 – letnie dziecko czuło nie tylko zgrozę sytuacji, ale również buntowało się na swój dziecinny sposób. Sam widok Niemców napawał strachem. Kiedyś uciekając przed nimi zgubiłam sandały. Mama była zrozpaczona, bo trzeba było kupić nowe, ale nie bardzo była za co. Były też momenty komiczne. Otóż mama zrobiła mi na drutach sukienkę. Ile to kosztuje pracy wie tylko ten, co robi na drutach. Sukienka była z resztek wełny o  różnych kolorach, była bardzo ładna. Jednak nie podobały mi się supły, które były po lewej stronie sukienki.  Oczywiście sukienka się rozleciała. Jednej rzeczy nie rozumiałam, dlaczego moja mama rozpłakała się, kiedy zobaczyła maje dzieło.

Cała okupacja była jednym ciągiem strachu. Z poziomu 5- letniego dziecka widać było przede wszystkim oficerki, które do dziś kojarzą mi się z Niemcami.
Nadszedł 1 sierpień 1944 roku i Powstanie Warszawskie. Znów bomby, naloty, łapanki i strach. Warszawa z dnia na dzień stawała się wielkim gruzowiskiem
Po upadku Powstania byliśmy jednymi z ostatnich, którzy opuszczali Warszawę. Szliśmy w stronę dworca, chyba zachodniego. Pędzono nas szeroką drogą, przy której stały słupki z oznaczonymi kilometrami. Szłam ja, mama, babcia, dziadek i ciocia. Zapamiętałam, że na jednym z tych słupków usiadł mój dziadek i tam pozostał. Zobaczyłam go dopiero po wojnie. Na dworcu przed wejściem do wagonów bydlęcych dorosłym dawano pajdę gliniastego razowego chleba, a dzieciom dawano puszkę skondensowanego mleka. Następnie wepchnięto nas do wagonów i zamknięto je. Nie pamiętam, jak długo jechaliśmy. Kiedy nas wypuszczono, byliśmy na terenie obozu przejściowego w Pruszkowie.

W obozie byłam z babcią, mamą i ciotką. Nie pamiętam już, jak długo tam byłyśmy, chyba kilka tygodni. Zapamiętałam tylko, że na dużej hali stały filary lub słupy, dookoła których leżały torby, walizki i różne zawiniątka, a na nich siedzieli ludzie. Przez środek hali przebiegały rowki, dość szerokie, do których ludzie załatwiali się i był straszny fetor. Po jakimś czasie wypędzono nas na zewnątrz i ustawiono wszystkich po jednej stronie drogi, idącej przez środek zakładów. Na całej szerokości ustawili się Niemcy z psami, uzbrojeni w karabiny maszynowe i pistolety. Kilku z nich chodziło miedzy nami i przeganiało młodych ludzi – mężczyzn i kobiety na drugą stronę drogi, którzy mieli być wysłani do Niemiec na roboty. W tej grupie znalazła się też moja mama i ciotka. Zostałam tylko z babcia. Wtedy babcia zaczęła mnie namawiać i prosić, abym przebiegła na drugą stronę ulicy, to może mamę puszczą. Nie miałam odwagi, paraliżował mnie strach, jednak się odważyłam i kiedy wystraszona patrzyłam, to na mamę, to na babcię i nie wiedziałam co zrobić dalej. Nie wiem ile to trwało, może 30 sekund, może minutę, ale była to dla mnie wieczność. Potem Niemiec kiwnął ręką na mamę, aby przeszła na naszą stronę. W ten właśnie sposób moja mama uniknęła wyjazdu do Niemiec na roboty. Po tej segregacji puszczono na wolno. Wtedy jakiś sposób dotarłyśmy do znajomych pod Częstochowę.

Kiedy byłyśmy już na miejscu, okazało się, że jest nas trzynaście osób z Warszawy. Rodzina mojego późniejszego wujka żywiła nas do wyzwolenia. W jednej izbie rozkładane były snopki słomy, na nich leżały lniane płachty i wszyscy jak śledzie spali, przykryci czym się dało. Z jednej strony spała mama, a z drugiej pani, o której mówili „stara panna”. Ta pani dbała bardzo o swoją cerę i co wieczór żuła siemię lniane, a potem nakładała na twarz i tak spała. Kiedyś obudziłam się w świetle księżyca, zobaczyłam jej twarz, wystraszona krzyczałam, że ją pluskwy zjedzą.
Na tyłach obejściach naszych gospodarzy była baza GS-u, w której stacjonował Wehrmacht. Wielu żołnierzy Wehrmachtu zaprzyjaźniło się z okolicznymi gospodarzami. Odwiedzali te rodziny, przynosili kawę, czekolady i rozmawiali o swoich rodzinach. Myślę, że brak im było własnych rodzin i chcieli się ogrzać ciepłem rodzinnym innych.

W lutym Niemcy w wielkim pośpiechu zaczęli się zbierać do odjazdu, gdyż wiadomo było, że zbliżają się Rosjanie. Kobiety bardzo bały się Rosjan, brudziły sobie twarze, nakładały na twarze chustki i wyciągały spod nich siwe włosy. Każda chciała wyglądać jak najbrzydziej. Kiedy już przyszli, to poza  strachem, było też trochę śmiechu, który rozładowywał napięcie.
Otóż jeden Rosjanin znalazł tarę blaszaną i próbował na niej grać, myśląc, że jest to instrument muzyczny.

Po przejściu frontu moje panie zadecydowały, że wracamy do Warszawy.  Mrozy były -36o , a wracałyśmy piechotą. Od czasu do czasu jakaś furmanka podwiozła nas kawałek. Nocowałyśmy w przypadkowych domach, gdzie chcieli nas przyjąć na nocleg. Ja, niespełna sześcioletnie dziecko, musiałam iść, gdyż byłam za duża, żeby niosła mnie mama. Szłam otulona jakimiś chustami i w za dużych butach. Nie ważne było, że nogi mi sztywniały, musiałam iść, gdyż w przeciwnym razie bym je odmroziła. Jedynym luksusem była mufka.

Z całej wędrówki utkwiła mi w pamięci jedna noc. Jak co dzień, mama zapukała do przydrożnego domu, aby prosić o nocleg. Otworzono nam i zaproszono do środka. Okazało się, że był to dom ludzi, którzy mieli piekarnię. Właśnie tam spałam pod biało powleczona pierzyną i na śniadanie jadłam chrupiące i pachnące kajzerki. Ani wcześniej, ani później nigdy nie smakowały mi tak żadne bułki.

Nareszcie dotarłyśmy do Warszawy. Był koniec lutego 1945 roku. Weszłyśmy w tunele gruzu,  co najmniej do drugiego pietra. Był to widok dla mnie, jako dla dziecka przytłaczjący, a jednocześnie przygnębiający. Czułam się bardzo malutka wśród tych ruin. Na resztkach murów wisiały kartki z wiadomością, że ktoś jest tu lub tam i żyje. Nie pamiętam, czy właśnie dzięki takiej kartce znalazłyśmy dziadka, który już ulokował się w pokoju 12 m.kw przy ulicy Żurawiej. Było to mieszkanie pięciopokojowe i w każdym pokoju mieszkała inna rodzina. Był to okres bardzo ciężki, ale już wolny od strachu.  Wystawałam w kolejce po wodę. Codziennie musiałam obrać kilkanaście kilogramów ziemniaków, gdyż mama z babcią gotowały pyzy i na placyku róg Wspólnej i Marszałkowskiej je sprzedawały.

Na wiosnę 1946 roku wróciła nasza znajoma i otworzyła sklep na Pięknej. Było tam „mydło i powidło”. Mama w tym sklepie zaczęła sprzedawać. Mną opiekowała się babcia. Pewnego razu babcia wysłała mnie do wujka po smalec na drugą stronę ulicy. Kiedy przebiegałam przez jezdnię, przewróciłam się i człowiek jadący na rowerze przejechał po mnie. Nie zdążył zahamować, bo był za blisko. Do dziś nie przyznałam się do tego zdarzenia i aż dziwne, że jestem prosta, choć z kręgosłupem mam problemy od młodości.

We wrześniu 1946 roku poszłam do szkoły nr 1, pierwszej po wojnie, która mieściła się w ocalałym budynku na rogu Marszałkowskiej i Żurawiej.
Może moje wspomnienia nie są mrożące krew w żyłach, ale minęło wiele czasu, patrzę z dystansu, mam poczucie humoru i wolę wspominać rzeczy bardziej zabawne, niż te dramatyczne. O tym, że czasy te były dla mnie tragiczne  może świadczyć fakt, że aż do piętnastego roku życia nocą nękały mnie koszmary, albo gonili mnie Niemcy, albo strzelali lub chcieli powiesić. Wtedy uciekałam, zrywając się z łóżka i najczęściej nabijałam sobie guza lub siniaka o szafę lub inny mebel. W maju 1047 roku wrócił mój ojciec i tu zaczęła się nowa epoka mojego smutnego dzieciństwa. Nie znaliśmy się i nie mogliśmy się porozumieć. 

Mimo, że kochaliśmy się, nie rozumieliśmy się. Nie było Go przy mnie w pierwszych latach mego życia. Wyidealizowałam Go sobie, a wrócił do nas jako normalny człowiek ze wszystkimi zaletami i wadami. Nie wyszło nam to na dobre. Odbija się to na naszych stosunkach do dziś, nad czym boleję. Jest to jednak cena, którą płacimy za przeżycia wojenne.
Za jedno jestem wdzięczna rodzicom, że nie uczyli mnie nienawiści ani do Niemców, ani do nikogo innego. Pewne jest to, że nie życzę nawet wrogowi takiego dzieciństwa.
Oby żadne następne pokolenia nie zaznały strachu oraz doświadczeń wojny.

KONIEC


Aby obejrzeć prezentację p. Tadeusza Władysława Świątka "Dziecko Powstania" kliknij tutaj.

Ważny cytat:

– Powinniśmy złożyć najwyższy hołd i przeprosić ludność stolicy, że poniosła tak straszne upokorzenia, tak straszne cierpienia – powiedział gen. Zbigniew Ścibor-Rylski „Motyl”, prezes Związku Powstańców Warszawskich, odsłaniając w 2010 r. pomnik cywilnych ofiar tamtego zrywu.
                                                            

Spis wspomnień Dzieci Powstania zamieszczonych w Biuletynie

Halina Kałdowska                                                             Biuletyn nr 12
Profesor Elżbieta Skotnicka-Iliasiewicz                             Biuletyn nr 14
Agnieszka Wróblewska                                                     Biuletyn nr 15
Jerzy Kraśniewski                                                             Biuletyn nr 16
Profesor Janusz Przemieniecki                                        Biuletyn nr 18
Profesor Agnieszka Muszyńska                                       Biuletyn nr 20 - 28
Profesor Elżbieta Skotnicka-Iliasiewicz                            Biuletyn nr 27
Mirosław Kukliński                                                            Biuletyn nr 28,29,30
Agnieszka Wróblewska                                                    Biuletyn nr 29
Wojciech Sobieszuk                                                         Biuletyn nr 30
Andrzej Bischoff                                                               Biuletyn nr 31
Profesor Stanisław Lewak                                                Biuletyn nr 31
Jacek Krzemiński                                                             Biuletyn nr 32,33,34,35
Profesor Stanisław Lewak                                                Biuletyn nr 33
Profesor Agnieszka Muszyńska                                       Biuletyn nr 34
Danurta Charkiewicz                                                        Biuletyn nr 36
Aleksander Szczęsny                                                       Biuletyn nr 36
Józef Henryk Rudziński                                                   Biuletyn nr 37
Tadeusz Władysław Świątek (link)                                   Biuletyn nr 37
Janina Tymkiewicz                                                           Biuletyn nr 38
Hanna Langner-Matuszczyk                                            Biuletyn nr 39
Danuta Szarska                                                               Biuletyn nr 40
Halina Gniadek                                                        Biuletyn nr 41


Pożyteczne Linki:

Rachunek Bankowy Stowarzyszenia za okres 27.06.2018 - 31.07.2018
31.05.2018             5783.69 PLN
27.06.2018             5817.99 PLN
40 dolarów kanadyjskich
200 dolarów amerykańskich.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz