Stowarzyszenie Dzieci Powstania
Warszawskiego 1944
Nr konta SDPW1944 w Banku Gospodarki Żywnościowej (BGŻ):
10 2030 0045 1110 0000 0395 9950
Zaproszenie
Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 w porozumieniu z Muzeum Powstania Warszawskiego i Instytutem Pamięci Narodowej organizuje sesję naukową „Powojenne losy Dzieci Powstania Warszawskiego.
Niewiele czasu, może tylko kilka lat, pozostaje do zebrania relacji o dalszym życiu ludzi dotkniętych w dzieciństwie wojenną traumą. Zebrane wspomnienia będą naszym dobrem narodowym, a zarazem będą wykorzystane w badaniach w dziedzinach historii i nauk społecznych.
Dzięki działaniom pana Jerzego Mireckiego w roku 2012 wydana została książka „Dzieci 44” zawierająca wspomnienia warszawskich dzieci z okresu powstania.
Dziś czas na uzupełnienie tych wspomnień.
Zapraszamy dzieci powstania do spisania swoich wspomnień z okresu powojennego.
Forma wspomnień może być całkowicie dowolna, tak samo jak okres czasu którego wspomnienia dotyczą. Może to być czas zaraz po zakończeniu Powstania a może to być relacja pokrywająca kilka dziesięcioleci. W miarę ich napływu wspomnienia będą udostępniane (za zgodą autora) w Biuletynie Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944, a po zakończeniu akcji zamierzamy spowodować wydanie ich w formie książkowej.
Prosimy o odpowiedź mejlową (nawet jeśli jest negatywna) – do przesłania jej wystarczy przecież kilka kliknięć.
Z Wyrazami Szacunku
Profesor Andrzej Targowski,
Honorowy Przewodniczący Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944,
Jerzy Mirecki,
Autor książki „Dzieci ‘44”,
Dr Andrzej Olas,
Dr Wojciech Łukasik,
Profesor Roman Bogacz,
Ewa Chrzanowska,
Maria Nielepkiewicz,
Za Zarząd Stowarzyszenia Dzieci Powstania 1944.
PROFESOR TARGOWSKI POLECA AUTOROM WSPOMNIEŃ:
Jak podejść do osądu post-powstaniowego losu
Może Arystoteles (384-322 p.n.e.) miał rację, że jeśli ludzie nie znają
celu swojego życia, to nie mogą podejmować mądrych decyzji. Wprawdzie w jego
czasach życie ludzkie było mniej skomplikowane niż jest obecnie, zwłaszcza w Cywilizacji
Zachodniej. Około 2400 lat temu, celem człowieka było dożyć do następnego dnia,
mieć coś do zjedzenia i nie dać się zabić, albo nie dać się pojmać, by nie
zostać niewolnikiem. Wówczas przeciętna długość życia wynosiła około 25 lat.
Jako dziecko żyłem, podobnie jak Grecy 2400 lat temu, tak aby jako tako
dożyć do jutra. Ale już od 1954 r. kiedy zostałem studentem Politechniki
Warszawskiej starałem się świadomie kierować swym losem. Po ucieczce z PRL w
1980 r. zacząłem zastanawiać się nad swoim losem i innych polskich emigrantów.
Byliśmy wszyscy ofiarami naszej tragicznej polskiej historii. Dlaczego?
Ponieważ naszym politycznym liderom brakowało mądrych decyzji w krytycznych
momentach Polski. W rezultacie zająłem się opracowaniem teorii mądrości, czego
wynikiem jest opublikowanie czterech książek na ten temat. Oczywiście
opracowałem hierarchię celów życia człowieka i ją opublikowałem w wymienionych
książkach.
Dlatego w syntezie mojego życia po PW 1944 posłużę się
kryteriami celów życia opracowanymi w tych książkach, jak poniżej. A dzieciom powstania - autorom wspomnień sugeruję zastosowanie tej hierarchii.
Hierarchia celów człowieka , A. Targowski (2017). Moc Mądrości, od idei do wartości. książka będzie dostępna w języku polskim na jesieni 2017, wydawca WPG, Gdańsk.
Sympozja, wystawy, spotkania: Co się dzieje w Muzeum Powstania Warszawskiego, w Warszawie, w Polsce i na świecie.
Baza Ofiar Cywilnych. Muzeum Powstania Warszawskiego prowadzi bazę ofiar cywilnych, link tutaj. Pomóż uzupełnić listę.
Co dzieje się w Stowarzyszeniu:
Wzbogaca się baza naszych wspomnień. Dziś zamieszczamy comiesięczny felieton honorowego prezesa Stowarzyszenia, profesora Andrzeja Targowskiego, zakończenie wspomnienia profesor Agnieszki Muszyńskiej, wspomnienie profesor Elżbiety Skotnickiej-Iliasiewicz.
POŻEGNANIE NAJBLIŻSZYCH TOWARZYSZY ZABAW
Powstanie w rejonie Placu Narutowicza trwało krótko. Zaledwie po 13 dniach sierpnia wyprowadzono nas z piwnicy. Staliśmy zbici w przerażonej gromadzie. Na podwórku domu na Słupeckiej wyprowadzano już Lidzi,. Komuś uciekła żywa gęś, która próbowała wzbić się w górę i okropnie głośno gęgała. Tak głośno, że dopiero po chwili dorośli zorientowali się, że padają strzały – nie do gęsi, jak myślano, a do ludzi, naszych sąsiadów. Wyprowadzono nas przed bramę i wówczas nasza Mama, będąca w siódmym miesiącu ciąży bliźniaczej, zaczęła śpiewać znaną, kabaretową piosenkę w której refrenie były słowa „ nie udało się we środę lecz przed sobą jeszcze czwartek masz”. Psy były coraz trudniejsze do utrzymania, wyczuwały strach, niepokój właścicieli. Niemcy wyrwali właścicielom smycze i na naszych, również dziecięcych oczach zaczęła się egzekucja naszych podwórkowych przyjaciół. Najdłużej bronił się SABA, aż do chwili, kiedy skierowano na niego serię z karabinu maszynowego.
Wzbogaca się baza naszych wspomnień. Dziś zamieszczamy comiesięczny felieton honorowego prezesa Stowarzyszenia, profesora Andrzeja Targowskiego, zakończenie wspomnienia profesor Agnieszki Muszyńskiej, wspomnienie profesor Elżbiety Skotnickiej-Iliasiewicz.
Widziane z krzesła Honorowego Prezesa
Żegnamy Geo-Stratega Profesora Zbigniewa
Brzezińskiego (1928-2017)
Po Papieżu Janie Pawle II jest to Polak,
który zrobił największą karierę polityczną w świecie. Zbigniew Kazimierz
Brzeziński (ur. 28 marca 1928 w Warszawie, zm. 26 maja 2017 w Falls Church w
stanie Wirginia – polsko-amerykański politolog, sowietolog, geo-strateg. Od
1958 roku posiadał również obywatelstwo amerykańskie. W latach 1977–1981
doradca prezydenta Jimmy’ego Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego USA. Kawaler
Orderu Orła Białego.
Jego rodzicami byli dyplomata
Tadeusz Brzeziński i Leonia, z d. Roman, w latach 1928–1931 mieszkał w Lille, w
latach 1931–1935 w Lipsku, gdzie jego ojciec pracował jako konsul. W latach
1936–1938 mieszkał z matką w Warszawie (ojciec objął placówkę konsularną w
Charkowie).
Ominął szczęśliwie PW 44 w Kanadzie. w
październiku 1938 wyjechał z rodzicami do Kanady, gdzie Tadeusz Brzeziński
został konsulem generalnym w Montrealu, tam rozpoczął naukę w Newman House
School, następnie uczył się w St. Leon’s High School w Montrealu. Od 1945
studiował nauki polityczne i ekonomię na McGill University w Montrealu, tam w
1950 uzyskał tytuł magistra (ang. Master of Arts), na podstawie pracy Russo-Soviet Nationalism. Od 1950
studiował w Ośrodku Badań Rosyjskich (Russian Research Center) Uniwersytetu
Harvarda. Tam w 1953
obronił pracę doktorską The Role of the
Purge in the Totalitarian State.
Doradca Prezydenta, czyli Vice-Premier Rządu USA. W
1977 został w administracji Cartera doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. W
tej roli postulował wykorzystanie polityki détente do osłabienia i w
konsekwencji upadku ZSRR, proponował wykorzystanie Aktu Końcowego Konferencji
Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w ideologicznej konfrontacji z blokiem
sowieckim. Już na początku kadencji skłonił prezydenta do wysłania listu do
Andrieja Sacharowa, znanego bojownika o prawa obywatelskie w ZSRR w odpowiedzi
na gratulacje otrzymane w związku z wyborem, wsparł zwiększenie nakładów
finansowych na Radio Wolna Europa i Radio Swoboda. To prawda, w amerykańskim
systemie rządzenie nie ma funkcji premiera, którym jest prezydent. Ale prof.
Brzeziński jako doradca ds. bezpieczeństwa nadzorował; MON, MSZ, CIA, FBI i
inne organizacje o podobnym profilu, co odpowiada funkcji vice-premiera w
europejskim systemie. To on opracował koncepcję praw ludzkich, które są
spuścizną kadencji prezydenta Cartera.
Wstrzymał interwencję ZSRR w grudniu
1980 r. W grudniu 1980, kiedy brylowała
w PRL Solidarność wsparł działania prezydenta J. Cartera w celu zapobieżenia groźbie
interwencji ZSRR w Polsce. Praktycznie ją wstrzymał. Dopiero w grudniu 1981 r.
nastąpił Stan Wojenny, kiedy ZSRR rękami prosowieckich Polaków powstrzymało
Polską Rewolucję na 8 lat.
Niedoszły Prezydent w III RP. Odmówił udziału w wyborach przeciwko legendzie
Solidarności Lechowi Wałęsie. W następnych wyborach (1994) przeciwko A.
Kwaśniewskiemu mógłby wziąć udział, gdyby był jedynym kandydatem prawicy. Ale w sytuacji, gdy było ich
kilkunastu odmówił udziału. I słusznie.
Prawdopodobnie głosy by się rozproszyły i by stracił wiarygodność tak w
Polsce jak i USA. Mocno popierał oddzielenie Ukrainy od Rosji po 1991 r. Także
mocno zaangażował się w lobbing za rozszerzeniem NATO i przyjęciem do sojuszu
Polski, Czech i Węgier. Popierał przywrócenie praw w Polsce płk. Cz.
Kuklińskiemu, wg. Profesora, był on pierwszym polskim oficerem w NATO.
Polonia. Był członkiem a nawet Vice Prezesem Polskiego Instytutu
Nauki i Sztuki w Nowym Jorku. Ale bardziej tytularnym niż czynnym. Bowiem
dystansował się od skłóconej Polonii Amerykańskiej.
W Polsce miał rodzinę, którą
odwiedzał. Np. kiedy przyjechał 29-31 grudnia 1977 r. z prezydentem Jimmy
Carterem do Warszawy, jego cioteczny brat red. Andrzej Roman (z którym grywałem
w tenisa) natychmiast otrzymał telefon (wówczas był to rarytas) aby móc łatwo
podsłuchiwać rozmowy kuzynów i wiedzieć co robi i myśli Profesor.
Klasycy. Dwóch imigrantów Henry Kissinger (z Niemiec) i Zbigniew
Brzeziński (z Polski) są uznanymi klasykami amerykańskiej teorii politologii
tak w zakresie akademickim jak i praktycznym. Napisał kilkanaście
politologicznych książek, które są klasyczną literaturą w tej dziedzinie. Kissinger
jest świetnym deal makerem, tzn., że
potrafi wynegocjować prawie co chce, np. dostał Pokojową Nagrodę Nobla za
wynegocjowanie pokoju w Wietnamie. Natomiast nasz Rodak był
doktrynerem-jastrzębiem. Uważał, że z ZSRR należy negocjować z pozycji siły. I
miał rację, Prezydent Reagan wygrał wyścig zbrojeń z ZSRR i doprowadził do
upadku Sowieckiego Imperium 1991 r. Wielka w tym zasługa doktryny
Brzezińskiego. Późniejsze umizgi sekretery Hilary Clinton i prezydenta Baraka
Obamy tylko rozzuchwaliły Rosję w jej ambicjach odbudowy Rosyjskiego Imperium.
Niewykorzystana szansa. Szkoda, że prof. Zb. Brzeziński nie został
prezydentem Polski w 1994 r. Dziś Polska byłaby jakże innym krajem. Ponieważ
Orzeł na czele owiec może coś wskórać, natomiast owca na czele orłów nic nie
może zrobić. Sytuacja ta wpisuje się w nasz polski syndrom niemożności. W 1918
r. Ignacy Paderewski – wielki pianista przybyły z Ameryki do Polski był krótko
polskim premierem, lecz nie dał rady w polskim świecie polityków. Wrócił do
muzyki i chciał zapomnieć o polityce. Natomiast prof. Brzeziński na całe
szczęście nie był wirtuozem fortepianu, natomiast był mistrzem polityki
międzynarodowej i dałby radę swoim rozgadanym Rodakom. Ale Rodacy woleli nie
ryzykować i zablokowali mu przyjazd. Przypomnę, że potem w Konstytucji został
podany warunek, że kandydat na prezydenta musi spełnić warunek co najmniej 5
lat mieszkania w Polsce. W Republikach Nadbałtyckich, które cierpiały na
niedobór doświadczonych nie-rosyjskich polityków takiego wymogu nie ośmielono
się zatwierdzić.
Żonaty był z rzeźbiarką Emilie
Benes (ur. 1932 w Genewie), Amerykanką czeskiego pochodzenia, stryjeczną
wnuczką prezydenta Czechosłowacji Edvarda Beneša. Miał troje dzieci: synów Iana
– analityka i politologa oraz Marka (ur. 1965) – prawnika, ambasadora USA w
Szwecji oraz córkę Mikę (ur. 1967) – znaną i atrakcyjną dziennikarkę,
współprowadzącą program Morning Joe
(MSMBC).
My Dzieci PW 44 żegnamy nieco
starszego Rodaka, który niestety swój wielki talent polityczny tylko częściowo udzielał
Polsce, swej Ojczyźnie. Cześć Jego pamięci!
POŻEGNANIE NAJBLIŻSZYCH TOWARZYSZY ZABAW
Profesor Elżbieta
Skotnicka – Illasiewicz
Mieszkaliśmy na
rogu Grójeckiej i Słupeckiej. Teraz na dole jest narożny sklep spożywczy, w
czasie wojny sprzedawano tam różnorodne przybory krawieckie. Zachwycały mnie
szafeczki z umieszczonymi przy gałce (
może na gałce) guziczkami różnej wielkości, kształtu i koloru. Zamiast zabawek
miałam całą kolekcję takich guziczków, z których układałam obrazki. Najczęściej
( bo najłatwiej) bukiety kwiatów.
Dom był wykończony
już po wybuchu wojny i oddany do użytku chyba w Polowie 40-go roku. Zasiedlony
był głównie ( a może nawet wyłącznie) przez uciekinierów z Reichu, którzy,
rzecz prosta licząc że po wojnie wrócą do swoich zostawionych za kordonem domów,
mieszkania jedynie wynajmowali a nie byli ich właścicielami. Wszyscy byli „skądinąd”, wszyscy w podobnej
sytuacji wojennych przesiedleńców, toteż pozbawieni swoich przedwojennych pozycji i stanowisk łatwo
nawiązywali kontakty tworząc zdemokratyzowaną wojennym losem wspólnotę.
W większości
mieszkań były dzieci i w niemal wszystkich - psy, zabrane z domów rodzinnych. One też stanowiły nieodłączną część naszej
dziecięcej kompanii, której główny pokój dziecinny stanowiło podwórko z
nieodłącznym trzepakiem. Psy były wszelkiej rasy, wielkości i koloru. Te
najmniejsze, jak nasz Fox-terier - BOY, łatwo dostosował się do mieszkania w
domu wielorodzinnym. Gorzej było z psami przeniesionymi z majątków, z domów otoczonych
ogrodem czy rozległym parkiem, najgorzej z psami używanymi w polowaniach,
przyzwyczajonych do rozległych
przestrzeni. Te ostatnie tylko czekały aby się wymknąć za bramę i one też na
ogół nie wracały: były bądź
przywłaszczone przez Niemców, bądź
ginęły jako ruchomy cel
rozrywek strzeleckich
stacjonujących na placu Narutowicza
niemieckich żołnierzy.
Przyszło
Powstanie, ogłoszone ciągle powtarzanym
wyciem alarmu umieszczonego na dachu Domu Akademickiego, zajętego przez wojska
niemieckie. W pierwszych dniach chodziło się jeszcze do mieszkania po poduszki,
kaszę czy mąkę. Pamiętam jak jednego dnia moja piastunka zabrała mnie „na
górę”. Trzymając mnie na rekach podeszła do okna. Na jezdni łuku Placu
Narutowicza między Filtrową i Grójecką leżał koń. Zapytałam dlaczego on leży –
piastunka odpowiedziała mi: to jest wojna, tak wygląda śmierć.
Powstanie w rejonie Placu Narutowicza trwało krótko. Zaledwie po 13 dniach sierpnia wyprowadzono nas z piwnicy. Staliśmy zbici w przerażonej gromadzie. Na podwórku domu na Słupeckiej wyprowadzano już Lidzi,. Komuś uciekła żywa gęś, która próbowała wzbić się w górę i okropnie głośno gęgała. Tak głośno, że dopiero po chwili dorośli zorientowali się, że padają strzały – nie do gęsi, jak myślano, a do ludzi, naszych sąsiadów. Wyprowadzono nas przed bramę i wówczas nasza Mama, będąca w siódmym miesiącu ciąży bliźniaczej, zaczęła śpiewać znaną, kabaretową piosenkę w której refrenie były słowa „ nie udało się we środę lecz przed sobą jeszcze czwartek masz”. Psy były coraz trudniejsze do utrzymania, wyczuwały strach, niepokój właścicieli. Niemcy wyrwali właścicielom smycze i na naszych, również dziecięcych oczach zaczęła się egzekucja naszych podwórkowych przyjaciół. Najdłużej bronił się SABA, aż do chwili, kiedy skierowano na niego serię z karabinu maszynowego.
WSPOMNIENIA Z OKRESU DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ (DOKOŃCZENIE)
Profesor Agnieszka Muszyńska
Siedlce
i Bydgoszcz. Miesiąc później wyruszyliśmy w drogę z Krakowa do Siedlec.
Miasteczko to było rozpaczliwie zburzone, ale niewielki domek z fotograficznym
atelier naszych „przyszywanych” dziadków, Adzia i Emilki, ocalał. Po śmierci
Adzia i Emilki należał on teraz do mego brata, Jaśka (Adzio przed śmiercią
zdążył spisać testament), a ponieważ Jasiek był niepełnoletni, zarządzała nasza
Mama. Dwie pracownice atelier, przyuczone przez Adzia, prowadziły dalej pracę,
co przynosiło nam nieco funduszów. Wielu sowieckich żołnierzy i oficerów
chętnie fotografowało się. Wysyłali potem zdjęcia rodzinom. Byli przecież w
obcym kraju... (a w swoim nie wolno im było podróżować). Mama zarządziła zebranie wszystkich negatywów
i zdjęć hitlerowców (którzy też lubili się fotografować i wysyłać zdjęcia
rodzinom) i przekazała je polskim władzom, poszukującym zbrodniarzy wojennych.
Natychmiast też Mama rozpoczęła pracę zawodową. Był ogromny brak leków jak i wszelkich innych medycznych
instrumentów i również brak lekarzy, felczerów, pielęgniarek...
Zarówno hitlerowcy jak i sowieci niszczyli konsekwentnie polską inteligencję.
Mama przyuczyła mnie pomagać Jej w operacjach (Mama była lekarzem-okulistką),
których wiele musiała wykonywać. Wokół było ciągle pełno min i niewypałów i
wypadki zdarzały się bardzo często, szczególnie dzieciom. Wkrótce znaleźliśmy
niewielkie mieszkanie w dość starym budynku, który nawet nie miał doprowadzonej
ani wody ani kanalizacji i który również bardzo ucierpiał w czasie wojny – miał
dziury w ścianach i nie było balkonów, więc niebezpiecznie było otwierać duże
balkonowe okna. Metalowe balkony wielu domów zostały przez hitlerowców
rozmontowane i wywiezione, jako potrzebny materiał dla niemieckiego przemysłu.
Przynajmniej nareszcie już polscy rolnicy zaczęli uprawiać ziemię i
zaopatrzenie żywnościowe nieco poprawiało się. Przestaliśmy głodować.
Wkrótce
wojna skończyła się. Kraj zmienił się. Przede wszystkiem jednak wszędzie widać
było przeogromną biedę. Polska stała się
satelitem ZSRR. Nowy polski rząd zaczął szybko wcielać w życie komunizm i
likwidować starą polską inteligencję oraz szczególnie Polaków walczących w
Armii Krajowej. Uwięziono ponad 560 000 polskich patriotów oraz „bogatszych”
chłopów („kułaków”), którzy oponowali przeciwko kolektywizacji. Z tej liczby –
około 70 tysięcy osób zostało zabitych. 250 000 Polaków zostało deportowanych
do 300 nowo-stworzonych w Polsce gułagów, obozów pracy wymuszanej, jak kopalnie
węgla. Wielu z tych ludzi nigdy z owych obozów nie powróciło do swoich domów.
Nie wolno nam było wspominać o naszym Ojcu, Starobielsku czy Katyniu, bo były
to niebezpieczne politycznie sprawy. „Ojciec zaginął na wojnie” – to była
jedyna dozwolona „formułka” dla nas przez następne 44 lata.
Po wojnie zmieniła
się też znacznie mapa Polski; wschodnia granica Polski przesunęła się znacznie
na zachód, straciliśmy stare polskie miasta – Lwów i Wilno i szmat ziemi
wschodniej. Natomiast zachód Polski otrzymał „ziemie odzyskane”, na które
przesiedlano Polaków z ziem zagarniętych przez ZSRR. Wielu mieszkających tam
Polaków Sowieci już jednak zdążyli uśmiercić albo powysyłać w głąb Azji, na
Sybir, bez możliwości powrotu. Wojna
była dla Polski przeogromną apokoalipsą i niestety ta apokalipsa trwała dalej.
*
Wkrótce w Siedlcach zaczęły funkcjonować szkoły, ale ciągle brakowało
nauczycieli, pomocy szkolnych, zeszytów i książek. Pamiętam mój ogromny „głód”
czytania, a żadnych książek po prostu nigdzie nie było... Przynajmniej niebo było wypełnione już tylko
ptakami i motylami, a nie wrogimi samolotami... W 1947 roku przenieśliśmy się z
Siedlec do Bydgoszczy, która nie ucierpiała tak bardzo w czasie wojny,
aczkolwiek mieszkańcy tego miasta, wcielonego w czasie wojny do Niemiec,
zostali podani agresywnej germanizacji, co po wojnie bardzo raziło. Życie
codzinne polepszyło się – zaopatrzenie w żywność poprawiało się z dnia na
dzień. Mieliśmy w Bydgoszczy mieszkanie z centralnym ogrzewaniem, bieżącą wodą
oraz kanalizacją i nie straszyły nas już ruiny wokoło. Bydgoszcz nie była
zniszczona wojną, aczkolwiek wiele Polaków w Bydgoszczy Niemcy zabili. Mama
miała ciągle pełne ręce roboty, bo była jedną z trzech tylko lekarzy-okulistów
w całym województwie bydgoskim o populacji ponad 500 000 osób...
Mój brat i ja zaczęliśmy chodzić do bardziej normalnych polskich szkół i szybko nadrabiać braki w naszej edukacji, aczkolwiuek wielu polskich nauczycyieli poległo w wojnie, w okupoacji, jak i w trakcie wdrażania komunizmu w Polsce.
Agnieszka (Agnes) Muszyńska wyemigrowała z Polski do USA w 1980 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz