Sympozja, wystawy, spotkania: Co się dzieje w Muzeum Powstania Warszawskiego, w Warszawie, w Polsce i na świecie.
14 06 2016 Promocja książki „Powstanie Warszawskie. Wędrówka po walczącym mieście”
14 06 2016 Promocja książki „Powstanie Warszawskie. Wędrówka po walczącym mieście”
Muzeum Powstania Warszawskiego, Audioteka oraz Wydawnictwo WarBook zapraszają na promocję książki „Powstanie Warszawskie. Wędrówka po walczącym mieście” autorstwa Marcina Ciszewskiego oraz słuchowisko o tym samym tytule w reżyserii Grzegorza Drojewskiego, z doborową obsadą i muzyką na żywo.
Wtorek, 14 czerwca, godz. 19.00. Sala pod Liberatorem, Muzeum Powstania Warszawskiego.
Widziane z krzesła Honorowego
Prezesa Andrzeja Targowskiego.
Budujemy „Nowy Świat”, czyżby lepszy?
Wydawałoby się, że należymy
do szczęśliwych ludzi, ponieważ wyszliśmy z Powstania Warszawskiego żywi.
Przeżyliśmy 44 lat PRL, kolejnych lat zniewalania umysłów, jak kiedyś
powiedział Noblista Czesław Miłosz o tych czasach. I wydawałoby się nam, że
dożyliśmy w 21 wieku do stanu, gdzie nauka, sztuka i technika doszła do
świetnego zenitu, czyniąc z nas ludzi szczęśliwych. Zwykle w tego typu
rozważaniach na plan pierwszy wychodzą sprawy zwyrodniałej polityki, z której
nikt nie jest zadowolony. Tym razem poświęcę parę uwag na temat rozwoju
techniki i jej wpływu na nasze życie, a w każdym razie na życie naszych dzieci
i wnuków.
Otóż przeczytałem w PAUzie
Akademickiej (periodyk Polskie Akademii Umiejętności w Krakowie) opinię Umberto
Eco i ABBY – częstego w „PAUzie Akademickiej” Autora, że konsumenci
zafascynowani technologią nie interesują się nauką. Stąd chcę dorzucić kilka uwag
a propos naszych szans w życiu
sterowanym nauką i techniką.
Chyba nie o technologię tu
chodzi sławnemu pisarzowi włoskiemu, a o technikę. Bowiem technologia to sposób
zrealizowania techniki. Niestety nauka, a za nią technika, bezkrytycznie prze
do technologicznej informatyzacji (cyfryzacji) społeczeństwa, które będzie
znało jedynie magiczny klawisz „enter”. W rezultacie zostanie zrealizowany
cichy cel biznesu, jakim jest gospodarka bez pracowników (labor-free economy), gdzie tylko jeden sprytny multimiliarder z
białym kotem na kolanach będzie naciskał klawisze kokpitu „nowego cudownego”
świata.
Nawet „ciemny lud” w Stanach
Zjednoczonych tego już „nie kupuje” i wie, że technika podbija kulturę
człowieka, a nie wspiera jej, jak kiedyś to robiła. Szczególnie wiedzą to
mieszkańcy stanu Michigan (centrum przemysłu USA), gdzie mieszkam i gdzie
fabryki, które wracają z Chin, są ciemne, ponieważ są zautomatyzowane i szkoda
oświetlenia dla maszyn. Niestety automaty te nie chcą płacić podatków na
szkoły, uniwersytety, drogi i …naukę. Zresztą nauka niestety nie wypowiada się
na temat jej społecznych konsekwencji (za mało nakładów czy obawa, aby nie
narażać się środowisku?), kiedy przetransformowana w technikę –
„technologizuje”, czyli realizuje bezczynne społeczeństwo, które będzie musiało
żyć z zapomóg (jak grupy popegeerowskie w Polsce).
Marks (żyjący u progu
rewolucji przemysłowej) nie przewidział tego, że technika, doprowadzona do
końca swego absurdu, wreszcie rozwinie wolne od walki klasowej komunistyczne
społeczeństwo, odkotwiczone od pracy i do tego żyjące z jednakowych zapomóg,
coś w rodzaju 2000+ (ale na pierwszego bezrobotnego w rodzinie).
Co gorsza, amerykański
futurolog Ray Kurzweil przewiduje, że w ciągu dosłownie niewielu lat – około
roku 2025 – komputery będą myśleć szybciej od ludzi i nastąpi nowe singularity naszego gatunku. Czyli
przypuszczalnie zostaniemy zabici, a sprytniejsi zostaną, co najwyżej
przetransformowani w „nadludzi” (digital
übermensch). Jednocześnie na moją krytykę dorzuca, że nie można kontrolować
postępu w nauce i technice. Czyżby? W medycynie ma to miejsce, gdy np. chodzi o
klonowanie.
Na nic przydały się etyczne prawa
Asimova, aby nie budować robotów, które mogą nas zabić. W moich badaniach nad
mądrością doszedłem do wniosku, że w biedzie jesteśmy mądrzy, a gdy nam powodzi
się lepiej, to głupiejemy.
Profesor Andrzej Targowski
Zieleniak - zstąpienie do piekła.
Wspomnienie dziecka powstania
Piszę te kilka zdań wspomnień, kiedy dociera do mnie
wiadomość, że władze Ochoty, mojej rodzinnej dzielnicy, chcą „ustroić”
powstające na miejscu Hali Banacha centrum Handlowe nazwa miejsca, które w mojej pamięci zasługuje raczej na ciszę, pochylenie głowy i
zadumę nad dramatem wydarzeń , których było świadkiem.
Mieszkałam z Rodzicami w czasie wojny w nowo wybudowanym
domu na rogu Grójeckiej i Słupeckiej. Okna
narożnego pokoju stołowego wychodziły na obecny dom akademicki na Placu
Narutowicza, w czasie wojny zajęty na koszary, głównie jednostek gestapo. Tak liczne zgrupowanie
wojska na Ochocie zadecydowało w
znacznej mierze, że walki powstańcze
zostały przez Niemców bardzo szybko opanowane.
Po dziesięciu dniach powstania spędzonych w piwnicy, wrzaskiem i popychaniem wygnano nas na
podwórko i uformowano kolumnę obstawioną wojskiem. Miałam wówczas zaledwie cztery i pół roku to
też moja dziecięca pamięć nie utrwaliła egzekucji mieszkańców sąsiedniej
kamienicy a jedynie uciekającą ofiarom gęś, tak jak nie pamiętam egzekucji niesprawnych
współmieszkańców naszego domu a jedynie rozstrzeliwanie
psów, naszych towarzyszy zabaw na
podwórku, zakłócających ordnung formowanej kolumny.
Był 10-ty dzień upalnego sierpnia.
Byliśmy jedną z pierwszych grup wygnańców warszawskich. Całą drogę od domu na
Zieleniak niosła mnie na rękach moja mama, która była w zaawansowanej,
bliźniaczej ciąży. Ludzie porzucali
bagaże, bo musieli trzymać ręce podniesione do góry. Mama, trzymając mnie na rękach nie mogła rąk podnieść i prosiła,
żebym ja je podniosła – odmówiłam i to
mi zostało do dzisiaj. W rozmowach rodzinnych prowadzonych po latach rodzice wspominali, że w tej tragicznej
kolumnie ludzie zachowywali jeszcze swoje identyfikacje: ostrzegali się,
wymieniali pełne przerażenia obawy ( przecież przed chwilą stracili
sąsiadów) pomagali sobie ( szczególnie
mojej mamie), mimo dramatycznej sytuacji wiązały ich różne zażyłości sąsiedztwa: pani Zofii z trójki,
inżyniera spod siódemki czy małej dziewczynki Jadzi z parteru. Zachowywali jeszcze swoje miejsca
w sąsiedzkiej wspólnocie. Przepędzenie ich na
niedawny rynek, zawalony resztkami straganów i gnijących resztek towarów
był pierwszym etapem zejścia do piekła. To kim byli, pozostawili za ogrodzeniem strzeżonym przez niemieckich
strażników, o tym kim stąd mieli wyjść decydowała ślepa wola tych, którym
powierzono funkcje dozoru nad spędzonym tłumem – opitych alkoholem i żądzą
zdobyczy własowskich żołdaków. Mój brat, wówczas jedenastolatek przypominał, że
przy przekraczaniu granicy obozu trzeba
było pokonać rosnący próg usypany z kluczy. To dowód porzucanej racjonalności :
nadzieja, że gdy „oni” nie będą mieli kluczy to nie ograbią mi mieszkania. Na
okrucieństwo strażników mniej byli narażeni ci, którzy niczego nie mieli :
pierścionków na opuchniętych palcach – bo takim obcinano ręce, wisiorków i
medalików na szyi – bo takie zrywano bez
ich rozpinania, dziewczęcej kobiecości, bo takie gwałcono. Zieleniak, bo to miejsce wspominam, był
dla relatywnie nielicznych zakończeniem
życia, ale dla wszystkich miejscem odzierania ich z ludzkiej godności. Zstąpieniem
do piekła.
Ktoś,
kto chciałby wspomnienie tego miejsca zawarte w jego nazwie wykorzystać dla
celów komercyjnych wykazuje bądź brak znajomości najnowszej historii naszego
miasta, bądź elementarny brak wrażliwości. Zieleniak to istotnie miejsce
przedwojennego i wojennego targu, na które okoliczni rolnicy, do chwili wybuchu
Powstania, zwozili swoje produkty. Tragiczna zmiana jego funkcji w czasie
powstańczej tragedii, budzi w pamięci Warszawiaków grozę i bolesne wspomnienia.
Słowo Zieleniak i miejsce, które oznacza, zasługuje raczej ( jak wspomniałam wcześniej) na ciszę, pochylenie głowy i zadumę nad
dramatem wydarzeń , których było świadkiem.
Profesor Elżbieta Skotnicka - Illasiewicz
Jest to czternasty, czerwcowy numer naszego Biuletynu. Zapraszamy członków Stowarzyszenia do współuczestnictwa w redagowaniu Biuletynu. Zapraszamy do redagowania rubryk, nadsyłania notek, komentarzy.
W załączniku do dzisiejszego mejla znajduje się deklaracja członkowska Stowarzyszenia. Prosimy o wypełnienie jej (jeśli jeszcze takiej deklaracji nie otrzymaliśmy) i odesłanie do Zarządu albo mejlowo albo pocztą. W przypadku użycia drogi mejlowej nie wymagamy własnoręcznego podpisu, natomiast w przypadku wysyłania pocztą prosimy o jego dokonanie. Przypominamy że składka członkowska jest dobrowolna.
Adres korespondencyjny Stowarzyszenia: Ul. Igańska 26 m. 38, 04-083 Warszawa.
Od Redakcji:
Jest to czternasty, czerwcowy numer naszego Biuletynu. Zapraszamy członków Stowarzyszenia do współuczestnictwa w redagowaniu Biuletynu. Zapraszamy do redagowania rubryk, nadsyłania notek, komentarzy.
W załączniku do dzisiejszego mejla znajduje się deklaracja członkowska Stowarzyszenia. Prosimy o wypełnienie jej (jeśli jeszcze takiej deklaracji nie otrzymaliśmy) i odesłanie do Zarządu albo mejlowo albo pocztą. W przypadku użycia drogi mejlowej nie wymagamy własnoręcznego podpisu, natomiast w przypadku wysyłania pocztą prosimy o jego dokonanie. Przypominamy że składka członkowska jest dobrowolna.
Adres korespondencyjny Stowarzyszenia: Ul. Igańska 26 m. 38, 04-083 Warszawa.
Ważne:
Zarząd Stowarzyszenia rozważa zorganizowanie w październiku 2017 sesji naukowej "Powojenne losy dzieci Powstania".
1. Prosimy o opinie co do celowości zorganizowania takiej sesji.
2. Przedsięwzięcie takie nie uda się bez współuczestnictwa naszych członków. Apelujemy o zgłaszanie się wolontariuszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz